Ostatnimi czasy nękałam Szanownych Państwa Forumowiczów pytaniami na temat drogi dojazdowej na Słowację z przyczepą, tras wycieczek i pogody.
Kupiliśmy niedawno przyczepę kempingową i trzeba by przetestować jak się z nią jedzie. Mój ślubny zaproponował Tatry, ale z klauzulą, że Słowackie, bo w Polskich za dużo ludzi, a w ogóle to on ma uczulenie na góralszczyznę.
Wybieraliśmy się my - tzn. ja i mój ślubny i nasze dzieci, chłopaki lat 12,5 i 9,5.
Niedziela. Dojechaliśmy na kemping Tatranec w Tatrańskiej Łomnicy, postawili przyczepę i... jesteśmy gotowi. Ciężko w szoku byłam, jakie to logistyczne ułatwienie - nie nie trzeba rozbijać, wypakowywać etc. Chyba się starzeję;)
Na kempingu są łazienki i prysznice z głębokich lat 70-tych. Od tamtego czasu to chyba tylko papier toaletowy wymieniają. I tak! widziałam na własne oczy papier toaletowy zamknięty na kłódeczki! Dzieciaki rozbestwione nieco standardem kempingów chorwackich ponarzekały na czystość łazienek. Gorąca woda w prysznicach. Kuchnia jest - w kuchni czajnik elektryczny, lodówka, kuchenki elektryczne i mikrofalówka do użytku turystów. Necik darmowy koło recepcji. Lataliśmy rano i wieczorem prognozy pogody sprawdzać.
Poniedziałek. Prognoza pogody dobra, tj. ma nie padać. Zrobiliśmy wjazd kolejką na Skalnate Pleso i przejęcie na Wielką Świstówkę (Rakuską Czubę) i potem zejście do Zielenego Plesa i w dół doliną Bialej Vody (Kieżmarską Doliną) do Tatrańskiej Łomnicy (strasznie długo się idzie, przez powalone wiatrołomami i kornikami szczątki lasu, ale maliny po drodze hm... ładne

).
Widok ze Skalnatego Plesa na Łomnicę i wagonik kursujący na Łomnicę.
Dzieci na tle Łomnicy.
Idziemy na Rakuską Czubę (Wielką Świstówkę)
Na Rakuskiej Czubie (właściwie to Przechód) wieje jak zawsze:)
Zejście do Doliny Bialej Wody (Kieżmarskiej) - szara postać to ja.
Spotkane zwierzątka:) Świstaki słyszeliśmy tylko, żaden nie dał się sfocić.
Są łańcuchy - jest zabawa! Zejście do Doliny Białej Wody, szkolenie nieletnich z łańcuchów.
Trawersik, którym schodziliśmy.
Dzieciaki mają na koncie pierwszy dwutysięcznik (i strasznie są dumni z tego!) i pierwsze łańcuchy. Strasznie długo się tymi łańcuchami bawiliśmy - pusto było, ludzi żadnych, krótkie szkolenie na temat wchodzenia/schodzenia, i chłopcy schodzili i wchodzili na kilka sposobów. Prawdę mówiąc przy ładnej pogodzie to te łańcuchy tak średnio potrzebne, ale radochy chłopakom dostarczyły.
Zrobiliśmy około 20 km w 7 godzin.
Czyste burżujstwo, bo na trasę raniutko robiłam tosty z serem:) Nabyliśmy toster wersja turystyczna, taki na jedną kanapkę. Wieczorem kolacja - w mikrofalówce grzejemy gołąbki Pudliszek. Obiad gotowy w 4 minuty:)
Dzieciarnia bawi się lego, podziwiamy widoczki - Łomnica w różowych chmurach o zachodzie wygląda zjawiskowo.
