Tradycyjnie, plany nie zostały zrealizowane tak jak były zaplanowane, ale w sumie, nie było najgorzej...
Jak to w życiu, różne sprawy na to wpłynęły, z najgrubszych to nieoczekiwana zmiana pracy i zmiana statusu z
mam samochód na status
nie mam samochodu. To głównie przyczyniło się do weryfikacji planów częstych wyjazdów z dziećmi. Okazyjnie można, ale masowo to jest kłopot i upierdliwość straszna. Ale, co się odwlecze to nie uciecze.
Tak więc pobyłem głównie w naszych Tatrach, trochę z oszczędności czasowo-finansowej a trochę też z potrzeby odświeżenia sobie (prawie) wszystkiego, co odwiedzałem w latach ubiegłych i jeszcze dawniejszych, plus kilka nowości. Tak żeby mieć temat na świeżo, zanim ruszę dalej.
26.01 Jaworzyna KrynickaTo w sumie nie żaden wypad w góry a jedynie wyjazd na narty, bez nart. Pokręciłem się na górze, po lesie w śniegu po pas, i tyle. W sumie nic ciekawego.
Zdjęcie takie mi zostało. Przy okazji - zdjęcie jest fotomontażem. Kto zgadnie na czym on polega może nazwać się może Sokolim Okiem.
1-4.05 Pieniny/Beskid Sądecki - właściwe rozpoczęcie sezonu.
Wędrówka ze Szczawnicy do Krynicy, przez Homole, małe Pieniny, Przehybę, Piwniczną i Halę Łabowską. Coś pięknego, w słońcu i w ścianie deszczu. Sporo przygód i spotkanych osób, o na przykład:

Na Przehybie niestety pogoda nie dopisała, ale z uwagi na długi weekend schronisko zostało zaatakowane zmasowanym atakiem wszelkiego rodzaju najeźdźców. Pieszych, rowerowych, konnych a nawet na zabytkowych automobilach.

Ostatni odcinek Na Jaworzynę las, las, las...

Przezacne tereny - Małe Pieniny, Radziejowa. Kto nie był, polecam.
19.05 KościelecWidoczne jeszcze tu i uwdzie resztki zimy, ale dzień był gorący, widoki przednie. Tłumów na szlakach nie było. Od Karbu szliśmy obok grupy TOPRowców, którzy wyszli sobie na jakiś patrol i na szczycie byliśmy sami tylko z ratownikami. Szybko poszli dalej, więc zostaliśmy sami. Spodziewałem się raczej tłoku na szczycie, że nie będzie gdzie postawić nogi, a tu masz, pół godziny sami.
15.06 ŚwinicaMiało być wyjście na Kasprowy i dalej wiadomo. Jednak zawsze jak dochodzę do kas i nie ma kolejki do kolejki to mnie leń ogarnia i idę, tzn jadę na łatwiznę. Choć to żadna tam łatwizna, jak jest okazja można posiedzieć godzine dłużej na górze, zamiast w lesie. W górach juz pełnia lata, upał, widoki. Na Zawracie ruch spory.

Przy zejściu jednak tradycyjnie, po starym twardym śniegu. Wesoło to tam nie było. Na drugi dzień w prasie czytam, że w tym dniu wypadek był, mniej więcej tu gdzie zdjęcie.
7.07 SzpiglasowyRano w miarę ładna pogoda, ale u celu już gruba mgła. Momentami tylko prześwity w doliny. I tak aż do zejścia. W Moku oczywiście piękna pogoda i dziki tłum.
20.07 KończystyJadę z dziećmi. Fajna, elegancka wyprawa, do czasu...
Do Trzydniowiańskiego jako tako, ale na Czubiku załamanie pogody. Mgła, wiatr, zacina deszczyk, ogólnie nastrój przygnębiający. No i kryzys u małoletnich.

Dwoję sie i sześcioję aby wykrzesać zapał, energię, tak blisku do celu. Powoli, ale jednak osiągamy cel. Dzieci mają dość, ja wyrzuty sumienia, pogoda nie zmienia się, wręcz pogarsza. A tu jeszcze trzeba zejść.

