Grzechem było nie skorzystać..obowiązki w czwartek i piątek wzywały mnie do Rzeszowa,a tam będąc to już rzut beretem w Bieszczady. Postanowiłam urodzinowy czas spędzić tam właśnie..W piątek po pracy pognałyśmy w strugach deszczu do Komańczy..gdy zaparkowałam auto pod „hacjendą”,która okazała się być naszą metą na weekend jakby cudem przestało padać..do tego przywitał nas gość na bosaka,okazało się,że mamy fajną miejscówkę na nocleg i zabawne towarzystwo na wieczór;p W piątkowy wieczór kolacyjka na zewnatrz,w ciszy i spokoju,na końcu świata gdzie zasięgu prawie nie ma i do tego przedurodzinowa wódka cytrusowa,jakaś nowość,niezłe..latają świetliki,a niebo pełne gwiazd..
No:
Sobota rano-wreszcie w góry.Nie znałam okolicy,a musiałam pogodzić trasę z możliwościami koleżanki (tej co ją rok temu przeciorałam przez całą Małą Fatrę:)) Poszłyśmy z Komańczy czerwonym szlakiem,przez las do Prełuk skąd spokojnie dróżką do wsi Duszatyn. We wsi tej utworzono rezerwat „Przełom Osławy”-rzeki wzdłuż której się idzie. Bar w tejże wsi czynny,ale nie zahaczyłyśmy..Z Duszatyna kierowałyśmy się dalej czerwonym szlakiem,wzdłuż potoku Olchowaty,naszym celem były Jeziorka Duszatyńskie,o których tyle słyszałam a nie widziałam.Jeziorka faktycznie ładne-z trzech które powstały w 1907 roku zachowały się dwa. Jeziorka powstały wskutek osunięcia się fragmentu zbocza Chryszczatej. Po odpoczynku nad jeziorkami poszłyśmy na Chryszczatą (997m npm).Szlak wiedzie głównie cały czas lasem a na szczycie znajduje się betonowy słup,który kiedyś był stanowił podstawę drewnianej wieży..widoków specjalnie z Chryszczatej nie ma..Dalej czerwony szlak powiódł nas na przełęcz Żebrak,z której przemaszerowałyśmy jeszcze na Jaworne. Jako,że było już późnawo musiałam zrezygnować z marszu do Cisnej..szkoda,tego fragmentu,szkoda.Wróciłyśmy szybko na przełęcz Żebrak i z niej asfaltową drogą dotarłyśmy do wsi Wola Michowa.Stąd hyc jeden stop do Smolnika…mały rucha tam samochodowy,ale jakoś udaje się złapać kolejny samochód i mkniemy do Komańczy oglądając widoki.Nawet do sklepu spożywczego (można kartą płacić,juupi!!) udaje się nam zdążyć. Wieczorem nie ma naszego gospodarza,zajmujemy się kotem,długo siedzimy przed chałupą i…. pijemy wino a z lasu nie wyłania się ani żubr ani niedźwiedź..;p
Z soboty:
Niedziela rano.Śniadanie na zewnątrz i uciekamy moim wozem do Cisnej-zachęcona opisem trasy z Rewaszowego przewodnika wybieramy się na Jasło i Fereczatą..Na dziś mniej krzaczorów a więcej widoków-choć lasy w Bieszczadach są piękne. Koleżanka ledwo się turla,znów ją but odarł a nie wzięła plastrów.Ja za to nie mam moich tabletek na alergię i w dzień urodzin kicham ze sto razy a z nosa cieknie potok..słyszę więc dziś często "Sto lat" dobiegające mnie gdzieś z oddali..tam gdzie człapie Baśka! W Cisnej parkujemy pod urzędem (czynne już były również parkingi płatne..) i przy dźwiękach porannej mszy ruszamy na szlak.Kawałek po moście kolejki wąskotorowej i już wchodzimy w..las.Na początek musi być las,ha!Podchodzimy do góry trawersując Rożków (943m npm) i powoli zaczynamy się wynurzać z lasu w niższe krzaczoro-zarośla..Pierwsze widoki pojawiają się z Małego Jasła (1097m npm) a później faktycznie pięknie na Jaśle (1153m npm).Upał doskwiera..Z Jasła szybko docieramy na Okrąglik (1101m npm),z którego odbijamy na Fereczatą (1102m npm).Z tego szczytu również pięknie widoki..z Fereczatej już tylko zejście do wsi Smerek gdzie decydujemy się łapać stopa.Tym razem trudniej,choć ruch większy..w końcu na dwie raty docieramy do Cisnej,dziwnym trafem znów przy głosach mszy..hm:) W Cisnej jakby trożkę żywszy ruch turystyczny,3 czynne sklepy nawet:) kupujemy zimne piwo na dziś i uciekamy moim wozem do naszej „hacjendy” w Komańczy.Wieczór przy ognisku i przy rozmowie o dziwnościach tego świata.Świetliki gdzieś latają,z lasu nie wyłania się żaden zwierz,pijemy piwo..
Z niedzielnych gór:
Takie magiczne to drzwi do tej spokojnej i cudownej krainy:
I te łąki kwieciste-sprawcy mojej alergi..
No i święto w końcu,ale najpierw trzeba zaklinać to ognisko co by się paliło:
Poniedziałek rano,wczesna pobudka.Góry żegnają nas deszczem a gps serwuje zwiedzanie okolic i Beskidu Niskiego..jakoś docieramy z tej ciszy,zieleni,spokoju do Krakowa..Dlaczego są poniedziałki???? eh,to były jedne z najwspanialszych urodzin jakie można sobie zażyczyć..czekam z niecierpliwością na kolejny wyjazd służbowy do Rzeszowa i na kolejną wizytę w nieznanych zakątkach tych cudnych gór..
