Großes Hinterhorn (Mitterhorn) 2506 m n. p. m.
Loferer und Leoganger Steinberge, lipiec 2013Aj, niezwykle. Góry ciekawe, potrafiły mnie zaskakiwać.
Wyjazd udany, mimo że z 3 prób atakowania szczytów powiodła się tylko jedna. Celem były 2 najwyższe szczyty loferskiej części tych gór - Großes Ochsenhorn (2511 m n. p. m.) oraz Großes Hinterhorn, występujący również pod nazwą Mitterhorn (2506 m n. p. m.).
Start z ubocza austriackiej miejscowości Lofer, darmowy parking na polanie, służącej również jako pastwisko dla krów. Nie było samochodem serpentyn, podejście zaczynam z wysokości 800 m n. p. m., więc do 2500 jest trochu.
W dolinie słonecznie, nawet upalnie, ale szczyty - widać - przesłaniają chmury.
Nie ma tu ciągnącej się doliny. Od razu pnie się ona stromo do góry, las urwiskowy, ale już w tym lesie jakby inaczej. Nie rosną tu żadne świerki ani jodły. Z iglaków jedynie modrzewie, a prócz tego buki, klony, jarzębiny, brzozy i inne liściaste, których nie znam. Wszystko to wraz z wysokością karłowacieje. Poza tym multum różnorodnych kwiatów i kwitnących krzewów. Wiele z tych kwiatów widzę po raz pierwszy. Tutaj w Alpach zaczynam być fanem kwiatów normalnie. Jak ten cały Paszczak z Muminków.
Ale nie o kwiatkach ja tutaj.
Lubię w sumie takie strome doliny, bo można oglądać się za siebie.

Ten kolorowy obrazek jednak pozostaje w dole, ja wchodzę do skalnego królestwa ciemności.
...i już czuję się jak Simba na cmentarzysku słoni

Po różnouformowanej skale dochodzę po paru godzinach marszu do schroniska Schmidt-Zabierow-Hütte (1966 m n. p. m.).

Tutaj znów zaczyna się życie. Gra góralska orkiestra dęta, wesoło jodłująca. Rezerwuję nocleg (10 ojro z AV) i od razu wyruszam dalej, w kierunku Gr. Hinterhorna. Powyżej schroniska nie spotykam już żywej duszy - prócz niego:

Chmura staje się coraz gęściejsza, a wszędzie pełno resztek śniegu, zakrywającego oznakowanie. Orientacja w nieznanym terenie staje się trudna. Doszedłem gdzieś do 2100 m. Trzeba się jednak wycofać do schroniska. Spróbuję następnego dnia. Wyglądało to mniej więcej tak:

A że ta chmura po pewnym czasie zaczęła się ostro skraplać, więc mój powrót był błyskawiczny.

Gdzieś po godzinie 5.00 rano budzi mnie natura. Chciał, nie chciał, musiał zejść na dół do toa... patrzę...
uaaaa...

no, i teraz nie wiem, czy jestem nad morzem czy w górach

Z całego schroniska tylko ja i jeszcze jedna osoba to zobaczyła. Inni przespali. Na horyzncie wystają sąsiednie Alpy Berchtesgadeńskie.
Wychodzę wcześnie, bo planuję nadrobić wczorajszy dzień – wspiąć się na dwie góry, które są po przeciwnych stronach doliny, czyli 2x ponad 500 m do góry, tyle samo w dół, no i zejść jeszcze ze schroniska prawie 1200 m w dół do samochodu. Aż zbyt ambitnie.
Wreszcie widzę mój pierwszy cel. Großes Hinterhorn - to ta piramida pośrodku.

Teraz idzie się znacznie przyjemniej i bardziej beztrosko niż wczoraj. Gdzieś tam kózka sobie skacze:

Trasa wspina się po sąsiednim Breithornie, a następnie trawersuje go aż do przełęczy Waidringer Nieder na 2302 m n. p. m. Stąd dochodzi zwykle widok na sąsiednie Alpy Chiemgawskie, ale u mnie są zalane chmurami. Idę bardzo ciekawą trasą po różnorodnych formach skalnych. Szczyt jest już coraz bliżej.

Mam cały czas wyścig z chmurami, które wchłaniają wszystko od spodu. Zapierniczam, ile wlezie, byleby tylko zdążyć na szczyt przed tymi kłębami. Niemniej to właśnie chmury nadają tu wszystkiemu uroku. Normalnie stąd jest widok na Wilder Kaisera:

Szczęśliwie ta moja część Loferer Steinberge miała przy moim zejściu jeszcze sporo prześwitów, więc schodziło się wciąż przyjemnie, tylko w lekkim zamgleniu. Wróciłem do schroniska koło 11.00.
No, i druga część planu, najwyższy szczyt loferskich kamiennych gór - Großes Ochsenhorn. Tutaj to od razu widziałem ciemno – dosłownie i w przenośni. Ta część pasma właściwie za wyjątkiem wczesnego ranka cały czas pozostaje przykryta chmurami. W dodatku wchodzi się od północy, a tutaj pól śnieżnych nie brakuje. Gdzieś tam wyłonił mi się ów szczyt, dlatego idę, choć w cieniu to z cieniem nadziei.

Idę takim skalnym płaskowyżem.. Co jakiś czas między skalnymi płytami wielkie dziury, których końca nie widać. Zapewne pod tym wapiennym podłożem jest cały system jaskiń. Na polach śnieżnych ślady tylko jednych par stóp. Coraz mniej widać. Nic, to bez sensu, po jakichś 40 minutach decyduję się wycofać.

Reasumując, bardzo fajny, dziki, pionowy świat. Loferer Steinberge to taki krąg gór otaczający schronisko Schmidt-Zabierow HUtte. Ciekawy mikroklimat. W schornisku większość śpiących ludzi to byli raczej wspinaczkowi łojanci, którzy mają tam wokół mnóstwo pięknych ścian o różnorodnych, ciekawych formacjach. Cyknąłem taką tablicę z informacjami o drogach wspinaczkowych – może komuś się przyda.
http://imageshack.us/a/img843/8636/hgms.jpgJest tam też ferrata Nackter Hund.
Do zaś ;]