Planowany powrót był przez Ornak, ale w tych okolicznościach przyrody i tego ten niepowtarzalnej zastosowałem odwrót najkrótszą drogą, czyli z powrotem do Chochołowskiej. Na Trzydniowiańskim mgła zaczęła puszczać a z nią razem kiepskie humory. Po chwili wyszło słońce i w drużynie zapanowała ogólna radość i w zmęczeniu ale bez problemów Krowim Żlebem na dół.
Po tym wszystkim dzieciom góry trochę przeszły. Ojciec trochę zbyt ambitnie podszedł do tematu, a w górach nie zawsze słońce świeci. Powoli wracamy do tematu, ale cóż, trzeba mierzyć siły na zamiary. I trafić w pogodę.
28.07 Tomanowa/Czerwone WierchyPora relasku w słoneczny dzień. Tomanową pierwszy raz wizytowałem, zejście do Miętusiej.

03.08 Kozia - GranatyI znowu piękna pogoda, wygrzewanie się na skale. Sama radość. Poszedłem sam ale sam to ja tam nie byłem. Ludzi jak zawsze. Sierpień, wiadomo.

12-13.08 W stronę Pysznej, czyli tam i z powrotem
Relacja kiedyś spisana
viewtopic.php?f=11&t=15374Bardzo przyjemny tour z kulminacyjnym długim leniuchowaniem na wyludnionej przełęczy.
17.08 SławkowskiKolejny samotny wypad okazał się zupełnie niesamotny. W drodze z Krakowa zapoznałem bardzo miłą turystkę, która zrezygnowała z planów na OP i udała się ze mną do Smokowca. Na trasie liczba ludności umiarkowana, za to na szczycie dosyć gęsto.
Nastawiałem się na cały dzień leniwej wędrówki (pogoda!) ale już w porze obiadu byliśmy na dole. Miła turystka zawinęła się do Palenicy, ja zostałem jeszcze podglądając miejscowe wesele w Grand Hotelu.
7.09 MPpChIdziemy we trójkę, ale przed Kazalnicą dwójka zawraca i resztę trasy idę sam, co zresztą bardzo lubię. Na przełęczy paręnaście osób. W ostatniej chwili uciekam przed wchodzącymi tam wycieczkami (tłum!).
28.09 Granaty - KrzyżnePierwsze objawy nadchodzącej zimy. Północne stoki jeden lód. Przed samym szczytem Skrajnego konsternacja - idziemy czy wycofujemy. Jest niebezpiecznie jak cholera. Ludzie zawracają, nawet ci ze sprzętem. W sumie był jeden taki krytyczny punkt, który pokonaliśmy na kolanach, potem już było całkiem dobrze. Tuż przed Murowańcem ja z kolei mam jakiś kryzys, zasłabienie jakieś. Ale dowlokłem się, zjadłem popiłem i jest git. Suchą Wodą lecimy już po ciemku do Brzezin i cudem łapiemy busa do Zakopca.
Dopiero później odkryłem, że na tym zdjęciu jest 13 osób (chyba).
6.10 WrotaPiękna jesień, w górach praktycznie pusto, posezonowo. Do samej przełęczy idziemy właściwie sami, nie licząc paru miniętych osób. Większe zatłoczenie widać i słychać na Mnichu i okolicach.

Na przełęczy pustka i martwa cisza. Niech żyje październik!
25.10 Rohacz OstryWstępny plan był na oba Rohacze, ale za bardzo się wałkoniliśmy i daliśmy sobie spokój z gonieniem zmroku. Lepiej posiedzieć, popatrzeć niż zapindalać. Podejście na Wołowiec - wiatr kosił z nóg, za to po drugiej stronie cisza, przyjemnie.

Powrót przez Grzesia, kolacja pod krzyżem.
1.11 ŚwinicaPojechałem z zaplanowanym planem pójścia na Rysy, ostatnie miejsce po naszej stronie gdzie jeszcze nie byłem. No i dupa.
Na dworcu oczywiście mega lipa z busami, w święto tylko linia do Chochołowskiej normalnie kursuje. Do Palenicy - jak się uzbiera. Przez godzinę się nie uzbierało i się późnawo zrobiło to się wkrwiłem i pojechałem do Kuźnic.
Pogoda zresztą do dupy, nawet nie szkoda tych Rysów. Na Kasprowym dmucha, nic nie widać, na Świnicy podobnie. Momentami tylko się przejaśniało, jakaś koza czasem wyszła z ukrycia.


Pod szczytem parę miejsc gdzie widać listopadowe święto.

I toby było na tyle, było jeszcze parę planów na końcówkę roku ale sprawa się rypła.
Nic wielkiego, ale fajnie było w tym 2013.
