Wyjazd w Dolomity planowaliśmy już od wiosny. Kiedy tylko jeden element wyjazdowej układanki zaczynał pasować do reszty, inny natychmiast się sypał, i tak aż do sierpnia. Ostatecznie pożegnaliśmy się z myślą o tegorocznym wyjeździe i wtedy okazało się, że będziemy mieć jednak do dyspozycji samochód, a przezornie zostawiony na wrzesień tydzień urlopu wykorzystać na wyjazd w te wspaniałe góry
Punta Dallago (2470 m n.p.m) – „Della vipera (Droga żmii)”(wycena: III-IV, długość: 145 m, 5 wyciągów)
Pierwszego dnia postanawiamy wybrać się na krótką i nietrudną drogę, by rozruszać stare kości po męczącej podróży z Polski. Punta Dallago, którą obieramy za cel, leży rzut beretem od popularnego szczytu Averau, na który miałam okazję wdrapać się ferratą kilka lat temu.

Dojeżdżamy do schroniska Fedare, skąd startuje kolejka na przełęcz Averau i sprawdzamy, czy stać nas na skrócenie sobie podejścia. Okazuje się, że za niedługi w sumie podjazd Włosi liczą 10 euro od osoby, co nie jest niską kwotą nawet jak na tamtejsze kolejkowe standardy. Cóż, taka specyfika tego rejonu. Macham ręką i chcę odjeść od kasy, kiedy Sebastian nieoczekiwanie wypala: możemy dać 10 euro za dwie osoby, kolejka i tak jest pusta, zabierzecie nas? Jeszcze bardziej nieoczekiwanie typek z kasy zgadza się na taki układ i sprzedaje nam 2 bilety dziecięce, hehe… Tym sposobem po chwili jesteśmy prawie u stóp naszej ściany


Przebieg drogi jest ewidentny, pogoda od rana dopisuje, zapowiada się przyjemne wspinanie. Najbardziej intryguje nas geneza nazwy tej linii, niestety przewodnik nie wspomina dlaczego jej autorzy zdecydowali się na użycie gadziej terminologii. Szpeimy się i Sebastian rozpoczyna pierwszy wyciąg czwórkową ścianką, odkrywając to, co ja już wiem – tutejszy wapień oferuje zupełnie inną jakość wspinania niż nasz, jurajski

Z początku problem sprawia jedynie zaufanie do drobnych chwytów i mini pipantów – ściana ta z bliska przypomina pumeks i miejscami lubi się ukruszyć. Wyciąg kończy się na dogodnej półce, na której zmieniamy się prowadzeniem. Krótki trawers w lewo i wchodzę w kolejną czwórkową, świetnie urzeźbioną ściankę.


Ściągam do siebie partnera i znów zmianka. Przed Sebastianem rozległa płyta o wycenie III-IV, wyglądająca jak amfiteatr.

Za nią ukośna rampa wyprowadzająca do stanu pod dużą, widoczną już z daleka żółtą płytą.

Całość tworzy przyjemny i widokowy wyciąg. Ponieważ Sebastian po ukończeniu wyciągu ma na sobie większość szpeju, decydujemy by poprowadził kolejny. Jest to około 20-sto metrowy kominek za III+, za odstrzeloną płytą, na wierzchołku której góruje śliczne kowadełko




Kominek jest nieco kruchy i lepiej trzymać się jego „zewnętrznej” części. Kolejny i ostatni już wyciąg prowadzę ja. Zaczyna się wyjściem ze ścianki za IV- na łatwy, najpierw III-kowy, później I-kowy teren aż do szczytu, a raczej formacji, która z dołu go przypominała.

Dla grupy Averau-Nuvolau charakterystyczną cechą jest „wypłaszczanie się” szczytów od strony północnej, co moim zdaniem odbiera trochę charakter poprowadzonym tam drogom.
Tak więc po wyjściu na szczytowe plateau robię to, co w takieJ sytuacji wydaje mi się najrozsądniejszym wyjściem, a więc zakładam taśmę na największym głazie jaki znajduję w zasięgu liny, wpinam do niej auto, a partnera zaczynam asekurować „z pasa”. Na szczęście wyciąg nie jest trudny i Sebastian szybko znajduje się obok mnie. Panorama z tego miejsca jest wspaniała: od mojej ulubionej Tofany di Rozes, poprzez wieże Fanes, Marmoladę, Civettę, Pelmo po Averau, który obiektywnie niewysoki, z tego miejsca wręcz przytłacza swoją południowo-zachodnią ścianą:




Drogę skończyliśmy na tyle szybko, że możemy swobodnie pobyczyć się na wierzchołku, robić zdjęcia i podziwiać widoki. Tak ciepłego dnia jak dziś, nie mieliśmy tego lata w Tatrach ani razu, a tu proszę, we wrześniu wspinam się w koszulce bez rękawów

Tak to właśnie powinno wyglądać – ciepło, widokowo i lito. No, przynajmniej raz na jakiś czas mogłoby

Po godzinie powoli zaczynamy schodzić.



Ta grupa Dolomitów może nie należy do najwyższych i wyróżniających się z otoczenia, za to jest tu naprawdę pięknie. Pejzaż psują jedynie wyciągi narciarskie.


Z prawej Averau, z lewej nasza Punta Dallago, wyglądająca przy nim jak trochę większy kamień. 

A tu proszę, sami swoi
Po tym jakże udanym dniu, jedziemy na małe zakupy do Cortiny, a później na camping, by wreszcie porządnie odespać podróż.
Więcej zdjęć na
http://footsteps.cba.pl/index.php/punta ... lla-viperaCDN...