Start 15 sierpnia. Sporo obaw związanych z pogodą, przecie w Tatrach od dawna było pieknie wiec kiedys musi sie zepsuc, prawda? Cale szczęscie pogoda sie utrzymala a kurs udało nam sie skończyc w 11 dni zamiast 14! Czytaj - 11 dni milego zapierdalania

No tak ale po co kurs? Wszak już się wspinamy? Po co wydatek sporej sumy i znacznej częsci urlopu? Zwyczajnie stwierdziłem, że mamy braki, a i pewnie o wielu rzeczach jeszcze nie wiemy. A to jedyny sposob zeby to wyeliminowac, nabrac wprawy i praktyki pod okiem eksperta. Dodatkowo Ewelina jest oporna na moje rady, prosby, groźby i porady, wiec kto inny musiał jej wyłożyc to czego ja rady nie dałem. Kim byl ekspert nie powiem, bo jeszcze nie wiem co o nim tutaj napisze

Dodam tylko, ze odhaczył zimowo Direte Kazalnicy! A wiec juz wszystko jasne. No dobra ekspert byl w deche, wszak sam tak wszystkim pokierowalem zeby miec kurs wlasnie z nim przez Betlejemke. Dodatkowo 3 osoba zrezygnowala wiec jestesmy we dwójkę z Ewelina.
Zaczynamy o 12.00. Prawe Żebro na początek. Podobało mi się i chciałbym wrocic tam kiedys zimą. Pierwszy dzien juz uswiadamia, ze nasze dotychczasowe wspinanie w Tatrach pozostawiało wiele do życzenia. A przeciez sie wydawalo, ze wiem prawie wszystko. Po 4 wyciagach jestem juz przy stanie zjazdowym i kolejne 3 prowadzi Evi. W drodze powrotnej cwiczymy rozne rodzaje zjazdów (awaryjny, polwyblinka, worowanie liny etc.). Zbieramy "dobre recenzje", a raczej sami widzimy, ze instruktor patrzy na nas z nadzieja i umiarkowanym optymizmem. Wynikiem tego jest, ze kolejnego dnia idziemy juz na Patrzykonta i Sprężynę.

Patrzykont start!
16 sierpnia. Patrzykonta znam doskonale, ale Evi tam nie było, a droga podobno nie najłatwiejsza dla kursantów. Ma walory szkoleniowe i da się ją połączyc w logiczna całość z jakas linia na Koscielcu później. Przyjelismy taktyke, ze pierwszy wspina się bez plecaka, na prowadzeniu zmieniamy się zwykle w połowie drogi na kursie „dzieląc” się dodatkowo w miare po równo trudnościami. Dwa pierwsze wyciagi robie błyskawicznie. Trzeci uchodzi za najtrudniejszy ale z tym jak i z nastepnym Evi radzi sobie bez zarzutu i po chwili zmieniamy paputy na podejsciowki i wedrujemy pod komin Świerza. Warto tu rzeczywiście zwrocic uwage na rozdzielanie, prowadzenie i liny i przedłużanie przelotow, a rysa na 4 wyciagu daje znow tyle samo przyjemności.

Przełamanie na 2 wyc.

Start do 3 wyc.

Stan w rysie przed 4 wyc.
Tu było wiadomo, ze „kurdupel” poprowadzi kluczowa zalupe a ja pozostale dwa wyciagi. Nawet nie oponowalem bo mógłbym się tam ... prowadzac, a Evi genetycznie jest przystosowana do tej czesci jak nikt inny. Ide pierwszy wyciag, który w rzeczywistości nie przedstawia trudności jedynie ciezko cos znaleźć żeby się przyasekurowac kawałek przed stanem. Evi troche się nastekala na drugim wyciagu ale puściło. Na drugiego czysto przeszedłem, nie powiem ze było tez latwo bo było nielatwo

. Dodam tylko, ze mi osobiście się ten fragment podobal najmniej z calej drogi. Takie pełzanie a wysokości się nie zdobywa ;P Crux chyba gdzies w 1/3 tej zalupy a poza tym to ok. Pozniej znow ja i super zjazdy. Ostatnie prowadznie wycisnęło ze mnie siodme poty w szczerym słońcu. Jeżeli chodzi o sama wspinaczke (mowie tu o niewygorowanych trudnościach

), operacje z tym związane etc. to mógłbym naprawde godzinami bez zmeczenia, ale podejścia, bądź wspinanie w dlugim rekawie w palacym słońcu to nie dla mnie!

