Pierwszy raz w Sudety zawitałem z wycieczką szkolną w 6 klasie podstawówki. Jedyne wspomnienia z tamtego wyjazdu to noclegi w Jeleniej Górze, wejście na Śnieżkę i to, że razem z kolegą 'zakochaliśmy' się w tej samej dziewczynie

Dojazd z Białegostoku w Sudety to koszmar więc jakoś nie było czasu aby wybrać się tam ponownie przez te wszystkie lata. Postanowiłem nadrobić zaległości w 'majówkę'.
Dzień 1
Ok 10 docieram do Świeradowa i zaczynem podejście czerwonym szlakiem na Stóg Izerski.

Szlak nie jest specjalnie wymagający. Biegnie zarówno drogą, na której sporo rowerzystów, jak i lasem. Ludzi całkiem sporo. Na asfalcie wygrzewał się również jakiś wąż (żmija?) wzbudzając ogólne zainteresowanie.

W okolicach schroniska i szczytu ludzi już prawdziwe tłumy. Zasługa to zapewne kolei gondolowej. Z widoków jednak nici. Wszystko wokół skryte w chmurach. Tak więc krótka przerwa na piwo Izerskie w schronie i ruszam dalej w kierunku Polany Izerskiej. Zaczyna się turystyka wodno-błotna ale ma to ten plus, że ludzi robi się od razu zdecydowanie mniej. Szlak bardzo przyjemny a na Polanie Izerskiej widoki mocno ograniczone.

Dalej przez Podmokła, Szerzawę idę w kierunku Rozdroża Pod Kopą. Tu spotykam już tylko pojedyncze osoby a sama wędrówka ogranicza się do tego jakby tu przejść i jak najmniej upieprzyć się błotem. Na rozdrożu opuszczam Główny Szlak Sudecki i kieruje się w stronę Hali Izerskiej. Obowiązkowe piwo w Chatce Górzystów i przez halę uderzam na południe w kierunku Orle.

Po drodze ciekawa ścieżka dydaktyczna "Model Układu Słonecznego". Szkoda tylko, że na tablicach umieszczono nazwy sponsorów co mnie osobiście nieco kłuło w oczy.

Samo schronisko Orle to bardzo fajne miejsce na całkiem sporej polanie. Kilka budynków, czyste łazienki, kominek, miejsce na ognisko. Jedynie żarcie delikatnie mówiąc średnie. Wieczór spędzam łojąc browary w towarzystwie m. in. koleżanki forumowicza
Lecha z kursu na przewodnika sudeckiego

Dzień 2
Od samego rana pada deszcz, widoczność sięga kilkunastu metrów - ale iść trzeba. Kierunek: Jakuszyce. Krótki postój na stacji benzynowej z nadzieją na śniadanie - a jak wiadomo nadzieja matka głupich. Tak więc podejście zielonym szlakiem na Szrenicę robię jedynie na mleku skondensowanym. Szlak dłuży się straszliwie. Wokół las, pod nogami błoto, woda i kamienie. W końcu docieram do schroniska na Hali Szrenickiej i robie zasłużoną przerwę. Na zewnątrz robi się ciekawie: deszcz zacina na dobre, widoczność kiepska, od północy zacina ostry wiatr.
Trzeba napierać dalej. Dla przyzwoitości podchodzę na Szrenicę i po chwili jestem znów na GSS. Przy szlaku grupa skał - Trzy Świnki. W końcu jest po co wyjąć aparat.

Ubrania mokre, zimno jak cholera, mam problemy z utrzymaniem kijków w zmarźniętych dłoniach. W dodatku poobcierałem się i mój chód przypomina Ministerstwo Głupich Kroków. Ot kurde majówka. Bardziej człapię niż idę. W okolicach Łabskiego Szczytu robie krótką przerwę i kryję się w kosówce od zacinającego deszczu i wiatru. Musiałem już chyba wyglądać jak półtora nieszczęścia bo przechodzący obok GOPRowiec zainteresował się mną i musiał się upewnić czy wszystko ze mną ok

W końcu jednak doczłapałem się do Odrodzenia. Śnieżnych Kotłów ani innych cudów oczywiście nie widziałem - mleko totalne. A jeśli nawet przy drodzę była jakaś ciekawa formacja skalna to nie miałem siły ani motywacji aby próbować wyciągać aparat. Jeszcze nigdy w życiu nie dostałem tak w dupę w górach!
Dzień 3
Budzę się rano - jest słońce! Trzeba to wykorzystać na maksa. Z okolic schroniska mogę w końcu ogarnąć wzrokiem trasę, którą robiłem dnia poprzedniego.

W promieniach słońca idzię się cudnie. Szlak pusty. Dochodzę do Słonecznika, powoli zaczynają nachodzić chmury ale widać też po raz pierwszy Śnieżkę. Pięknie!

Wielki Staw skuty jeszcze przy brzegach lodem, zaś Kocioł Małego Stawu rozwala system!

Po chwili mój dzisiejszy cel mam już jak na dłoni

W okolicach Domu Śląskiego ludzi już sporo, zbierają się chmury tak więc nie ma czasu do stracenia. Z drogi na szczyt bardzo ładne widoki na stronę czeską. Upska jama przyciąga wzrok!

Jako, że nie jestem fanem spędzania czasu w górach w towarzystwie rozkrzyczanej gawiedzi szybo ewkuuje się ze szczytu Drogą Jubileuszową.

Gdy jestem ponownie w okolicach Domu Śląskiego Śnieżka jest już w chmurze. Tak więc choć raz mi się udało!
Ludzi już prawdziwe tłumy, widać wyciąg na Kopę działa w najlepsze. Trzeba więc ewakułować się powoli w dół. Czarny szlak co krok zbliża mnie do Karpacza a w przeciwną stronę ciagną całe rzesze ludzkie. Młodzi, starzy, w trekach, w adidasach. Magia gór

Ostatnie zdjęcia z okolic Kopy.

Szybko w dół, Karpacz, Jelenia, 13 godzin w pociągu. Koniec majówki

Trzeba tu koniecznie wrócić zimą!