Madness napisał(a):
Pierwszeństwo Haberleina sam WHP poddaje w wątpliwość pisząc "zdaje się", ale czy Simon tam wszedł?
Jak już wspomniałem, uważam to przypuszczenie za nadinterpretację dostępnych informacji.
Madness napisał(a):
Choć nigdzie o tym nie wspomniał, wydaję mi się, że jednak wszedł. Patrząc na jego dokonania w Tatrach, osobiście nie sądzę, by odpuścił takiej turniczce, ale oczywiście to są moje przypuszczenia.
Mam osobiście zupełnie odwrotne odczucia. W roku 1905 wchodzenie na "pipanty", szczególnie na te nienazwane i bardzo niewybitne, nie było ani modne, ani nawet w ogóle rozważane przez ówczesnych taterników.
Zauważmy, że przełęcz zdobyta przez Simona to:
- niem. Wildererjoch
- węg. Vadorzó-hágó
Innymi słowy, zdobył Przełęcz Kłusowników, a nie Mięguszowiecką Przełącz pod Chłopkiem, gdyż taka w jedynych używanych przez niego językach w ogóle nie istniała. Nie sądzę, żeby znał polską nazwę przełęczy, a co za tym idzie turniczki. Moim zdaniem wiedząc, że napotkana igła ma nazwę, może pokusiłby się o jej zdobycie, ale on o tym raczej po prostu nie wiedział.
Warto też zauważyć, że w pierwszym przewodniku taternickim autorstwa Janusza Chmielowskiego (tom II, str. 178, 1908) nie ma ani słowa o Chłopku samym w sobie, ani też o jego zdobywaniu, choć skądinąd wiadomo, że Simon wraz z Katheriną nawiązali z Chmielowskim kontakt po swojej wyprawie z 1905 roku.
Häberlein w swoim artykule pisał o Wołowym Grzbiecie (tłum. Piotr Kopacki):
"Owe przejście granią z pokonaniem wszystkich jej turni, na których to wznosiliśmy kamienne kopczyki – jak się potem dowiedzieliśmy od kompetentnej osoby tzn. pana inżyniera Janusza Chmielowskiego ze Lwowa – nie było jeszcze zrobione przez nikogo."
Zatem moim zdaniem Chmielowski nie wiedział nic o wejściu na Chłopka, co uwzględniając jego skrupulatność w podawaniu danych historycznych oraz kontakty z Simonem i Katheriną, przemawia za tym, że nie został on zdobyty w 1905 roku. Simon chciał się w środowisku pochwalić, na co dowodem jest publikacja jego artykułu zarówno w Roczniku Węgierskiego Towarzystwa Karpackiego, jak i w Österreichische Alpenzeitung. Gdyby pipant nad Przełęczą Kłusowników miał dla niego wartość, wspomniałby o nim. Nie zrobił tego, a wejście na niego, jak dziś wiemy, przewyższa trudności graniowe, które tego dnia pokonał przechodząc Wołowy Grzbiet aż po Żabią Turnię Mięguszowiecką. W dzisiejszym slangu mówiąc, moim zdaniem pochwaliłby się "cyfrą"

, czyli tak naprawdę subiektywnie odczuwanymi trudnościami, bo pod Tatrami jeszcze żadna sensowna i niedewaluująca się bardzo szybko skala trudności nie istniała.
Pozdrawiam
Grzegorz
[Edit] Styl