Teraz definitywnie mogę uznać działalność górską w roku 2011 za zakończoną. Był to z pewnością bardzo udany rok, chociaż nie wszystkie plany udało się zrealizować.
Wszystko zaczęło się już drugiego stycznia bardzo lajtową wycieczką na Wielki Chocz (foto kilerusa):
Niecały tydzień później mimo paskudnej odwilży postanowiliśmy coś z Kilerem załoić. Mimo dziab wypadających z błotnistych trawek i spadających kamieni padła krótka droga Głogowskiego (III) na Czubie nad Karbem.
Niestety wkrótce po tym kilerus doznał poważnej kontuzji stawu skokowego, która wyłączyła go z działalności górskiej na następne kilka miesięcy. Mi praca też niezbyt pozwalała na jakiekolwiek wyjazdy i tak jakoś przeleciało niemal pięć miesięcy bez Tatr.
W międzyczasie wszedłem tylko z golanmaćkiem na Babią Górę (gdzieś w okolicach marca), z żoną na Górę Grzywacką w Beskidzie Niskim (fotka poniżej) i samotnie na Górę Liwocz koło Jasła
Kiedy kiler zaczął odzyskiwać siły i władzę w nodze postanowiliśmy sprawdzić kondycję na niedzielnej wycieczce na Lubomir.
Okazało się, że ze starego kilerusa jeszcze moc zupełnie nie uleciała, więc trzeba było szybko wykorzystać to w Tatrach.
Jeszcze w wiosennych śniegach, ale już z letnim sprzętem macaliśmy zimny tatrzański granit robiąc fragment głównej grani Wysokich od Szpiglasa do Przełączki pod Zadnim Mnichem (III) - fota kilerusa:
Tydzień później spragnieni Kofoli odwiedziliśmy południowych sąsiadów wchodząc granią na Żółtą Turnię (III). Przez Ławkę Dubkego (I) weszliśmy na Pośrednią Przełęcz i paskudnym żlebem do Doliny Staroleśnej. Kilerus spragniony wrażeń wszedł dodatkowo na Żółty Szczyt.
Czas biegł nieubłaganie. Śnieg szybko topniał, zbliżało się lato, więc trzeba było korzystać z suchej skały. Nie minął tydzień, a już siedzieliśmy w Betlejemce z grubymiłysym sącząc piwo i snując plany na kolejne dni. Pogoda nam sprzyjała i udało się. W ciągu trzech dni padły:
- „Setka” na Zadnim Kościelcu (IV)
- „Gnojek” na Kościelcu (III)
- Lewi Wrześniacy na Zamarłej Turni (V)
- fragment wschodniej grani Świnicy (II)
- „Patrzykont” na Zadnim Kościelcu (IV+ z wariantem V)
Chłopaki zostali jeszcze dzień dłużej i zrobili nieco więcej.
Fotka kilera:
Niespełna dwa tygodnie później przy dosyć niesprzyjającej aurze przeszedłem z jck piękny filar Komarnickich (III) na Pośredniej Grani:
Deszczowy lipiec nie sprzyjał wycieczkom w góry. Od adrenaliny odpoczywałem nad morzem.
Opłaciło się nabrać trochę sił i kolejne tygodnie obrodziły w piękne wycieczki.
6 sierpnia wraz z kilerem i Krzyśkiem zrobiliśmy Szarpane Turnie (III) i Koronę Wysokiej (II-III):
Tydzień później z Golanmaćkiem i GoAwayem próbowaliśmy przejść Grań Kończystej, ale ze względu na deszcz padł tylko Zmarzły Szczyt i Stwolska Ławka z oryginalnym wariantem (na oko III) pokonywanym przy ostrym gradobiciu.
Po dniu odpoczynku wybieram się w Tatry na mały spacerek na Sławkowski Szczyt wraz z żoną i starym dobrym kumplem ze studiów:
Cztery dni później licząc na lepszą pogodę podejmuję z golanmaćkiem kolejną próbę przejścia grani Kończystej. Tym razem zabrakło sił, determinacji i czasu. Pogoda też wcale nie rozpieszczała. Skończyło się na Wyżniej Dziurawej Przełęczy.
Towarzyszyli nam explorer i fanatyk, którym szło nieco szybciej i przeszli całą grań.
Ale my tu jeszcze kiedyś wrócimy
Niecały tydzień po porażce na Kończystej postanowiłem uderzyć w nieco bliższe okolice. Ze zjerzonym chcieliśmy przejść Śnieżną Dolinę. Wycieczka ze względu na ogromny dwugodzinny ulewny deszcz zakończyła się odwrotem w wodzie po kostki (miejscami po pas

) po zaledwie kilku godzinach. Ale cośmy przeżyli, to nasze
Cały następny dzień dochodziliśmy do siebie, po to tylko żeby już kolejnego wrócić pod Tatry i przejść Filar Urbanovica (III) na Pośredniej Grani. Droga mozolna, zarośnięta i niezbyt atrakcyjna, ale wycieczka jak zwykle udana:
Czułem, że to moja szczytowa forma, więc tydzień po Pośredniej wraz z Lukaszem przechodzimy grań Wideł „pod włos” (V).
Kolejny weekend jest niestety niezbyt szczęśliwy

Kilerus porzuca góry i żeni się z Olgą. Żale postanawiamy utopić w weselnej wódce.
Tydzień później wyruszam z tymi, którzy jeszcze chcą coś załoić na Śnieżny Szczyt przez Śnieżną Dolinę (III). Skład: grubyiłysy, Lukasz, rumpel i ja:
Jak się wkrótce okazuje, z kilerem nie jest tak całkiem źle i udaje mu się jeszcze wyrwać z małżeńskiego łoża choć na chwilę i przechodzimy 1. października ładną Grań Solisk (II) - foto kilera:
Pod koniec listopada zaliczamy też krótki wypad na wschód słońca w słowackich zachodnich, a na początku grudnia błądzimy gdzieś w zupełnie nieznanej i nowej dla nas dolinie
Rok 2011 kończymy przejściem drogi Potoczka (III z wariantem V) na Czubie nad Karbem 30 grudnia:
Wszystkim, z którymi wyjeżdżałem w góry, a zwłaszcza tym z którymi przyszło mi się związać lina dziękuję za partnerstwo i wspólnie spędzony czas.
Poza górami było jeszcze trochę wyjazdów w jurajskie skałki. Główną partnerką wspinaczkową była na nich Kasia86. Dziękuję jej zatem za wspólny wspin. Na pewno procentowało to później podczas tatrzańskich wycieczek.