Plan był inny.Zmienił się jednak tak jak zmieniały się warunki w Europie..

W końcu zdecydowałam wyskoczyć na szybko na rekonesans Beskidu Niskiego, ziemi nieznanej..
W czwartek zajechaliśmy do Wysowej,i zaparkowaliśmy pod jakąś kliniką,ha,jak prawdziwi kuracjusze. Pogoda wisielcza,ale czasem gdzieś tam zza chmury wyglądało słońce..Ruszyliśmy zielonym szlakiem,wiodącym przez Dolinę Łopacińskiego,na Kozie Żebro (847m npm).
Może i niski ten Beskid,ale podejścia krótkie i intensywne..na Kozim zmieniliśmy kolor szlaku na czerwony,w stronę Rotundy (771m npm). Na jej szczycie znajdują się ruiny cmentarza wojskowego.
Dalej czerwonym szlakiem przez Popowe Wierchy aż do wsi Wołowiec,skąd już blisko było do bacówki pod Bartnem. Po drodze słońce schowało się do reszty w chmurach, zlał nas deszcz, w 3 miejscach przekraczaliśmy wartki potok,las zdawał się być cichy i spokojny, szło się doskonale..już wiedziałam,że to będzie moje odkrycie roku z tym Beskidem Niskim..nie muszę dodawać,że nikogo tego dnia nie spotkaliśmy,a w bacówce też byliśmy sami..
Taka chałupa po drodze,we wsi:
I taki mroczny las:
Dziwne trawiaste kopce:
I wahanie,jak się za to zabrać,żeby przejść suchą nogą:
Spokojny wieczór w bacówce:
Piątek przywitał nas mgłą i lekkim opadem,dokładnie tak jak w prognozach,które smsami podesłali mi koledzy uprzejmi z forum,dziękuję Panowie,sprawdziło się-pogoda iście barowa.Nie zmieniłam planu tym razem: na dzień dobry ruszyliśmy obejrzeć wieś Bartne,wzbudzając zainteresowanie u miejscowych..we wsi obejrzeliśmy cerkwie i typowe zabudowania tzw.chyże..
Popadało..żeby wejść na żółty szlak trzeba było przekroczyć potok,to chyba normalne na wiosnę w tej części Beskidów.Tym razem zanurzenie było prawonożne,pech..do tego oczywiście popadało,z pół godziny.Szlak to jedno wielkie błoto..to też chyba normalne na wiosnę tutaj,do tego często ze szlakiem pokrywa się droga do zwózki drewna i wygląda to tak:
Ale i ma to swój magiczny urok:
Na cieniutkich nitkach:
Zeszliśmy do Banicy skąd niebieskim szlakiem ruszyliśmy w stronę przełęczy Małastowskiej.Szlak wiódł przez las,bez podejść raczej..na przełęczy obejrzeliśmy cmentarz wojskowy i szybko pogonieni przez kolejny opad polecieliśmy do schroniska,na kawę. Oczywiście pustki..schronisko urokliwe,ale najlepsza ta winda,którą obsługa zapodaje posiłki,napoje ..i co tam trzeba.Pierwszy raz coś takiego widziałam,żeby do obsługi wołać „w dół” a zamówienie wyjechało windą..kapitalne i śmieszne.
Na przełęczy Małastowskiej cmentarz wojenny z I wojny światowej:
Po kawie-przydała się-zostało nam tylko 7h marszu,wg znaków,do Wysowej..Widziałam,że Pustemu się to średnio uśmiechało..ja zaś zachwycona,stwierdziłam,że przejdziemy to w niecałe 6h i to z przerwami. Wdrożyliśmy zasadę maszeruj albo giń i ok.13 ruszyliśmy zielonym szlakiem w drogę.Oczywiście towarzyszył nam przelotny opad,dużo błota,moczary jakieś i bagna..szybko zeszliśmy do wsi Smerekowiec,szlak przecina oczywiście potok spory,na szczęście jest most..We wsi zagadała nas stara kobieta,że nam się turystyki zachciało..spytała skąd jesteśmy,nic nie mówiło jej Bielsko czy Żywiec..Katowice oględnie kojarzyła,bo w młodości przez nie przejeżdżała..
Przez pola i łąki weszliśmy w taki oto klimat:
A chwilę dalej taki las:
Dalej za zieloną ścieżką przez Banne (583m npm) i w dół do wsi o fajnej nazwie Skwirtne.Wieś to klika zabudowań,cerkiew..i spokój sielski.
Zdziwienie na twarzach miejscowych-że się komuś w taką pogodę chce łazić..tak to odczytałam.Pod cerkwią chwila oddechu i znów przez bagienną ścieżkę w las..i tu solidne podejście na Skałkę (820m npm),a las zatopiony w cichym śnie i we mgle…deszcz przestał padać i zrobiło się zimno jakoś..
ze Skałki już blisko na znane nam już Kozie Żebro a potem już w dół do Wysowej..plan zrealizowany,o 18 odjeżdżaliśmy już w stronę domu,na niebie zbierały się ciemne chmury a miejscami wszystko tonęło w gęstej mgle.
Jestem zauroczona,może i taka pogoda sprawiła,że ten Beskid wydał mi się taki spokojny,tajemniczy,jakby zawieszony w czasie…jak dla mnie dwa niesamowite dni, a do tego spora ilość przemaszerowanych kilometrów..czyli wszystko co lubię
