kaarcia84 napisała:
Cytuj:
Przyznaję rację, że trzeba było go jak najszybciej sprowadzić na dół, ale on sam jeszcze rozważał atak szczytowy jak poczuje się lepiej. Wątpiliśmy w to wszyscy, ale skoro chce iść to nie może być AŻ tak pozbawiony sił.
kaarciu, wiedz na przyszłość, że bardzo często chory na wysokościówkę nie zdaje sobie z tego sprawy.
Dlatego tak ważna jest wzajemna obserwacja przez partnerów.
Gdy już zauważy się u kogoś symptomy, jak choćby wyżej wspomniane opóźnienie reakcji, należy przeprowadzić dodatkowe testy (np. liczenie przez chorego od 50 do tyłu co drugą liczbę).
Jeżeli "obleje" to już nie należy choremu wierzyć, tylko sprowadzić na dół, nawet wbrew jego woli.
Aczkolwiek, jak już wyżej napisałem, w pełni rozumiem że można choroby wysokościowej nie zauważyć- podczas akcji wysoko w górach są to bardzo trudne sytuacje.
Pawel_Orel - nie dość że było to trudne do ocenienia to szczerze nie wiem czy miałabym na tyle "jaj" żeby powiedzieć Krzysiowi, kiedy nie czuł się jeszcze totalnie "do dupy" - schodzisz i tyle! Każdy z nas miał cel - zdobyć szczyt. Jeśli sam czuł się na siłach - ja nie mogę mu niczego zabronić. Sama byłabym wkurzona jakby ktoś powiedział mi "Karola, boli Cię głowa? Nie idziesz dalej - schodź!". Skoro wiem, że z niewielkim bólem głowy mogę spokojnie funkcjonować. Są to niesamowite dylematy. Poza tym, nasza grupa się dopiero poznała... Ciężko naprawdę oceniać nieznajomych ludzi i za nich podejmować decyzję - szczególnie na 4.800m. Chociaż "teraz i tutaj" wiem, że powinniśmy podjąć decyzję za niego...
kaarcia84 napisała:
Cytuj:
Burza była jeszcze sporo od szczytu, chmurzyska były naprawdę daleko, przy nas nawet nie padał śnieg czy grad. Tylko wiało. Nie czułam żadnych iskier ani elektryczności, po prostu stanęły mi co niektóre kosmyki. Logicznie więc kontynuowałyśmy spacer, chociaż może faktycznie powinnyśmy tego zaprzestać.
tresor napisał:
Cytuj:
Piorun potrafi przeleciec 10 km,wiec mialas szczescie!
tresor prawdę pisze.
Zwróciłem uwagę na sytuację z burzą, bo sam dostałem kiedyś prądem od skały, siedząc pod wierzchołkiem Giewontu.
Niebo było zachmurzone tylko w niewielkim stopniu, a czarne chmury, już ze 45min. po przejściu właściwej burzy, były w okolicach Wołowca.
Bez żadnych oznak piorun uderzył w krzyż nad nami (wcześniej, pomimo padającego gradu nie było żadnych wyładowań).
Włosy zaczęło mi "ciągnąć" do tyłu, a przytroczony do plecaka czekan syczeć, dopiero gdy uciekaliśmy w kierunku Przełęczy Kondrackiej.
Jako iż wcześniej widziałem na Discovery program, w którym była mowa o stających dęba włosach jako ostatniej oznace przed uderzeniem pioruna, to miałem wtedy niezłego pietra

.
Na szczęście nic już nie walnęło.
Czekan początkowo wylądował na ziemi, ale szkoda go było, więc jednak upchnąłem do plecaka

.
A syczał z tego samego powodu z którego Wasz kolega Janek dostał "kopa" od kijów trekkingowych:
http://pl.wikipedia.org/wiki/Ognie_%C5% ... 9tego_ElmaCytuj:
Ognie świętego Elma (ognie św. Bartłomieja, ognie Kastora i Polluksa) – zjawisko akustyczno-optyczne w postaci małych, cichych, ciągłych, wyładowań elektrycznych na różnych powierzchniach, a szczególnie krawędziach przedmiotów, mające miejsce w czasie pogody zapowiadającej burzę. Wyładowaniom tym mogą towarzyszyć bardzo ciche dźwięki w postaci syczenia lub świstu, a czasem może być to nawet głośny gwizd.
Zjawisko pojawić się może na powierzchni skał, drzew, masztów, anten, lin. Występuje w różnych miejscach, ale najłatwiej zaobserwować je w górach lub na morzu. Wyładowania te są niegroźne, a można je zaobserwować nawet na wyciągniętej ręce. Ognie św. Elma pojawiają się podczas pogody zwiastującej zbliżanie się burzy z piorunami, chociaż nie zawsze do tego dochodzi. W skrajnych przypadkach zjawisko to może występować nawet podczas burzy. Efekty świetlne w czasie widnego dnia są niewidoczne, ale o brzasku, zmierzchu i w nocy, oraz podczas bardzo silnego zachmurzenia widać je w postaci łuny lub świetlnych miotełek wytryskujących z różnych miejsc.
(...)
Same ognie św. Elma nie są w ogóle groźne, ale duża ich intensywność świadczy o wysokiej różnicy potencjałów elektrycznych pomiędzy ziemią i warstwą chmur, co powinno być ostrzeżeniem dla obserwatora, że w każdej chwili gdzieś w okolicy może uderzyć piorun.
I jeszcze w kwestii stających dęba włosów:
http://www.straz.swidnik.pl/index.html? ... d=10970102Cytuj:
- kiedy czujesz ładunki elektryczne w powietrzu, gdy włosy stają ci dęba, przykucnij szybko na ziemię, ponieważ błyskawica może cię trafić.
- w żadnym wypadku nie kładź się na ziemi
[/quote]
Dzięki! Serio - nie wiedziałam, że "włosy dęba" mogą mieć tak poważne konsekwencje i teraz wiem, że miałam więcej szczęścia niż rozumu. Człowiek uczy się na błędach... następnym razem już wiem jak mam zareagować!
Spiochu - co do aklimatyzacji... masz rację - powinno to trwać dłużej, ale skoro czuliśmy się ok i nie mieliśmy objawów to startowaliśmy wyżej - gonił nie tylko czas ale i prognozy pogody.. Mieliśmy w planach jeden rest day, ale po sprawdzeniu zjawisk atmosferycznych jakie mają przyjść następnego dnia zdecydowaliśmy się na atak. Nie jest tak, że od beczek czuliśmy się fatalnie... Nie! Byliśmy coraz bardziej zmęczeni - to logiczne, ale wg mnie wszyscy, prócz Krzysia, czuli się naprawdę dobrze. Gdyby było inaczej nie ruszylibyśmy na szczyt... Tak jak napisał
rabe teraz jest łatwo zobaczyć wszystkie nasze błędy - wtedy nic nie było takie oczywiste...