Sonka napisał(a):
Oni byli grupą zorganizowaną. Jesteś przewodnikiem i nie widzisz subtelnej różnicy pomiędzy komercyjną imprezą, a wypadem
My po prostu Sonko, chyba patrzymy na działalność górską, jak i przewodnicką zupełnie z inszej perspektywy. Komercyjne, czy niekomercyjne, nie ma żadnego dla mnie znaczenia, gdyż ten czynnik nie ma nic wspólnego z bezpieczeństwem w górach.
Dla mnie liczą się tylko możliwości uczestników. Nie ma tutaj znaczenia wiek, gdyż 17-sto latek może kasować swoja kondycją, psychą, czy wiedzą, niejednego dorosłego. Więc wcale nie jest powiedziane, że grupa osób dorosłych, jest lepsza od młodzieży szkolnej.
Jedyna różnica, pomiędzy imprezą komercyjną, a niekomercyjną jest kwestia odpowiedzialności. Gdy idę z czwórka przyjaciół, prywatnie/niekomercyjnie i napotykamy się z sytuacją, że trzeba podjąć większe ryzyko, to po prostu uzgadniamy WSPÓLNIE, co robimy dalej.
Przy grupie komercyjnej, nie ma czegoś takiego, jak wspólnie, decyduje tylko i wyłącznie prowadzący, więc ewentualny wypadek idzie na konto prowadzącego. Dlatego też na komercyjnych wycieczkach, ja przynajmniej staram się mocno zaniżać granicę ryzyka. Można to nazwać dupochronem.
Jednak, nawet na wycieczkach niekomercyjnych, gdy ta decyzja jest związane z tematem, gdzie koledzy nie maja o nim pojęcia, to po mimo, ze jest to wycieczka prywatna/niekomercyjna, to uważam, że ten o największym doświadczeniu, bierze za inszych odpowiedzialność i w zasadzie nie wiele się to różnie od wycieczki komercyjnej od strony organizacyjnej i logistycznej.
Sonka napisał(a):
To co każdy z nas robi sobie prywatnie w górach to tak naprawdę nasza sprawa
Nie Sonko, gdy idziesz w góry prywatnie z osobami o mniejszym doświadczeniu, jesteś tego świadoma i napotykacie sytuacje, w której twoi współtowarzysze nie mogą obiektywnie ocenić sytuacji, to ta ocena należy do Ciebie. Odpowiedzialność masz taką samą jak na wycieczce komercyjnej.
Sonka napisał(a):
Zaskakują mnie tego rodzaju słowa w ustach przewodnika. Proszę odpowiedz mi na pytanie. Czy poprowadziłbyś tę grupę w taki sposób?
Samo to pytanie, wskazuje o pewnej naiwności z Twej strony, gdyż zadajesz pytanie, na które nie da się jednoznacznie odpowiedzieć. Ale w jakiejś tam części się postaram.
Czy poprowadziłbym? zakładając, że by mi się chciało, wszystko zależy od uczestników i ich możliwości fizycznej, jak i sprzętowej. Zanim bym się zlecenia podjął, to na pewno bym wcześniej o nich chciał coś wiedzieć.
Gdyby to była grupa, która nigdy nie biwakowała i nie miała styczności z zimą, to na pewno NIE.
Jeśli już mieli wcześniejsze wycieczki i byli przygotowani do biwakowania (z relacji organizatora, tak właśnie było, przeca to był egzamin), nie miałbym żadnego oporu.
Co do samego biwaku, to miejsce, ale tylko teoretycznie (nie znam osobiści tamtego rejonu), uważam, za bardzo ciekawe. To, czy bym się zdecydował na biwak w terenie otwartym, czy w lesie, czy wcale i bym wracał na dół, czy też w ogóle w góry nie wyszedł tego dnia, takie decyzje podejmuje się na miejscu, oceniając bieżącą sytuację, a nie przed monitorem komputera. Więc na to Ci, nie jestem w stanie odpowiedzieć.
Jednak gdybym się wybrał na biwak, to, niezależnie, czy byłaby to grupa komercyjna, czy niekomercyjna, byłbym razem z nimi. Zupełnie nie rozumiem tych opiekunów, zarówno od strony organizacyjnej, jak i odpowiedzialności. Przeca jak był to egzamin, to właśnie na miejscu egzaminator powinien ocenić zdających, czy wybrali dobre miejsce dla obozu, jak współpracowali podczas podejścia, itp. Już za samo doprowadzenie butów do zamarznięcia powinni ten egzamin oblać, nawet gdyby nic się nie stało, nie było GOPR-u, a oni wrócili sami i bezpiecznie.
Sonka napisał(a):
Powołujesz się na słowa Ratownika. Nie zapominaj, że on najlepiej wie jak było w górach, jak zachowywała się młodzież
Ratownicy, jak najbardziej powinni szczerze powiedzieć, co myślą, tylko, że uczestnikom i opiekunom na miejscu, a nie brylować w mediach. Info medialne o akcji, to powinno być ogólne podsumowanie i wskazówki na przyszłość, a nie wchodzenie w szczegóły i obrażanie uczestników.
Jedyny wyjątek, to wtedy, gdyby organizator, chciał część winy zrzucie na ratowników. Wtenczas, mogą się bronić.
Sonka napisał(a):
Pal licho GOPR, ponoć są od tego aby ratować. Ale Straż Graniczna? Decyzja o wzięciu udziału w akcji musiała zapaść w Przemyślu, czyli w naradzie musieli brać udział i dowódcy placówek bieszczadzkich. Wśród nich jest i przewodnik górski z dużym doświadczeniem. Gdyby nie było zagrożenia to leśnicy wzięliby udział w akcji? Na litość Boską oni znają każde drzewko i znakomicie określają warunki pogodowe.
Kiedyś byłem świadkiem, jak zaginął zespół taterników na Hali. Równocześnie z powiadomieniem TOPR, zebra się grupa inszych taterników, którzy niezależnie od ratowników poszli ich szukać. Dla mnie rzecz naturalna.
Nie znam zakresu obowiązków Straży Granicznej, czy Straży Leśnej. Jeśli mają to w swoim statucie, to robili to w ramach obowiązków. Jeśli nie, to wierzę, że w ramach poczucia własnej troski o uratowanie komuś życia. Głównie, dlatego, że znali tam każde drzewko.
Gdybym był w schronisku i ktoś mnie poprosił o pomoc przy akcji, to nie wyobrażam sobie, abym z nimi nie poszedł. Gdyby ratownicy takowej pomocy nie chcieli, to bym został.
Sonka napisał(a):
A może uwierzymy Ratownikom, Straży i Leśnikom, że było źle, że gdyby przybyli później to doszłoby do tragedii
Ale, kto w tym wątku, choć w jednym miejscu pisał, że w dniu akcji, było dobrze?
Jedynie, co, to przynajmniej ja pisałem, że dzień wcześniej, gdy grupa wychodziła w góry i zakładała obóz, to nie było takich samych warunków, ja w dniu akcji.