Czerwiec. Pochmurno, zimno i leje, czas na rodzinny wypad w góry...
Zgodnie z planem (i prognozą ICM

) pierwszy poranek daje sygnał do ataku.

Ustalam listę życzeń: żona - Morskie Oko, Junior - są tu jakieś pociągi?

Pogoda sprzyja, czas mamy dobry... zaiskrzył plan, więc śniadanimy się co by nabrać sił.

Dodatkową atrakcją o tej porze roku są liczne wodospady, ruszamy więc przyjrzeć im się z bliska.

Czarnostawiańska Siklawa w Ekwadorze.

No ale pytanie, skąd ta woda leci...
z Czarnego Stawu do którego spadają lawiny, Młody długo się nie zastanawiał - musimy to zobaczyć.
Trochę zabawy i ruszamy na dół.

Wieczorem uczestnicy wycieczki odpoczywają, leżakując z widokiem na Hawrań... No, oprócz jednego uczestnika, który jeszcze długo biega wokół domu naśladując odgłosy samolotów myśliwych z okresu II WŚ.
Dzień drugi -
są tu jakieś pociągi? Jest jeden, ale chyba popsuty, bez kółek i wisi na linie, do tego go zhandlowali w niejasny sposób, więc na bank jest wadliwy...
Tutaj klasyka, to są ostatnie dni przed konserwacją, kolejka do kasy przypomina chińskiego smoka, odpuszczamy. Obmyślamy plan, jakaś polana relaks... Ale mina naszego Kolejarza mówi wszystko, to był cel jego wycieczki. Kolejka którą już tyle razy pokazywał mi na fotografiach jest na wyciągnięcie ręki, a nie można się przejechać...
z dołu, bo z góry bez problemu można - mówi nam facet z obsługi. To wystarczyło, Młody usłyszał, Młody tam idzie, no i poszliśmy.
Na Myślenickich Turniach pogoda dopisuje, czas mamy dobry, forma jest, no i cel widać...

Wchodzimy na szczyt bez marudzenia, na ostatnich metrach rodzice są nieco poganiani...

Na górze się stołujemy, Junior dostaje odznakę tatrzańskiego turysty

i realizacja planu, zjeżdżamy tą
kolejką ze zdjęcia...

Nic oryginalnego tu nie zobaczycie, ale skoro zamieszczałem relacje z wycieczek z dzieciakiem w Pieniny, czy Sudety, to nie mogło zabraknąć Tatr (choć z Tatr też już zdaje się była, ale to musiało być dawno i najpewniej wpisywało się w serię dla matek karmiących

).