Jakies pol roku temu zagadnal do mnie z prosba o numer telefonu uzytkownik szkockiego forum, podobala mu sie jedna z naszych wycieczek na blogu. Napisalem maila, podalem numer. Odpisal, ze odezwie sie, gdy bedzie blizej wyjscia. Zapomnialem o sprawie.
Wkrotce zapytal na forum o rady odnosnie planowanej trasy. Czas - tuz przed swietami. Pomoglismy mu odpowiadajac na pytania, doradzilismy start z nieco ukrytego parkingu, zaoszczedzil sporo czasu i podchodzenia.
We wtorek rano, tuz przed snem dzwoni telefon. Na linii on: "czesc, podchodze pod kociol Ben Nevisa, ktoredy lepiej mi bedzie sie wbic, zeby dostac sie do grani?". Nie jestem tam, nie wiem jakie sa warunki, ale sprobuje pomoc - jaka pogoda, jest snieg? "Snieg jest wyzej, nie widac szczytow, ale nieco sie wypogadza". Mowie wiec, ze od chaty Mountain Rescue jest krocej, ale stromo, a z poczatku kotla lagodniej lecz dluzej. Pytam go o sprzet, ma ze soba cos do spania, zakladam ze miedzy innymi spiwor. Mapa? Jakas drukowana wlasnym sumptem, ale jest. Kompas? W telefonie. Eh... Tu rozmowa sie urywa, stracil zasieg... Wysylam wiec smsa - Na gorze powinienes miec zasieg, daj znac jak wejdziesz, zebym sie nie martwil, odpowiem pod wieczor bo ide spac. Po godzinie przychodzi odpowiedz - "Ok, dam znac".
Wstaje kolo 18-tej, zero wiadomosci. Pisze wiec dwie - najpierw: jak sytuacja? Po trzech godzinach - zyjesz? Nic wiecej nie moge zrobic. Wczoraj rano tuz przed snem dostaje wiadomosc: "zyje... siedze w chatce... sniezyca. Nie da sie isc tak wieje. Poza tym nie ma sladow ... 17% baterii. Brak zasiegu. Gdyby potrzebowal pomocy dam znac!"
Uff, zyje. Tam jest cos w rodzaju metalowego kontera z malutki drzwiczkami. Zero okien, pusto w srodku. Ale powinno byc cieplej i sucho. Odpisuje: uff. Dobranoc. Bede na nogach o 19, ale bede w miare mozliwosci sprawdzal smsy. Pzdr.
Wstaje o 18-tej, jest wiadomosc: "Zawiadom ratownikow jutro rano... Sam nie zejde a pogoda bez zmian. Nie mam juz baterii... jestem w chatce".
No, zesz k! Caly ogrom sytuacji zwalil sie na mnie w oka mgnieniu. Nie wiem nawet jak sie nazywa. Pisze, choc wiem ze nie odpowie: jak sie nazywasz? Potem mysl - czlowiek potrzebuje pomocy. Ale co jesli to jakis chory zart? W tym czasie widze w telewizji prognoze pogody, zla ma sie zamienic na bardzo zla od jutra. Podejmuje decyzje - jade na policje. Wchodze na lokalny posterunek, za lada niezbyt szczesliwa policjantka. Wykladam sprawe. What? Jedno z pierwszych pytan - jak sie kolega nazywa. Nie wiem. Dlaczego nie zadzwonilem pod 112? Ciezko byloby wytlumaczyc sytuacje. Jak ja sie nazywam? Nieszczesliwy Mazio. Ok, wait.Czuje, ze patrzy na mnie jak na pijanego, narkomana albo idiote... Ide zapalic szluga. Hej, moze ktos go zna z moich znajomych - dzwonie do Doroty - nie odbiera...
Wracam do srodka i czekam. Przychodzi policjant - prosze ze mna. Ok, co sie stalo. Czlowiek potrzebuje pomocy na Ben Nevisie. Jak sie nazywa? Nie wiem. Skad go znam. Z Internetu. Pada wiele pytan, skad z netu, kiedy sie poznalismy, kiedy dzwonil. Opowiadam poczatkowa historie... Czy wiem jaka moje zgloszenie wyzwala akcje - ilu zaangazuje ludzi, narazi ich na niebezpieczenstwo, ile to kosztuje? Owszem, wiem i zdaje sobie sprawe, dlatego jestem tu osobiscie. Widzi, ze to nie sa zarty, ale co jesli ja padam ofiara jakiegos? Co jesli wiele innych rzeczy? Drazy dalej, z jakich stron go znam. Przypominam sobie, ze przed wyjsciem probowalem znalezc go po nicku - google wyplulo strone z jego oferta jako fotografa, ale policjant pytal o maila, a tam byl tylko telefon...