Wtorek. Prognoza deszczowa. Nie przejmujemy się, trasa zaplanowana spokojniejsza. Miała być Dolina 5 Stawów Spiskich - dojście do Terinki. Chcieliśmy podjechać kolejką na Skalnate Pleso i potem magistralą dojść do chaty Zamkovskiego, żeby szybko wydostać się poza linię drzew. Ale kolejka nie działała (wiatr, komunikat był między innymi po polsku, co mnie wpędziło w szok) i poszliśmy z buta dolinką (Studena Dolina) podziwiać wodospady Studennogo Potoka i zamiarem dojścia do Terinki. Padało, lasy zżarte przez korniki (normalnie katastrofa ekologiczna), ludzi kupa na wodospadach i na magistrali, chłopcy zjedli szybkie frytki w chacie Zamkovskiego, idziemy dalej. Potem jeszcze bardziej padało i gdzieś na wysokości 1700 m. n.p.m. odpuściliśmy. Deszcz przeszkodą nie był, buty mamy całkiem dobre, nie ślizgały się po kamieniach, peleryny mieliśmy etc. Ale widoczki się zepsuły. Wróciliśmy. Chłopaki wieczorem pojechali do Popradu na Aquapark a ja suszyłam rzeczy. Farelką:) A buty suszarką do włosów - przemokły jednak.
W drodze do Terinki - jak widać, sporo nam zostało. Pójdziemy tam za rok, albo kiedyś.
Środa. Na trzeci dzień ograniczenie czasowe, bo o 16:00 mieliśmy się zbierać do domu - zdecydowaliśmy się na wycieczkę Młynicką Doliną na wodospad Skok - ze Styrbskiego Plesa. Tam już ceprostrada - laski w szortach, albo ludzie w stuptutach przy słonecznej pogodzie. Pełen przegląd. A nie, nikogo w klapkach nie było. Na szczęście większość ludzi zatrzymuje się na dole wodospadu.
A powyżej całkiem fajne łańcuchy - dzieciaki były zachwycone:)
Doszliśmy na wysokość 1978 m n.p.m. i musieliśmy wracać.
Kiedyś przejdziemy całą dolinę, i przez Bystre Sedlo (Bystry Przechód) do Doliny Furkotnej. Ale to za 2 lata mniej więcej.
Wodospad Skok. Tutaj połowa ludzi kończy wycieczkę.
Wodospad bliżej.
Łańcuchy - pierwsze dwie postacie to moje dzieci.
W Dolinie Mennickiej - już kawałek bliżej końca doliny.
Widoczek w dół.
Dzieci chodzą świetnie. Jak starzy. Nie marudzą, nie narzekają, nie szaleją, kondycyjnie też są nieźli:) Focą widoczki i pytają, jak wysoko zaszliśmy. Lata tresury w małych i większych górach zrobiły swoje

Ułatwiliśmy im nieco i nie nosili plecaczków. Kurtki i jedzenie targali rodzice:) Za rok planujemy dojść jednak do Terinki, może Rysy od Słowackiej strony? Ale to ze spaniem w schronisku przy Popradzkim Stawie. Może Sławkowski?
Możliwości jest wiele.
Wyjazd ze wszech miar udany. Ślubny stwierdził, że jak w Tatry przyczepkę zawiózł to już możemy z nią prawie wszędzie jeździć. Bardzo nam się spodobało nocowanie po słowackiej stronie - oszczędność czasu duża jednak.
Zdjęć nie będzie w relacji. Upgrade: wstawiłam zdjęcia.
Spostrzeżenia i ciekawostki:
1. Widzieliśmy faceta, który wchodził na Skalnate Pleso na piechotę z dwoma nosidłami z dziećmi. Jedno nosidło założone z przodu, drugie z tyłu. Fotka pociągnięta zoomem z kolejki na Skalnate Pleso - z wagonika.
Inny szedł po łańcuchach z nosidłem z dzieckiem - dziecko w nosidle to bardzo niestabilny bagaż... Kolejny jechał na rowerze z dzieckiem w nosidle. Przegięcie jak dla mnie.
2. No i dwóch gości z psem w plecaku. Pies wyglądał jak owieczka, żeby było ciekawiej - takie małe białe słodkie i kudłate.
3. Na kempingu Niemcy, Austriacy, Czesi i Słowacy, 3 auta z Polski. Na szlakach Słowacy (często z dziećmi), Czesi i Polacy. Tak mniej więcej po równo.