Cytuj:
Znowu klapki na oczach, bo widzisz tylko konsumenta, który zapłaci, a nie widzisz tego, któremu on da pracę. Takich terenów jest o wiele więcej, niż byś sądził. Wiele jest również możliwości świadczenia nietypowych usług przewodnickich na rzecz niszowych form turystyki, odbiegających od sztampy nauczanej na kursach. Po deregulacji otworzy się możliwość dla przewodników spełniających oczekiwania takich właśnie turystów.
Tia, i znów jesteśmy przy Twoich średniowiecznych i nieprawdziwych wyobrażeniach n.t. kursów. (i to Ty mi zarzucasz klapki na oczach...) Nie chcę znów rozwijać tego tematu (już to przerabialiśmy, bez efektów) więc powiem krótko - przesadzasz. Albo raczej - nie doceniasz środowiska przewodnickiego. Nietypowe zlecenia też znajdują wykonawców. Nieco trudniej, ale jednak. JEDYNE nietypowe zlecenie, o jakim słyszałem w swoim regionie, a którego nikt się nie podjął, było zaplanowanie i oprowadzenie po Wrocławiu grupy niewidomych. Ostatecznie nie znaleźli nikogo, i pojechali gdzie indziej. Szkoda, ale wcale się nie dziwię. Moim osobistym zdaniem, przygotowanie programu dla osób niewidomych wymaga doświadczenia w kontaktach z nimi - chyba nawet bardziej, niż kompetencji typowo przewodnickich.
Ale wracająć do tematu - ja stwierdzam jak powyżej, Ty zapewne zaprzeczysz, przywołując przykład obozu wędrownego sprzed lat lub inny podobny, ale oszczędźmy sobie tego i przejdźmy do meritum - nietypowe zlecenia, z definicji są rzadkością. Nawet jeśli przyjmiemy Twoją tezę, że "nowi" poradzą sobie z tym, z czym nie poradzili sobie "starzy" - to nadal będą to zlecenia pojedyncze. Poza sezonem może nie być ich w ogóle. A przecież o nie też będzie walczyło wielu chętnych.
Cytuj:
Jak ktoś jest bezrobotny, to każda praca, nawet sezonowa, da mu wtedy pracę. Brak hamulca w postaci państwowej biurokracji pozwoli co obrotniejszym rozkręcić interes w branży turystycznej.
Znów - zapewne wielu ludzi spróbuje. I jestem pewien, że duża ich część sobie poradzi, lepiej lub gorzej, zdobywając stopniowo doświadczenie. Ale jest jeden problem - niezależnie od tego, czy mówimy o Wrocławiu lub Krakowie, czy może o mało znanych zakątkach województwa Lubuskiego - liczba zleceń wzrośnie w mniejszym stopniu niż liczba walczących o nie chętnych. Zatem na każdego chętnego do pracy przypadnie tej pracy mniej niż obecnie. Jeśli nawet obecnie jest to za mało, by zajmować się tylko tym - to tym bardziej nie wierzę, żeby otwarcie zawodu w jakimkolwiek stopniu wpłynęło na rynek pracy. Zwłaszcza, jeśli jednocześnie spadną ceny (a to jest nieuniknione).
I tylko o to mi w tym momencie chodzi - parę osób się wybije i faktyccznie nieźle zarobi, częściowo zapewne kosztem dotychczasowych przewodników, którzy "wypadną z rynku", tak czy siak krzyki na lewo i prawo o ratownaiu rynku pracy są w tej sytuacji zwyczajnym populizmem i niczym więcej.