Dzwoni moj telefon - "czesc tu Dorota, co sie stalo?" Dorota - jest taka sytuacja.... Ty znasz uzytkownika X z tego forum, a on zna wielu ludzi, moglabys zadzwonic i zapytac? "Ale ja nie znam uzytkownika X" - o,ku. to nie ta Dorota! W nerwach zadzwonilem do kogos innego. Przepraszam Dorotka, zadzwonie pozniej i wytlumacze. Co robic? Wejde jeszcze raz na jego strone fotograficzna, moze tam jednak byl mail? Na ekranie telefonu ciezko jest szukac, ale szybkie google, strona, kontakt - jest numer, ale zaraz to inny numer!
Dzwonie. Jest! Ktos odbiera. Kobiecy glos. Czesc - jestem Mazio, jest taka sprawa... Po pierwszej nieufnosci przychodzi do niej zrozumienie. Policjant pyta po angielsku mnie, ja tlumacze i pytam jej przez telefon. Jak on sie nazywa? xxx xxxx - ok? Wiek, data urodzenia, adres - mam i on ma! Zaczynam sie robic wiarygodniejszy. Czy go dzis widziala? "Nie, nie sa juz razem, ale utrzymuja kontakt - mial jechac w gory, aha, ale widzial go kolega na stacji benzynowej, tankowal przed wyjazdem w gory z rana, przedwczoraj, a moze wczoraj? Jaki ma samochod? Taki, a taki - niebieski - numeru rejestracyjnego nie pamieta". To wystarczy, dziekuje, obiecuje zadzwonic po wyjsciu, rozlaczam sie. Mowie do policjanta, wiem gdzie zaparkowal - doradzalismy mu przeciez parking. Policjant patrzy juz na mnie innym wzrokiem - "wyslemy patrol do miejsca zamieszkania, drugi na parking w Torlundy, sprawdzic czy jest samochod". Czy jestem wolny? Tak, zostawilem tylko numery telefonow prywatny, pracowy, jej. Zadzownia do mnie.
Jade do domu rozstrzesiony sytuacja. Gdzies tam, druga noc czlowiek siedzi w metalowym pudelku na szczycie gory w sniezycy. O maly wlos bym to zawalil. Ale jakie mialem opcje?
Pozny wieczor, juz w pracy - dzwoni pracowa komorka: "Dzien dobry tu Constable Whatever z komendy lokalnej w Fort William, dziekujemy panu za zgloszenie. Chcialabym zapytac o numer telefonu do xxx. Planujemy wyslac ekipe ratunkowa rano, pogoda nie pozwala na lot, samo wyjscie tez jeszcze nie wchodzi w gre, a rozumiem ze on siedzi w schronie na szczycie" Oby k... - mysle - oby. To jest jego numer, ale nie odbierze, ma rozladowana baterie. "Ok, ale gdyby jednak odebral wyslemy mu smsa, ze akcja jest organizowana, zeby czekal" Sam tez mu takiego wyslalem. Och, zeby tylko pomyslal! Niech wyjmie baterie, rozgrzeje ja dlugo pod pacha, moze zadziala potem chociaz by odczytac wiadomosci. I niech sie stamtad nie rusza do cholery. Ben Nevis co roku upomina sie o kilka istnien.
Wieczorem siedzie w pracy, martwie sie, jestem posrod swoich obowiazkow i jedna noga przy nim. Nawet go nie znam. Mam nadzieje, ze dostane wiadomosc - czesc tu xxx, jestem juz na dole bezpieczny. Oby...
update sprzed chwili:
dostalem informacje, sprowadzili go dzis po poludniu, dwie noce w blaszanym kontenerze, ... Czekal w schronie, jest "well", wiecej nie wiem.
Ja p.....! :/
_________________ http://3000.blox.pl/html "Listy z Ziemi" Twaina: poszukaj, przeczytaj... warto
|