Nigdy nie przypuszczałem , że do tego dojdzie....
Wracając na początku grudnia z Dol. Pięciu Stawów Spiskich na parkingu padł tekst : „to jak na następny raz Łomnica?''
Taaaa pomyślałem sobie...pomarzyć dobra rzecz.....
Tymczasem dni mijają nieubłaganie...kolejne dyżury w połączeniu z beznadzieją pogodą w Tatrach i wysokim stopniem lawinowym sprawiają ,że ciśnienie na wyjazd staje się coraz wyższe.
15-16 marca to mój ostatni wolny weekend....
Nerwowo przeglądam strony forum z działu pogoda i warunki na szlakach....TOPR system monitoringu....
Zbliża się upragniony weekend a wraz z nim liniowo rośnie stopień zagrożenia lawinowego .
Mieliśmy z moim kumplem jechać w Zachodnie...zrobić Rohacze , wrócić na Wołowiec tam biwakować , a w niedzielę ruszyć granią ile się da.
Nastroje kiepskie , brak wiary w pogodę sprawia , że szanse na powodzenie wyjazdu są znikome.
Jest czwartek ...dzwonię do kumpla...
I jak jedziemy ??
No wiesz...jakoś kiepsko to widzę...może innym razem...przecież nie będziemy torować po ….w śniegu...
Wiedziałem , że moi znajomi jadą na Łomnicę.....Ale chyba nie przy 3-ce!!!!!
Dzwonię....
Oczywiście , że jedziemy...Na miejscu okaże się co i jak. Zobaczysz Adaś będzie zajebista pogoda -Andrzej spokojnym głosem stara się mnie przekonać.
A co w niedzielę ?
Kieżmarski- oznajmia zdecydowanie.
Tysiąc myśli przewala się po głowie...wśród nich akcje Krabula i prof. Kiełbasy ,które są jak dowód , że niemożliwe jest możliwe....że jak się zdupcy to będziemy myśleć.
Jadę ! Jest ryzyko jest zabawa...albo piargi albo sława !
Pracę kończę o 20 tej . Kolacja , jakiś szybki film i o 00,30 w aucie.
O 3,00 jestem po Andrzeja....Pędzimy po Zbyszka....5,00 jestem w Zawoi u Grzesia.
Przepakowujemy się , pijemy po herbatce i ognia
Tak to wygląda z parkingu

Nastroje dopisują
Oczywiście nocleg Andrzej zamówił dla 3 osób dużo wcześniej w Skalnatej Chacie.
Tzn był o tym przekonany że zamówił.
Zimny prysznic spotkał nas gdy starszy człowiek chłodno wycedził „ NE '' nie podnosząc nawet na nas wzroku!
K...wa mać....No to zajebiście. Stoimy w połowie drogi wypakowani na full....
Szukam rozpaczliwie ratunku …..Udało mi się w stacji kolejki załatwić przechowanie bagażu.
Uprzejmy gość mówi , że kolejka tylko do 16 tej...Wiedziałem że nie zdążymy....
Coś mówił , że gdzieś tu się kręci cały czas....
Ruszamy . Na przełęczy ubieramy sprzęt....


Rzut oka to na zegarek to na szczyt....Oj będzie bolało
Zbyś pewnie prowadzi zakładając gdzie to możliwe i sensowne jakieś punkty przelotowe.
Ja wszystko zbieram

Pojawia się mega trawers.

Przypominam sobie szybko , że to wciąż 3-ka lawinowa. Obchodzimy najwyżej jak się da , choć kusiło kilka widocznych skrótów ….
Potem mały kominek i za jakiś czas żleb prosto do celu.

Szczyt osiągamy o 16.30 . Jest -22 C .Widok rozwala
Szybkie foty i w dół.

