Do napisania tego postu skłoniła mnie ostatnia niedzielna wizyta w Rzędkowicach (uprzedzając rady, że mogłem jechać gdzie indziej, dlaczego w niedziele tam wylądowałem przy ładnej pogodzie - otóż musiałem tam być w ten dzień i już, nie miałem innych opcji).
Żeby sprecyzować chodzi mi konkretnie o zajmowanie, rezerwowanie drogi na cały dzień/długi okres czasu. Nieważne czy to wędka czy wiszenie na 1 wpince przez pół dnia i związane z tym problemy nierzadko chamstwo tychże ludzi, zdziwienie że ktokolwiek inny ma zamiar sie wspinać na "naszej drodze" w tym dniu, wiszenie bachorów na wędke a raczej ich wyciagnie na niej do góry.
No tak ale ktos powie mozesz isc gdzie indziej? Wszak jest innych 300 drog. A wuja prawda, ze jest bo albo juz np. mamy je zrobione albo wisi na nich juz ktos inny, a wycena tez ma znaczenie. No to ktos powie to podładuj i nie chodz drog dla dzieci. No ale zeby to zrobic trzeba sie gdzies wspinac prawda? Nie sadze zeby wyslizgane V+ to bylo za nisko dla mnie czy dla wielu innych osob. No ale bachora trzeba na tej wedce wciagac do gory!
Rzędkowice. Ludzi w pyte. Znalazłęm w przewodniku 4 sciezki do zrobienia nietrudne w sam raz dla nas a na koniec chcialem wbic sie w Komin Lechwora. Idziemy najpierw na... nie pamietam dokladnie, jakas tam turnie. Sa dwie drogi ze wspolnym stanem. Wisi wedka. Na dole dwoch typow. Wlasnie skonczylo sie wspinac. Pytam sie czy mozna sie wbic. I konsternacja. Patrza po sobie, mija dluzsza chwila. Po czym odpowiada jeden: "No ale sa jeszcze inni...." I w tym momencie krzyczy jakas laska 3 drogi obok, ktora dopiero zaczela sie tam wspinac: " Nie, nie, jeszcze ja, ja!"
A ... to mysle sobie ide dalej nie bede sie denerwowal bo powiem dwa slowa za duzo. Na Słonecznej jakis sajgon. Zblizamy sie do upatrzonych sciezek. A tu niespodzianka wisi wedka

No nic ale moze sie uda. Laska-mamuska jak tylko zobaczyla, ze sie zblizamy wola bachora w stylu: "Chodz predko teraz Twoja kolej, no chodz!" On mial w to gleboko wywalone bo akurat rzucal sobie kamyczkami i bawil w trawie. W druga sciezke akurat sie ktos wbija, zeby ta wedke powiesic. Pomysl, a moze zaczekamy? Nie je to pirdole, nie mam nerwow w tym zgielku. Wracamy pod Lechwora.
Tu juz zdziwienia brak, pod kominem rozwalila sie rodzina wielodzietna i wielociotna. Bachory wyja, jeden sie ... i placze. Stary sie akurat chce wbijac w komin. Juz nie wytrzymalem i mowie do znajomych ktorzy sie tam wspinali (nie my nie moglismy tam sie wstawic wszek to VI.2 bylo): "No kur.va, gdzie sie nie ruszysz to albo wedki albo zajete" A typ, ktory przywiazywal sie pod Kominem: "Na razie wędki jeszcze nie powiesiłem....."
Zaczalem sie smiac bo juz bylem zrezygnowany. Wracamy pod pierwsza upatrzona turnie. Lina dalej wisi. Nikt sie nie spina dalej. Wbijamy sie bez slowa w jedna z drog. Przechodzimy. Patrza sie po nas i nic nie mowia bo niby co mieli powiedziec?
Powiedzcie mieliscie kiedys podobne sytuacje? Na mnie jak zwykle dziala dodatkowo wkurzajaco fakt, ze trzeba w skaly jechac 600km w jedna strone, a Ci co tam sie burza moga czest podjechac w kazdy dzien tygodnia po obiedzie....