Mały Lodowy Szczyt (Široká veža; 2461 m n.p.m.)Droga: Motyka (V)
źródło:
http://www.tatry.info.sk /8 – Motyka (V)/
Budzę się o 2 w nocy. Wszystkie gnaty bolą, lać się chce…
Chciałem szybko wstać, ale jak przydzwoniłem głową w zawieszony 5 cm wyżej sufit, to już mi się odechciało… Oprócz dzwonienia w uszach i gwiazd przed oczami, poczułem przeszywający chłód, który dobitnie sugerował, by zostać w „ciepłym” śpiworze. Przemęczyłem się tak do świtu. Cieplej wcale nie było (4°C), ale już nie mogłem wytrzymać i musiałem wyjść, a raczej wyczołgać się na werandę.
Było tak rześko, że usiedzieć na miejscu się za bardzo nie dało, wczołgiwać się z powrotem do sypialni też nie miałem najmniejszego zamiaru, toteż zafundowałem sobie krótki spacerek po dolinie, kierując się w miejsce oświetlone pierwszymi promieniami słońca. Poprawiający krążenie spacer był dobrym pomysłem, bo nie dosyć, że się rozgrzałem to jeszcze uzupełniłem nasze zapasy wody - wyszło przyjemne z pożytecznym.


Na niebie nie było ani jednej chmurki. Zapowiadał się piękny dzień, a temperatura z każdą chwilą robiła się coraz wyższa. Adaś też to musiał poczuć, bo zaczął „wygrzebywać się” z hotelu.
zapowiadała się lampa przez cały dzień
Po śniadaniu w słonecznej stołówce, pakujemy walizki i kierując się szlakiem prowadzącym na Czerwoną Ławkę, szukamy nowego adresu zameldowania. Oglądamy kilka hotelików, jednak żaden nie spełnia naszych wymogów. W końcu trafiamy na taki, który oferuje dość przyzwoite warunki, więc zostawiając plecaki i zbędny sprzęt, robimy wstępną rezerwację, a następnie kierujemy się pod południową ścianę Małego Lodowego Szczytu.

Po drodze natrafiamy na jeszcze jeden hotelik. Ten oferuje zdecydowanie najwyższe standardy noclegowe, toteż postanawiamy się tam przeprowadzić, ale już po skończonej akcji.
Stojąc pod ścianą, obserwujemy przebieg pierwszych wyciągów drogi, która 23.07.1932r. wytyczona została przez Stanisława Motykę. Zarówno nazwisko autora, jak i sama, elegancka linia drogi, poprowadzonej w wyjątkowo litej skale, jest obietnicą przepięknego wspinania. Zaczynamy, by przekonać się o tym na własnej skórze.
pod południową ścianą Małego LodowegoPierwszy wyciąg rozpoczyna się połogim terenem, który stopniowo robi się coraz bardziej stromy, a w końcu przechodzi w zacięcie. O ile w zacięciu jest dużo możliwości asekuracji, to już na litej płycie założenie jakiegoś sensownego przelotu jest już niewykonalne. Z tego też powodu, gdy z zacięcia, odbiłem na lewo, w kierunku płyty, liczyłem się z tym, że może być nieco „psychicznie”, zwłaszcza, że stopnie nie były za bogate. Po kilku metrach diagonalnej wspinaczki, wyluzowałem jednak całkowicie, komunikując partnerowi – „Adaś, ktoś tu wykuł schody!”. Formacja w tym miejscu jest niezwykła i gwarantuję każdemu, kto będzie wspinał się na tej drodze, że uśmiechnie się tu równie szeroko jak ja, i mój partner.


Wyciąg kończy się mniej więcej w połowie wielkiej płyty. Teraz Adaś przejmuje prowadzenie i kontynuuje wspinaczkę, z gracją pokonując kolejne metry tatrzańskiego granitu. Pod pasem przewieszek zakłada stan i ściąga mnie do siebie.

Zaczynam kolejny wyciąg. Niewielkim trawersem przechodzę nieco na lewo, gdzie w dużej eskpozycji przewijam się do niewielkiego zacięcia i pokonując pionową ściankę wychodzę nad przewieszki, skąd już niedaleko do następnego stanu.
Na początku kolejnego wyciągu znajduje się ciekawe miejsce, w którym należy się przewinąć o 90° ze ścianki do niewielkiego kominka. Nie ma tu dogodnych chwytów na prawą rękę, toteż cała „operacja” sprowadza się do odpowiedniego przeniesienia ciężaru ciała i zachowania równowagi. Dalsza część wyciągu, jak również cały następny oferuje wspinanie w równych trudnościach i oczywiście w litej skale.
W ten sposób dochodzimy pod ostatni, liczący się wyciąg. Pokaźną rysą wychodzę pod szeroki pas nawieszających się skał i zaczynam trawers w lewo. Szybko okazuje się, że trochę przeszarżowałem, pchając się w jeszcze większe przewieszki. Partner też to zauważa i sugeruje bym wrócił w miejsce, gdzie skała wydaje się bardziej dostępna. Wracam więc po swoich śladach, ale nie obywa się bez skoku adrenalinki – stopa pracująca tu na tarcie traci przyczepność i przez moment jest groźnie. Na szczęście pod ręką mam dość solidny chwyt, więc obywa się bez konsekwencji, ale muszę przyznać, że zestresowałem się do tego stopnia, że straciłem zapał do dokończenia wyciągu. Zewspinałem z powrotem do stanu, przy górnej asekuracji z frienda oraz haka i oddałem prowadzenie parterowi. Po chwili znowu byliśmy razem na stanie, lecz tym razem jakieś 20 m wyżej.
Według schematu do szczytu pozostało kilkadziesiąt metrów trójkowego terenu, więc dalej postanawiamy przejść na lotnej. Po drodze, ku naszemu zaskoczeniu trafiamy jednak na kolejny stan, toteż krótki odcinek asekurujemy się na sztywno, w myśl zasady „skoro jest stanowisko to trzeba je wykorzystać”. Pokonując niewielki uskok, wchodzimy już w łatwy teren, którym wydostajemy się na szczyt Małego Lodowego.
Nie dosyć, że przed chwilą przeszliśmy piękną drogę, to teraz mamy dodatkowo przed oczami fantastyczny widok. Jesteśmy zachwyceni. W którą stronę nie spojrzeć krajobraz jest urzekający. Patrzymy z góry na Ostrego, podziwiamy zachodnią ścianę Łomnicy, która zarówno z bliska jak i z daleka robi piorunujące wrażenie, ale przede wszystkim wpatrujemy się w przepiękną sylwetkę Pośredniej Grani.




Po nacieszeniu oczu wspaniałą i rozległą panoramą, schodzimy w kierunku przełęczy Czerwona Ławka, a następnie udajemy się do nowego, przytulnego hotelu.

To był piękny dzień, a Staszek również tym razem nie zawiódł i dotrzymał obietnicy – dzięki Mistrzu!
Więcej zdjęć jak zwykle na stronie:
http://mountainadventure.weebly.com/ma3 ... zczyt.html