Dołączył(a): Wt mar 06, 2007 1:02 am Posty: 1854 Lokalizacja: Łódź
Zamieszczam krótki komentarz ze zlotu opisujący pierwszy dzień. Być może niektóre zdarzenia nieco odbiegają od rzeczywistości ale nie wiem czy ktoś pamięta to dokładniej.
Pierwszy dzień zaczął się od podróży z Kwaqiem. Co prawda nie jechaliśmy Hondą na mecz Górnika ale też było ciekawie. Kwaq zadbał o spokoj pasażerów zwalniając w zabudowanym do 120km/h i zachowujac co najmniej 50cm odstępu od auta przed nami. Najlepiej jechało się na ostatnim odcinku czyli górskiej serpentynie gdzie na każdym zakręcie demonstrował nam działanie systemów bezpieczeństwa ESP. Na miejsce zajechaliśmy przy dźwiękach tej piosenki:
Jak dojechaliśmy na miejsce to trzeba było podejść do schroniska kilka km. Ale przecież już na parkingu mozna zacząć imprezę. Droga się wydłużała a kolejne flaszki znikały. Szliśmy drogą w górę ale na znaki specjalnie nie patrzyliśmy. Oczywiście nikt się nie przygotował jak iść. W lesie nie ma zasięgu, w gpsach mapy nie wgrane. Prawdziwym turystom takie ułatwienia jednak nie potrzebne. Dziwnym trafem zgubiliśmy się. Zaczęły się debaty nad mapą przy zapadającym zmroku. Jedni chcieli w górę, drudzy w dół. Inni przeklinali, ze nie ma kolejki. Było też słychać okrzyki Rogera, który zapadł się w błoto pod ciężarem browarów i szedł swoim własnym wariantem. W końcu poszliśmy na zwiad i jakoś dotarliśmy do szlaku co trzeba było uczcić flaszką. Zrobiło się ciemno, zaczęło trochę padać ale grupa przemieszczała się powoli w górę....
Po kilku godzinach męki w końcu dotarliśmy do schronu. Pojawiła się reszta ekipy, która przyjechała wcześniej. Niestety niektórzy poszli szukać nas po lesie. Wchodzimy do środka pytamy o kuchnię i rezerwację i tu niestety lekka draka z chatarem. Nie mamy rezerwacji, kuchnie zamknęli. Na szczęście pojawia się Zylu, z rezerwacją 10-tki. Nas jest ciut więcej ale przecież to nie problem. Lokujemy się na pryczach, na stole degustacja nalewek własnej roboty. Są drogie wiskacze jak i bimber w plastiku. Cytrynówka Kwaqa aż wykrzywia kwasem ale mocy 57% jakoś nie czuć. Wiśnia Lepiszona, kusi wyrafinowanym smakiem. Zaczynają się dyskusje kto gdzie był i z kim pił. Kto widział większego świstaka a kto szybciej spierdzielał przed niedźwiedziem. Sielankę przerywa jednak atak "kosmitów". Daria wpada do pokoju ogłuszona. Podobno po schronie grasuje "Biszop" i strzela z kapiszonów. Kwaq wybiega z wrzaskiem na dół, nie zapominając swojego szalika Ruchu. Na szczęście kosmici już umknęli. Większość przenosi się na werandę, gdzie nastąpił atak "Biszopa". W atmosferze zielonego dymu zaczynają się rozmowy o konieczności samoobrony. Następują pokazy siły i sztuczek aikido. Najgłośniejszy jak zwykle Roger, popisuje się niezwykłym refleksem. Nawet wytrącony mu z ręki kieliszek, nie przeszkadza mu w locie pochłonąć zawartości. Powoli atmosfera się uspokaja a w pokoju zaczyna być słychać chrapanie. Błogi spokój przerywa jednak alarm. Czy to gaz się ulatnia? Trzeba szukać chatara...
Alarm wyje a my przez dobre 15 minut debatujemy, kto ma się zwlec z pryczy i zobaczyć co się dzieje. Pojawiają się naukowe wywody, że może to agregat z prądem a może to gaz się ulatnia. Szacowany jest czas eksplozji i kolejne strefy zniszczeń. W końcu w obawie o stłuczenie się flaszek wyrusza misja ratunkowa. Wspólnie z Klinem wychodzimy na korytarz. Gazu na szczęście nie czuć. Okazuje się jednak, że agregat prądowy wyje a wskaźniki tańczą w rytmie techno. Jako eksperci od elektryki, z wieloletnim doświadczeniem we wkręcaniu żarówek, dochodzimy do wniosku, że jak jebnie to jebnie i nie ma co drążyć tematu. Trzeba szukać chatara. Ten niestety już dawno porwany przez kosmitów nie reaguje ani na alarm ani na nasze wrzaski. Pojawia się pomysł by dzwonić na straż pożarną ale chęć zignorowania sprawy przeważa pod naporem flaszek. Nagle alarm ustaje, wskaźniki zwalniają do zwykłego disco a sytuacja się uspakaja. Wtedy przypomina nam się, że Zylu i Andrew wyszli już jakiś czas temu na wschód słońca. Na szczyt Śnieżnika jest podobno 30 minut drogi ale oni wzięli ze 3h zapasu i kilka browarów na drogę...
Wtedy przypomina nam się, że Zylu i Andrew wyszli już jakiś czas temu na wschód słońca. Na szczyt Śnieżnika jest podobno 30 minut drogi ale oni wzięli ze 3h zapasu i kilka browarów na drogę...
Jako eksperci od elektryki, z wieloletnim doświadczeniem we wkręcaniu żarówek, dochodzimy do wniosku, że jak jebnie to jebnie i nie ma co drążyć tematu...
Wszystko mieliście pod kontrolą, a samo działanie zgodne z instrukcją BHP.
_________________ - Ej, Panie Derechtórze! Mom takom, wicie, mature do godania... telobyk godoł, ino, wicie... nie wim, o cyim!
Kwaq zadbał o spokoj pasażerów zwalniając w zabudowanym do 120km/h i zachowujac co najmniej 50cm odstępu od auta przed nami. Najlepiej jechało się na ostatnim odcinku czyli górskiej serpentynie gdzie na każdym zakręcie demonstrował nam działanie systemów bezpieczeństwa ESP. Na miejsce zajechaliśmy przy dźwiękach tej piosenki:
to było mistrzostwo:)
_________________ nie pozwól mi zapomnieć, jak to jest tam wysoko...
Dołączył(a): Wt sty 05, 2010 9:29 am Posty: 2318 Lokalizacja: Radom
Brawo Śpiochu! Rozwaliłeś system!
P.S. Był/wył jakiś alarm
_________________ Każdy chłopak z polskiej wsi jeździ wozem TDI Rosja to nie kraj, to stan umysłu "Pierwsza decyzja, jaką w okresie zdobywania sprzętu musi podjąć wspinacz z gotową do użycia kartą kredytową..."
To dopiero jest reporter z prawdziwego zdarzenia . Co do alarmu, to Piotrek pisze o drugiej nocy. Ale podczas pierwszej, też był, tylko chyba go nikt nie zauważył, bo nikt nie zareagował, ale to pewnie przez to, że pewna Osóbka, bez wskazywania palcem, kto --> Sofia, do 6.00 tralajlowała tak głośno :-*
_________________ Co Cię nie zabije, to Cię wzmocni...