1 wyc. Sprendzyny

Kurdupel w cruxie.

Mala dygresja, nie żebym się tutaj mądrzył, tym bardziej ze większość to uwagi instruktora. Ale spotkaliśmy naprawde mnostwo wspinających się ludzi i robiących rozne dziwne rzeczy z głupoty, czy niewiedzy, czy braku umiejętności, praktyki nie wiem. Przytocze te, które utkwily mi w pamieci:
- skrecanie liny przy zjazdach (czyt. nie należy robic wirnika tylko zjezdzac gracko w dol)
- umiejętność prusikowania w sytuacji awaryjnej dla niektórych w tatrach to zupełne nowum, a ludzie bez problemu prowadzili VI
- asekuracja na grani przy schodzeniu to dramat, ten idacy na drugiego szedł z trumna na plecach ale cale szczescie udalo mu się zejsc
- geste bicie hakow na grani Praojców (!) a przy zejściu percia z Zadniego na Koscielcowa Przelecz zaporeczowanie trasy. Nie to nie były cwiczenia kursowe ani żadne inne. Samo życie.
- 25 metrow liny połówkowej splatanej przez zespol przed nami na jednej z drog do tego stopnia ze prosilo się wyjaz kozik i im pomoc. Nie wiem jak oni to zrobili! W każdym razie gosc bez naszej pomocy mogl tkwic tam do dzis.
- prowadzenie jednotorowo wyciągu gdzie prosi się o rozdzielanie zyl , do tego zadnego przedłużonego przelotu a eksy wpiete zamkiem do skaly, gdzie jeden miał duze szanse żeby się samoistnie wypiac.
17 sierpnia. Cel na ten dzien zmienial się jak w kalejdoskopie, koniec końców wybraliśmy rzekomo najtrudniejsze polacznie tras. Dymamy po setke. Slowo dymamy jest jak najbardziej na miejscu bo jest troche dymania ale bez przesady. Wszystko byloby ok gdyby nie to slonce…. No ale na setke nie idziemy bo tlok. A wiec Plyta Lerskiego na lotnej, pozniej Gran Koscielcow do Przeleczy Koscielcowej. Czytalem tutaj wiele relacji z tej grani i mila jest. Chociaz w gruncie rzeczy to taka turystyka z asekuracja. Przyznam ze na grani to lubie się nasycic widokami ale na kursie nie ma na to czasu tylko zapierdalanie till the end.


Na grani...
Z przeleczy schodzimy pod WHP 114 za czym oponowalem od samego początku. W koncu cien. W koncu sami. W koncu wspinanie. Chcialem to rozeznac przed ewentualnym przyszłym zimowym przejsciem ale chyba nie w najbliższym sezonie ;p Pieknie tam było. Generalnie wschodnia Koscielca bardzo mi się podoba, jest tam czas na zadume, cisza, tylko glosy z oddali, bardziej dziko, górsko wśród co drugiego ruszającego się chwytu! Moim zdaniem na zime spore wyzwanie. Dwa pierwsze wyciagi z kopuly szczytowej dla mnie piekne. Pierwszy zdecydowanie trudniejszy. Ładne V. Rozdzielanie zyl konieczne. Trudnosci z zalozeniem stanów a dokładniej – trudności z zalozeniem solidnego stanu. Jednak dla chcącego nic trudnego. Caly czas fokus i skupienie. Pozniej zamiana i idzie Ewelina. Jak dochodze do szczytu to widze ze Evi ledwo zyje. Jak się okazalo to był poczatek 1-2 dniowej grypy żołądkowej. Ktos przyniosl do Betlejemki i ludzie padali jak muchy. Cale szczescie nastepnego dnia miał być rest….. Ok. Teraz pora na kolejnego drina C.D.N.

WHP 114 i pierwszy wyc.

Poczatek 2 wyc.

Wyc. nr 3.