Po krótkim pobycie w Zbójnickiej Chacie przenosimy się do Chaty Zamkowskiego, skąd następnego dnia planujemy uderzyć na Baranie Rogi. To będzie nasza druga droga w 3-osobowym składzie, jednak ta jest ponad dwa razy dłuższa, co trochę niepokoi ze względu na czas. Do Terinki docieramy po półtoragodzinnym marszu. Pogoda od rana jest piękna, słońce przypieka, a temperatura w końcu prawdziwie lipcowa. Tego nam było trzeba








Kiedy dochodzimy pod ścianę zauważamy, że od prawej strony skrada się słowacka trójka, która również zaplanowała na ten dzień Sadkową cestę. Dochodzimy do pierwszego stanowiska II-kowym terenem, nie wiążąc się, ale Słowacy są już oszpejeni i wbijają przed nas. A niech to... Nie liczyłam co prawda na czasową życiówkę, ale byłoby miło zdążyć do schroniska przed zamknięciem bufetu. Na szczęście w tym zespole jest jeden szef, który pędzi jak szalony prowadząc za sobą towarzyszy.

W czasie gdy prowadzący z pierwszego teamu się wspina, obserwujemy przebieg linii. Wyciąg kończy się wywinięciem na czwórkową płytę, które ostatecznie wszyscy pokonujemy ciut trudniejszym wariantem, wychodząc przez okapik.


Na drugim stanowisku:

Trzeci wyciąg również prowadzi Sebastian. Kiedy daje nam znać, startujemy z Nataszą niemal jednocześnie, wspinając się w niewielkiej odległości, każda na swojej linie dobranej pod kolor plecaka - to wbrew pozorom nie kwestia babskiej próżności, lecz wskazówka dla Sebastiana, żeby nie pomyliło mu się którą kiedy ma zacząć wybierać, po wykrzyczeniu odpowiednich komend

Wspinanie tą metodą idzie nam sprawnie i szybko dochodzimy do stanu.



"I znowu trzeba się wspinać..."


Czwarty wyciąg według schematu ma zaledwie 10 metrów, ale jest to wyciąg opcjonalny, biegnący odrobinę na lewo od głównego przebiegu drogi. Można połączyć go w całość z kolejnym, 35-cio metrowym. Z relacji innego zespołu pamiętam, by nie odbijać płytą zbytnio w prawo, gdyż łatwo można znaleźć się na sąsiedniej drodze. Startuję, wchodząc w kolejną czwórkową płytę, ale o ile dotąd na drodze pojawiały się haki, teraz nie mogę namierzyć ani jednego. Z osadzaniem własnej asekuracji również jest nieciekawie. Podchodzę jeszcze kawałek wyżej i robię, jak to Sebastian określił, "psychiczny trawers" w lewo, nie zakładając przelotów z wyżej wymienionych przyczyn. Na końcu zakładam własne stanowisko, by nie błądzić bezsensownie po ścianie i ewentualną pomyłkę naprostować przed wpakowaniem się niechcący w jakiś kanał. Natasza i Sebastian dochodzą do mnie i zaczynamy kminić gdzie właściwie jesteśmy

Sebastian bierze ode mnie sprzęt i przejmuje prowadzenie w poszukiwaniu właściwego stanowiska. Ledwie zaczyna się wspinać gdy natrafia na stary hak, którego nie miałam szansy zauważyć. Ufff... grunt, że jest, a my nadal jesteśmy "w drodze" (stan który założyłam ja, był gdzieś pomiędzy wyciągiem opcjonalnym, a właściwym). Sebastian dochodzi do półki gdzie powinno według schematu znajdować się kolejne stanowisko, jednak go tam nie ma, w związku z czym zakłada własne. Niestety nie możemy sobie pozwolić na swobodne łączenie wyciągów, gdyż nasza lina ma 50 metrów. Teraz nasza kolej:


Szósty wyciąg to I-II-kowe "pastwisko". Nie słyszymy dokładnie co Sebastian krzyczy do nas z góry, ale brzmi to radośnie, z czego wnioskujemy, że znalazł stan

Po chwili jesteśmy obok niego na kolejnej trawiastej póle.

Fajnie jest się pochichrać i poplotkować z kumpelą na stanach, ale mój partner ma już chyba dość odwalania brudnej roboty

dlatego przedostatni wyciąg przypada w udziale mnie. Gdy zaczynam się wspinać dostrzegam drugi, duży i trochę nietypowy hak, wyglądający jak dobre miejsce na stan

Informuje o tym partnerów, którzy decydują się przenieść stanowisko o te trzy metry bliżej. Jak się później okaże, była to bardzo dobra decyzja. Wyciąg początkowo prowadzi zacięciem, z którego wychodzi się na dużą III+/IV- płytę.


Choć zdjęcia nie oddają tego w pełni, jest to niewątpliwie jeden z najładniejszych wyciągów całej drogi. Moment, w którym z ciemnego zacięcia wychodzi się na rozległą, zalaną słońcem płytę był fantastyczny i w każdym z nas wzbudził dziecięca wręcz radość

Wspinam się powoli płytą ukośnie w lewo, bacznie wypatrując ringów bądź dobrego miejsca na założenie stanowiska. Z dołu słyszę kolejne hasła: 10 metrów liny... 5 metrów... 2 metry... Jest! Dostrzegam srebrny hak w niewielkim zagłębieniu płyty. Wybieram linę na maksa i wpinam w niego swoje auto. Teraz na spokojnie mogę założyć stanowisko i ściągnąć partnerów. Śmieję się obserwując ich radosne reakcje po ujrzeniu płyty. Dawno wspinanie nie sprawiało mi tak wielkiej frajdy, a przecież o to w tym wszystkim chodzi.





Stanowisko jest małe, więc trzeba się skompresować:))

Ostatni wyciąg standardowo prowadzi Sebastian. Po wyjściu z płyty przechodzi on w powietrzną grańkę doprowadzającą do Baraniej Galerii. Kolejny fajny wyciąg i żal jedynie, że grań ta jest tak krótka.






W tym miejscu rozwiązujemy się, pakujemy szpej do plecaków i idziemy piarżystą galerią na szczyt Baranich Rogów.
Sebastian usadowiony na szczytowym kamulcu:


I cały team w komplecie


Kilka zdjęć i schodzimy na Baranią Przełęcz, a z niej kruchym żlebem do Pięciu Stawów Spiskich. W Chacie Zamkowskiego udaje się jeszcze wysępić šmalcburgera i zupę czosnkową

Dalsza część wieczoru upływa na celebracji tego jakże udanego dnia.
Tu chciałabym podziękować moim towarzyszom, był to jeden z fajniejszych dni jakie spędziłam w górach

Wszystkie czynniki pięknie nam zagrały, by móc czerpać niczym niezmąconą radość ze wspinania, o co w kapryśnych Tatrach czasem niełatwo.
Więcej zdjęć tu:
http://footsteps.cba.pl/index.php/baran ... roga-sadka