Ellmauer Tor 2006 m n. p. m. i Hintere Goinger Halt 2192 m n. p. m.
Kaisergebirge, czerwiec 2013Miałem parę tygodni przerwy w łażeniu, ale telewizję oglądacie, więc wiecie, co na Bawarii się działo. Dodam, że przy tych ulewach przez 2 tygodnie praktycznie temperatura na nizinach nie przekraczała 10 stopni, więc wyżej sypał regularnie śnieg.
W ramach alpejskiego rekonesansu zapuściłem się nieco dalej na zachód Austrii i wybrałem masyw Wilder Kaisera. Góry te są wprawdzie nieco niższe od Alp Berchtesgadeńskich (najwyższy szczyt Ellmauer Halt osiąga 2344 m n. p. m.), ale są o tyle ciekawe, że w ich bezpośrednim sąsiedztwie znajdują się same niższe pasma, więc oferują rozległe widoki. Ponadto dosyć efektownie wyrastają z dolin swymi pionowymi ścianami, więc robią dosyć spore wrażenie. Mankamentem ich natomiast jak dla mnie jest łatwość szybkiego dostania się w te rejony autostradą z Monachium, więc i ruch turystyczny jest większy.
Wyruszam od południowej strony z parkingu Wochenbrunneralm (1085 m n. p. m.).
Pierwszym celem po minięciu górnej granicy lasu jest przełęcz Ellmauer Tor.

Nazwa ta nie odnosi się tylko do samej przełęczy, która teoretyczna powinna oddzielać szczyt od szczytu, ale jest to właściwie "brama" do serca Wilder Kaisera, oddzielająca rządek czterech gór od rządku czterech gór (na zdjęciu widoczny jest jej niższy początek).
Jest fajnie, alpejskie ukwiecone na maksa łąki a po zboczach widać z daleka biegające dwie kozice. Zrobiłem im nawet zdjęciem moim niskiej klasy sprzętem fotograficznym, ale wyszło tak, że siara byłoby je pokazywać ;]
Jęzory lawin śnieżno-kaministych, które musiały schodzić przy ostatnich sporych opadach, dosyć daleko się wylały i całkiem szybko pojawił się problem, którędy właściwie przebiega szlak. W Alpach spotykam się z tendencją, że nie chodzi się po górach, gdy jest dużo śniegu i nieraz napotkani ludzi dziwią mi się, że ja idę tam wyżej. Tutaj rejon turystyczny jest bardzo popularny, więc szczęśliwie parę osób jeszcze na szczyty wchodziło, więc w późniejszym czasie miałem jakieś ślady, którymi się kierowałem.
Z początku popełniłem jednak błąd i brnąłem łagodniej pochyloną prawą częścią doliny i z czasem pojawił się problem, że szlak idzie jednak lewą częścią i trzeba byłoby przejść na tamtą stronę. Trzeba było zatem w poprzek przejść lawinisko i o ile schodzenie śniegu po ostatnich ciepłych dniach już nie groziło, to problemem było sypanie się drobnego piargu. Kamienie po prostu leciały spod nóg i lepiej było nie chodzić pod kimś. Co jakiś czas widać też było jakieś turlające się z góry kamory. Brrrr... bardzo nie polecam takiego chodzenia. Ellmauer Tor jest bowiem takim wielkim zsypem, do którego wsypuje się wszystko to, co nie trzyma się po bokach.

Dopełzłem do przełęczy, a tam ze wszystkich stron sterczą pionowe ściany. Tylko na niektóre szczyty prowadzą znaczone szlaki, na wszystkich natomiast widać postawione krzyże, więc zapewne różnorakie drogi wspinaczkowe muszą tam prowadzić.

Spotkałem też tam pozostawione plecaki. Zostawilibyście tak w Tatrach?

Gdzieś ktoś wyżej musiał zatem działać.

Jeszcze dodam, że na Ellmauer Tor prowadzi także bardziej wymagająca droga od północy, tzw. Steinerne Rinne.
Dopiero ponad przełęczą było widać mój dzisiejszy cel - Hintere Goinger Halt. Pewnie dlatego nazywa się "Hintere", że jest z tyłu ;] Gdzieś najwyżej tej kupy kamienno-śnieżnej jest ten ogólnie dostępny dla turystów szczyt (2190 m n. p. m.):

Widoki bardzo rozległe, widać wiele pasm alpejskich, m. in. Wysokie Taury z Grossglocknerem, który gdzieś tam na horyzoncie ładnie mi się wkomponował z przednim (Vordere) Goinger Haltem:

I na tym moim szczycie, kiedy sobie jadłem kanapeczki pojawiła się ta menda...

...i żebrze jak gołębie na rynku. Ale jesteśmy w parku narodowym, więc nie można karmić zwierząt ;] Taaa... akurat. Te mendy są już tak rozbestwione, że wiedzą, że turyści karmią i karmić będą. I czeka, i podchodzi coraz bliżej, prawie z ręki by jadł. No, dobra, rzucę mu kawałek chleba. Tylko popatrzył i pogardził.
Chlebem gardzisz? A to won, nic ci nie dam. Ale ptak jest na tyle fajny w tych górach, że myślę, zrobię mu jakieś fotki. Odłożyłem kanapki, chwyciłem mój marnej klasy aparat i tak zrobiłem mu ze 3 zdjęcia. Po czym patrzę, a ten chwycił do dzioba cały worek z tymi moimi kanapkami i odfrunął ze wszystkim! Mój prowiant! Moje węglowodany! Piertolone ptaszysko!
To jeszcze jedno zdjęcie do listu gończego, jakby ktoś go kiedyś spotkał:

Później na szczyt doszli jeszcze pewien Anglik z Niemką, którzy opowiadali, że byli kiedyś w Zakopanem i zdobyli Schwinitzę ;]
Schodziło się przyjemnie. Buty przemoczone od mokrego śniegu, ale przed sobą cały czas widok na pasma Alp Kitzbühelskich i z tyłu Wysokich Taurów.

Żegnam się z bramą Elmau, gdy słońce pomału zachodziło, schodząc już właściwą, zachodnią stroną. Wiem, że szybko tu nie wrócą, bo Berchtesgadeńskie i inne poboczne Lofery są bliżej i wydają mi się ciekawsze ;]

Jeszcze, gdy ledwo wyruszyłem z parkingu, dopadła mnie burza z niemożliwą ścianą deszczu i gradu. Wolałem przy takiej pogodzie nie wracać drogami górskimi i wracałem znacznie dłuższą drogą autostradami przez Monachium. Tak lało, że auta na autostradzie jechały nieszybciej niż 50 km/h. Ale to są góry i takie rzeczy dzieją się momenetalnie ;]
Pozdro ;]