Mamy 2x60 m liny więc by jakoś nadrobić decydujemy się na zjazdy.
W mój ATC GUIDE nie mieści się lina ! Co ja gadam 2 liny. Jestem ostatni i co sobie mozolnie linę układam to ci z dołu podciągają i cała misterna robota w d....
Nic... no to półwyblinka....To chyba jakoś tak po raz pierwszy 2 liny musiałem w łapawicach ogarnąć.
Jest prawie jak na filmach

Serce tyka szybko bo pode mną lufiasto a nade mną Grześ i Andrzej i bryłki śniegu które lecą wprost na mnie bo od drugiego zjazdu nie chciałem być ostatni

Robi się powoli ciemno.

Za "chwilę" gwiazdy na niebie. Nas czworo i tylko 3 czołówki.....właściwie dwie bo moja „dogasa”.
Na przełęczy jesteśmy ok 20 tej
Idziemy a na wprost nas podjeżdża ratrak...Żeby tak na zabrał na dół -pomyślałem.Padam twarzą na pysk
I jak w bajce z Rumburakiem i Arabellą ...czary mary i gość proponuje że nas zwiezie...że ratrak na jest na linie i jak coś pójdzie nie tak to lepiej żeby nas nie było w jej zasięgu.
Ale czad ...pierwszy raz w życiu ratrakiem jadę....Nieśmiało pytamy /wiedząc że bar zamknięty/ gdzie by tu flaszkę skombinować.....
„Pan ratrakowy” telefonuje do kumpla który pracuje na dolnej części stoku i błyskawicznie organizuje litra rumu za 10 euro
Nim się zdążyliśmy ogarnąć flaszka już pod drzwiami i moich 2 kumpli których „Pan ratrakowy” zwiózł w drugim podejściu.
Idziemy do naszego dobrodzieja ,który znalazł nam miejsce do przenocowania. Wypijamy 4 kolejki i żegnamy się kulturalnie.
„U siebie” dopijamy resztę trunków.
Ranek ciężki ….Primum nie mieszać...
Cholera , że też zawsze takie złote myśli pojawiają się następnego dnia.
Patrzę na Andrzeja licząc że powie „dziś leżaczki...słoneczko....fajeczka...lans”
Widok z okna

Niestety spojrzał i rzucił chłodno - o 8- mej ruszamy na Kieżmarski !
Zimne powietrze , słońce sprawiły że „regeneracja” następowała szybko....
Nasza ekipa gotowa do akcji . Od lewej: Grześ , Zbyszek , Andrzej-główny mąciciel

W pewnej chwili obchodząc zbocza Huncowskiego Szczytu Zbyszek jakoś wpadł w śnieg jedną nogą , upadł a ja usłyszałem tylko ciężki jęk bólu.
Przed oczami pojawia się błyskawicznie scena z filmu „Czekając na Joe” w której bohater łamie nogę.
Czyżby po raz drugi koledzy „zamawiali” helikopter HZS z rejonu Łomnicy?
Ostatnim razem wszyscy lecieli .
Zbyszek zbiera się powoli ...idzie kawałek i znowu jęk bólu. Kolano do wymiany - rzucił wku...ny
W końcu zmieniamy plany. Zbyszek schodzi /a ma kawałeczek/ a my bierzemy na celownik jak to prof..Kiełbasa nazywa
„ Hxj znaczy Huncowski. ''
Pogoda dopisuje , widoki doskonałe.


11 z minutami jesteśmy na szczycie.


Spoglądamy na Łomnicę i na cel obok który już dziś mi się coraz bardziej podoba-Kieżmarski.
Schodzimy , cała droga wzdłuż nartostrady . Ślisko jak cholera. Zbyszek i Andrzej w rakach. Ja i Grześ nie. Za chwilę jeb na plecy i jazda w dół....Docieramy do parkingu.
Jeszcze raz spoglądamy na Łomnicę....

Kawał góry !
Dziękuję Andrzejowi , Grześkowi i Zbyszkowi za wspaniały wyjazd , za obiecane przez nich okno pogodowe , za niezapomniane chwile.