W lipcu startowałam z kwater, dwa razy tylko noce w schronisku. Łaziłam trochę tu, trochę tam, jak się dało. Pogoda kapryśna mocno, więc jak zawsze pozostał niedosyt. Więc w sierpniu jeszcze na trochę muszę pojechać, bo w końcu znów rok czekać... .
Tym razem postanowiłam od schroniska do schroniska. Chciałam od razu uderzać na ślepo na Słowację, ale mama nalegała, abym choć ten dzień w który przyjadę miała pewne miejsce do spania. No to zrobiłam rezerwację w Chochołowskim schronisku i jazda

Obserwowałam prognozy, wiedziałam, że jadę w pogodę upalną, ale ja uwielbiam ciepło i te upały wcale mi nie przeszkadzały, a wręcz dodawały sił. Jadę z soboty na niedzielę i tak 4 sierpnia zaczynam już wędrówkę. Jako, że w Dolinie jestem dopiero około 10-11 idę Doliną Starorobociańską na Starorobociański Wierch i potem przez Kończysty i Trzydniowiański schodzę na nocleg. Trochę ciąży mi plecak, nie przywykłam do noszenia całego dobytku na plecach. Ale idzie się dobrze

Słoneczko przygrzewa jest cudnie.
https://picasaweb.google.com/1053530325 ... redirect=1W nocy przechodzi jakaś burza chyba, więc mam obawy co do kolejnego dnia. Ale rano o 5 pogoda piękna już. Zbieram się szybko i już przed 6 ruszam. Plan ambitny więc są trochę obawy, no ale w razie czego zawsze mogę zakończyć wycieczkę wcześniej. A plan taki:
Wyżnia Chochołowska - Wołowiec - Rohacz Ostry - Rohacz Płaczliwy (już z pominięciem szczytu) Żarska Przełęcz - Baraniec - Żarska Przełęcz - Schronisko Żarskie. Na Wołowiec wchodzę wyjątkowo szybko, ale rano doskonale się idzie. Trochę zawsze mam dreszczyk przed Rohaczem Ostrym, trochę mnie przystopowało przy tym kominku na Ostry. Zawsze pokonywałam go sprawnie, tym razem stanęłam i gapię się. Ale dogania mnie sympatyczna ekipa z Siedlec (o ile dobrze pamiętam) i jakiś chłopak pokazuje drogę, więc potem już raz dwa i jestem. Podejrzewam, że znów ten plecak, po prostu pierwszy raz niosłam tyle, choć znów ten plecak nie był taki duży. Potem już spokojnie, powoli delektuję się ciepłem, widokami. Na Żarskiej myślę, czy iść dalej. Półtorej godziny, jakieś chmurki się gromadzą, no ale czuję się świetnie, więc ruszam. Powoli spokojnie docieram na szczyt, gdzie spokojnie odpoczywam, bo wiem, że nic i nikt mnie nie goni. Wracam tym samym szlakiem, problem jedyny to taki, że na Żarskiej kończy mi się woda. No, ale chyba jeszcze nie było tak źle, skoro strach przed piciem wody z potoku był większy niż pragnienie

Po godzinie z kawałkiem piję już mineralną w schronie wiedząc, że mam nocleg. Trochę miałam strach, czy dostanę, ale spokojnie. Czytałam, ze w razie czego jest jakiś pensjonat u wylotu doliny, ze w razie czego jeszcze może Ziar ma jakies kwatery. Nocleg na takim stryszku, niezłe wejście po schodach z liną

A i problem miałam bo nie umiałam tego żetonu na prysznic wrzucić, musiałam prosić o pomoc

Dzień mega udany, ale na Baraniec wrócę, zrobię z tego oddzielną wycieczkę.
https://picasaweb.google.com/1053530325 ... sO6uqL47QETrzeci dzień, znów na szlaku przed 6. Idę powoli, nie śpieszę się, mam cały dzień. A szlak wyglądał tak:
na Banówkę a dalej granią aż po Brestową przez Salatyn. I na dół na nocleg do Zverówki. Piękny szlak, jak już ruszyłam z Pachoła, to aż dech zaparło jak spojrzałam na grań jaką mam przebyć. Ależ mi się spodobał ten szlak, szłam go o wiele dłużej niż pokazywały tabliczki, ale to dlatego, że gdzie się dało zatrzymywałam się i chłonęłam widoki. Muszę powtórzyć ten szlak! Teraz jak już przeszłam grań od Rohaczy po Brestową w 3 ratach, to ten odcinek był dla mnie najmniej trudny. Coś mi się wydaje, że ominęłam ścieżką jakieś odcinki, ale i tak jestem mega zadowolona z tego szlaku. Został mi jeszcze odcinek do Siwego Wierchu. Mam nadzieję, że kiedyś się uda się i tam

Z noclegiem nie ma problemu w Zverówce, choć tym razem ruch większy niż w lipcu. Ale i tak ląduję w dwuosobowym pokoju sama
https://picasaweb.google.com/1053530325 ... mMkOvI0wE#Kolejny dzień już nic ambitnego nie przewiduję. Tylko przez Dolinę Łataną na Zabrat Rakoń potem Grzesia i na dół.
https://picasaweb.google.com/1053530325 ... IzYxK7iNg#Podoba mi się takie chodzenie od schroniska do schroniska. Cały dzień w górach. Bez dojazdów, mogę wyjść nawet o 5. Wcześnie jest się wysoko, można zrobić dłuższą trasę albo krótszą w leniwym tempie. Nie martwię się, czy zdążę na busa. Minus jeden: ciężki plecak
