Z uwagi na blokadę dostępu do słynnego portalu na „F” w mojej firmie, postanowiłam zająć się w wolnej chwili napisaniem kilku zdań o moim górskim 2012 roku
Rok wcześniej po raz pierwszy liznęłam zagranicznego wyjazdu o charakterze ściśle górskim (padło na włoskie ferraty). Tego samego roku postanowiłam spróbować „wkręcić się” do jakiejś ekipy i wyjechać w 2012 w Góry Wysokie. Początkowo myślałam o Mont Blanc, ale gdy przeczytałam ogłoszenie niejakiego
rabe o wyprawie na rosyjski Elbrus pomyślałam, że to jest TO

Zaczęły się maile, zakup niemal całego sprzętu i spory kredyt

Do ekipy dołączyli
aina13 (Ania),
Yanoosh (ten od mostków), Krzyś oraz Pablo. Zapowiada się super wyprawa, pomyślałam…
W międzyczasie (kwiecień) poleciałam do Norwegii do dwójki przyjaciół gdzie spędziliśmy kilka dni w malowniczych górach Jotunheimen. Było dziko, pięknie i… zimno. Po raz pierwszy spałam wtedy pod namiotem w temp. ok. -20 stopni i nieziemsko przypadło mi to do gustu

Udało nam się przejść sporą część masywu w okolicach sławnego Bessegen co nie było takie łatwe i wymagało torowania non stop. Ale dzikość gór i jedna osoba spotkana przez kilka dni w tym Parku była dla nas nagrodą za wszelkie trudy



Później majówka w Karkonoszach i zapoznanie się z „elbrusową” ekipą (bez Yanoosha). Złojenie Śnieżki, długie wieczorne rozmowy, wizyta w czeskim schronie na piwku… Ekipa się zapoznała i zgrała. Teraz tylko odliczanie do wylotu…
8 czerwca przyszedł bardzo szybko. Aklimatyzacyjnie weszliśmy na Czeget a cztery dni później już stanęliśmy na najwyższym szczycie Rosji (5.642 m). {relacja:
viewtopic.php?f=11&t=13629} Mimo choroby wysokościowej namiotowego kolegi i szybkiej akcji sprowadzenia go na dół, kilka godzin później siedzieliśmy już szczęśliwi w Azau… Krzyś czuł się coraz lepiej a z nas zaczęło dopiero schodzić napięcie. Kurde – udało się!!! Wszystko dobrze się skończyło… Teraz oblewanie, odpoczynek i … rabe patrzy na loty do Genewy. Zgrana ekipa już jest. Jest i kolejny plan.


Tydzień po powrocie z Rosji dołączam do roztokowej imprezy TG w Tatrach, na której poznaje wielu pozytywnie zakręconych forumowiczów. Genialny wieczór i świetne towarzystwo

Szalenie miło, chociaż na kacu, spędzam kolejne 2 dni (z czego jeden nieplanowany) w towarzystwie Yanoosha i Rogera.
Kilka tygodni później wpada kolejny plan i 28 lipca stajemy razem z rabe, aina13 oraz koleżanką Beatą na szczycie Grossglockner (3.798m) {relacja:
viewtopic.php f=11&t=13817} Pogoda lekko się psuje (zapewne z uwagi na nieobecność kolegi z UK – chociaż w ciągu ostatnich kilku dni wyszło, że nie koniecznie Yanoosh = pogoda

) ale z uśmiechami na twarzach docieramy jeszcze tego samego dnia do schronu Lucknerhaus . Kurcze – znowu się udało!

4 września. Berlin. Samolot odleciał bez nas… {relacja:
viewtopic.php?f=11&t=14012} My na trawkę pod lotniskiem a Yanoosh w tym czasie robi zakupy w Les Houches. Po północy już witamy się z naszym kaleką (w siatkę się nie gra bez rozgrzewki!

) a cały następny dzień raczymy się winem (jak się okazało bezalkoholowym) plącząc się uliczkami Chamonix. Wieczorem męska część ekipy robi przepyszną kolację a wino się leje i leje (już z %

) Po zaledwie paru godzinach podnoszę tyłek z łóżka.. W głowie huczy a tu trzeba dzisiaj na 3.817 m…. O matko. Yanoosh odprowadza nas na kolejkę a sam robi krótki wypad do Szwajcarii. O 20 dochodzę do Gouter. 7 września w godzinach południowych stajemy z Anią i Rafałem na szczycie (4.810m). Uściski, spłynęło kilka łez… Schodzimy do Tete Rousse. Następnego dnia o świcie wyruszamy już do Les Houches by kilka godzin później raczyć się świeżą bagietką z dżemem

Kolejne miesiące to już Tatry. Granaty, Kozia Przełęcz zimą oraz na sam koniec 2012 (30.12.12) padła Łomnica (2.634m).

To był ROK.
Niesamowity rok. W 2011 marzyłam o jednej wyprawie/górze. Udało się wejść na 3. Poznałam świetnych ludzi z tego forum oraz moją górską ekipę, ekipę przyjaciół na których mogę zawsze liczyć, nie tylko w górach –
Rafała (rabe), Anię (aina13), Janka (Yanoosh) oraz kilka innych osób, które „w trakcie” dołączyły do ekipy. To dzięki Wam 2012 rok był dla mnie
FANTASTYCZNY
A „w dłoni już trzymamy” bilety lotnicze na kolejną wyprawę… Będzie dłużej, wyżej i trudniej. Mam nadzieję, że ten rok będzie równie udany
