Boże Ciało, kilka wolnych dni, trzeba to koniecznie wykorzystać! Padło na Tatry Zachodnie.
Jeszcze przed wyjazdem prognoza pogody powoduje lekką irytację - no ale przecież przez 4 dni nie może lać!
Późnym popołudniem pakuje się do pociągu i wyruszam w stronę gór. Gdy pociąg wjeżdża do Zakopanego leje jeszcze niemiłosiernie ale jakimś cudem gdy wysiadam na stacji pogoda jest w miarę ok. Szybko zmieniam transport na busa: kierunek Kiry.
Dzień 1
No to start. Wyżnia Kira Miętusia:

Ludzi na szlaku garstka więc idzie się całkiem przyjemnie. Polana Pisana i okolice:

W schronisku pusto. We wrześniu zastałem tam dzikie tłumy więc to przyjemna odmiana. Czas na śniadanie a potem dalej w drogę.

Droga na Iwaniacką Przełęcz z ciekawymi widokami jedynie za plecami. Pogoda delikatnie mówiąc się psuje. Na przełeczy zaczyna delikatnie padać ale nie jest jeszcze źle tak więc po chwili jestem już na zielonym szlaku na Ornak. Kończy się las, zaczyna kosówka a z południa w moim kierunku sunie jakaś cholerna chmura. Podchodzę jeszcze trochę w górę i kalkuluje czas: 2 godziny an Siwą Przełęcz + 2 do schroniska. Patrzę w górę na chmury. Do cholery - po ostatnich przygodach z deszczem w Sudetach nie mam ochoty znów moknąć! Szybka decyzja: wycof na przełęcz i szybko w dół do schronu.
Ciemniak i Tomanowa Przełęcz chwile przed wycofem:

Nie zdążyłem zejść do przełęczy a deszcz zapierdziela już jak oszalały. Mimo, że do schroniska wcale nie jest jakoś koszmarnie daleko po drodze zdążyłem kompletnie przemoknąć. Pieprzony deszcz! W schronisku masa ludzi, suszarnia cała zawalona rzeczami. Nie ma szans aby porządnie wysuszyć się do rana. Cóż zrobi? Grunt, że jest zimne piwo i ciepłe żarcie.
Dzień 2
Prognoza nie jest optymistyczna ale gdy rano się budzę nie pada. Więc w drogę!
Polana Chochołowska:

Nie pada więc kieruje się zielonym szlakiem w kierunku Wołowca. Taaa kurna nie pada! Zaczyna po 5 minutach! Pół godziny w deszczu i wszystko znów kompletnie mokre. Wchodzę w jakieś chaszcze pod drzewa aby trochę przeczekać i myślę co dalej. Na szczęścię po chwili deszcze odpuszcza i da się iść dalej. Mokry ale napieram dalej, wychodzę z lasu w kosówkę i znów z południa nachodzą chmury. Deszcz i grad! Gór się kurna zachciało! Przeczekuje chwile ale widzę, że nie ma szans na poprawę pogody. A pieprzyć te góry - wracam na piwo! Wycof...
U mnie wiatr, deszcz i grad a schodząc niżej widać słońce nad Doliną Chochołowską. Szlak może człowieka trafić!

Ok 10 jestem w schronisku i cały dzień spędzam na wlewaniu w siebie piwska, czytaniu książki i wałesaniu się z kąta w kąt. Za to rzeczy udało się w końcu wysuszyć na maksa. Ja popijam sobie w spokoju piwko z widokiem na Kominiarski Wierch a ludzie wracający ze szlaków przynoszą wieści o pogodzie: wieje tak, że łep urywa na grzbietach; na Wołowcu zadymka śnieżna. Jeszcze chyba nigdy się tak nie obijałem w górach jak tego dnia.
Dwa dni, dwa dni w deszczu, dwa wycofy. Jest pięknie!
Dzień 3
Ciuchy suche, deszcz na razie nie pada więc gazu w górę!
Z Grzesia nawet coś tam widać (Kominiarski, Ornak. Trzydniowiański):

Droga na Rakoń to przyjemny spacer. Spacer w chmurach lub między chmurami. Są jednak chwile, w których odstaniają się widoki.

Na Rakoniu chmury zasłaniają już wszystko dokładnie. Szybkie zejście w dół i zaczyna się podejście na Wołowiec. Otwierają się widoki na Rohacze, Trzy Kopy, Rohackie Stawy. Z drugiej strony otoczenie Doliny Chochołowskiej. Pięknie!

Na szczycie o widoki trudno więc tylko krótka przerwa i ruszam w kierunku Jarząbczego Wierchu. To chyba najfajniejszy odcinek całej trasy.
Na południu Jamnickie Stawy i Jamnicka dolina:

Ale fajnie!

Z okolic Łopaty:

Przede mną Jarząbczy Wierch:

Końcówka podejścia na Jarząbczy miejscami w świeżym, mokrym sniegu. Na szczycie znów jestem w chmurze więc schodzę w dół w kierunku Kończystego Wierchu i później dalej ku Trzydniowiańskiemu (wstępny plan miałem taki aby uderzyć jeszcze na Raczkową Czubę ale jako, że pogodna cały czas była niepewna wolałem sobie odpuścić). Ta część drogi to znów przyjemny spacerek.
Trzydniowiański, Czubik, Kończysty Wierch:

Z Raczkowej Czuby pewnie pięknie widoki:

Starorobociański Wierch:

O! Chyba pierwszy raz porządnie widać Wołowiec!

Rackova dolina:

Yeah! To był dobry dzień!
Dzień 4
Na ostatni dzień nie robiłem sobie żadnych ambitnych planów bo trzeba było jakoś sensownie wrócić jeszcze do domu. Tak więc aby mieć spokojne sumienie, że choć trochę podeszłem w górę postanowiłem przejść się Drogą nad Reglami z Chochołowskiej do Kościeliskiej. Całkiem przyjemna i nie taka nudna trasa jakby wynikało z mapy.
Polana Jamy:

Niżnia Kominiarska Polana:

Kominiarski Przysłop (?):

Gdy dochodzę do Kir zaczyna padać. Tak więc wszystko zgodnie z planem

Podsumowując: z planów wyszła dupa! Z 4 dni jakie miałem spędzić w górach większość czasu przesiedziałem z browarem w schronisku ale i tak było zajebiście
