Dzień 7 – Eisseehütte (2521) – Bonn-Matreier Hütte (2745)
Dziś kolejny dzień z przenosinami. Jest to chyba najłatwiejszy z tych dni. Tylko ponad 200 m różnicy wysokości pomiędzy schroniskami (rzeczywistego podejścia jest trochę więcej, bo po drodze kilka przełęczy na które trzeba podejść i potem zejść, tracąc trochę już zdobytą wysokość).
Ze szlaku – według przewodnika – widoki na przeciwległą grupę Lasörling i wioski w dolinie. Widoki rzeczywiście były, ale trochę ograniczane chmurami (ale były to ostatnie chmury na jakiś czas, bo od dzisiejszego popołudnia i przez najbliższe trzy dni – totalna „lampa”, bezchmurne niebo i upały takie, że można było się opalać).
Na jednej z tych przełęczy spotkałem świstaka. Ten zupełnie się nie bał. Był bardzo blisko mnie, a mogłem robić zdjęć do woli. On zachowywał się zupełnie swobodnie. Za chwilę z drugiej strony szlaku nadeszła rodzina z dziećmi, ale świstak dalej nie zwracał na nic uwagi.
Poniżej przełęczy spotkałem kolejnego świstaka. Ten zachowywał się już inaczej. Kompletnie znieruchomiał. Nie znam się na świstakach, ale być może to miała być taka pozycja obronna (znieruchomieć i udawać, że „mnie tu nie ma”).
Po chwili poniżej niego zobaczyłem, że z norki wychodzi młody świstak, ale on za chwile zniknął z powrotem do środka. A ten stary – ciągle był nieruchomy…
Schronisko super położone. Jak zamek na górze, a właściwie na takim cyplu skalnym.
Ok. 1/3 panoramy wokół schroniska zajmują bardzo blisko położone szczyty, dosłownie na wyciągniecie ręki. A resztę panoramy – setki, jeśli nie tysiące szczytów (fotki zamieszczę przy następnym dniu, bo były bardzo podobne do tych ze szczytu). Pod spodem dolina z wioskami. Cała ta skała, na której położone jest schronisko ograniczona jest taką drewnianą balustradą, żeby nie spaść na dół. A na tych skałkach (poniżej balustrady) od dołu można się wspinać. Schronisko „ekologiczne”, na zewnątrz zamontowane baterie słoneczne.
Przed schroniskiem duża luneta, przez którą można obserwować góry (na tych najbliższych wyraźnie widać ludzi na szczytach).
Po przyjściu spotkałem znów dwóch Polaków i to ze Śląska. Spali na dole, a przyszli tu tylko „na piwo”, tzn. zobaczyć panoramę spod schroniska i wracali na dół.
http://www.alpenverein.at/huettenHome/D ... tteNr=0025
http://www.dav-huettensuche.de/?pagedef ... _id=222530
http://www.alpenverein-bonn.de/
Wczoraj był mój rekord wysokości szczytu, a dziś rekord noclegowy – schronisko położone wyżej niż szczyty Tatr.
Ceny: 10 EUR sala wieloosobowa („matratzenlager”) dla „alpenferajn”.
Były też droższe noclegi w pokojach, ale nie pytałem po ile.
Schronisko super położone. Najładniej z tych w jakich byłem dotychczas. Do tego super ekipa, w tym m.in.: dwóch długowłosych facetów (chyba kucharzy, ale jeden z nich był tam również całym szefem) i dwie babki – kelnerki (jedna ubrana normalnie, a druga w stroju ludowym ).
Tu jedzenie było trochę inaczej zorganizowane niż w innych schroniskach.
W ciągu dnia – gdy przychodzili również goście z dołu – była normalna karta dań.
A poza tym rano – śniadanie w cenie 8,00 lub nawet 9,00 EUR. Było najdroższe ze wszystkich schronisk, ale miało formę szwedzkiego stołu (jak to oni nazywają – „buffet”), tak więc można było najeść się do woli.
Wieczorem – gdy byli już tam tylko ludzie nocujący – ok.18.30 była kolacja. Miała dwie formy: albo szwedzki stół („buffet”) – już nie pamiętam po ile; albo „bergsteigeressen” – po bodajże 7,00 EUR.
Drugiego dnia schronisko było praktycznie pełne i było dużo chętnych na to „bergsteigeressen”, więc był to duży talerz spaghetti z sosem, przyniesiony każdemu do stołu. Ale pierwszego dnia było nas tylko trzech czy czterech do tego dania, więc ono też miało formę „szwedzkiego stołu”. Po prostu postawili na osobnym stole duże naczynie z tym daniem i tez można było sobie dobierać do woli. Nie wiem co to było (wolałem nie pytać

) ale było to bardzo dobre.
Cała ta kolacja miała swoją oprawę. Ta kelnerka w ludowym stroju wchodziła na krzesło, zaczynała przemówienie (nie znam tak dobrze niemieckiego, ale wszyscy się śmiali), które kończyło się magicznym „buffet geöffnet” i można już było rzucić się do tych zastawionych stołów
Poza tym, z tego co pamiętam, piwo – 3,90 EUR.
Warunki schroniska – obiektywnie – trochę gorsze niż w Johannishütte. Łazienki trochę mniejsze i jednak gorsze. Był również (jak tam) prysznic za dodatkową opłatą. Było też pomieszczenie na buty, ale nie było na przykład suszarni na mokre rzeczy (choć w tych dniach to akurat nie przeszkadzało, bo pranie można było swobodnie suszyć na dworze).
Mimo to – subiektywnie – najmilej go wspominam i stawiam to schronisko na pierwszym miejscu z wszystkich odwiedzonych. Być może zdecydowała o tym lepsza pogoda, lepsze widoki ze względu na super położenie, a może właśnie ta ekipa w schronisku…
Na pewno jeszcze tu wrócę…