Tytułem wstępu:
- 2800 km biegiem i 2 starty w zawodach biegowych,
- 800 km na rowerze,
- 5 krótkich, 3-dniowych wycieczek w Tatry,
- 1 długa, 10-dniowa wycieczka w Alpy Julijskie – w sumie 25 dni w górach, ile pionowych metrów – nie wiem

- 5 dni w skałach,
- wspinanie na ścianie,
- 25 dni w delegacjach …
Górski rok rozpoczęłam dość późno, bo w marcu, udając się w Tatry Zachodnie w poszukiwaniu wiosny.

Wiosny nie znalazłam, ale udało się to już podczas drugiego wyjazdu miesiąc później. Były kwiaty ale było też znacznie więcej śniegu. Na nizinach zresztą również. Słońca było jednak na tyle dużo, że niektórzy wystawiali do niego ochoczo swe cherlawe klaty

Maj-czerwiec minęły nie wiadomo kiedy i na nie wiadomo czym, pamiętam tylko, że było szaro i zazwyczaj padał deszcz.
W końcu nadszedł lipiec i dawno zaplanowany wyjazd w Alpy Julijskie, a tam nareszcie prawdziwe lato

!
Jak nigdy dotąd, tym razem, poza towarzystwem – wiadomo, świetnym

oraz innymi okolicznościami, dopisała też pogoda. Czasem i smażenie się w alpejskim słońcu może się w końcu znudzić, przedostatniego dnia naciągnął zatem front burzowy i spaleni słońcem, słoneczne Alpy opuszczaliśmy w ulewnym deszczu a groźne grzmoty odbijały się od skał raz po raz. Po niemal dwóch tygodniach upału miła to była jednak odmiana.

Szerzej wycieczkę opisałam tu:
viewtopic.php?f=11&t=15285Drugi raz w Alpy Julijskie pojechać już się nie udało, a szkoda. Upalny dość sierpień minął jednak nie najgorzej - pod znakiem jednodniowych wypadów w skały, z kolegami i koleżankami. Było trochę wspinu a trochę zabawy, było też - oczywiście – wino.

Na początku września, w świetnym towarzystwie i przy świetnej pogodzie udało się zrobić świetną tatrzańską wycieczkę, w wersji ultra albo - jak kto woli - hard. Trzech dni napierania od świtu do nocy nie wytrzymały nawet podeszwy moich butów i zaczęły odklejać się na czubach

.
Pierwszego dnia z samego rana, jeszcze w dolinie, niezwykłe spotkanie.

Kto wówczas wiedział, że ostatnie …
Podczas wycieczki udało się zdobyć kilka fajnych tatrzańskich szczytów.
Trzeciego dnia, już sama, gnana nadciągającym halnym przebiegłam sobie jeszcze przez Dolinę Roztoki, Dolinę Pięciu Stawów i Zawrat, ostatni raz w tym roku patrząc na letnie jeszcze kolory.

Po deszczowym wrześniu, skuszona październikowym ciepłem, jakie niespodziewanie zapanowało na niżu pojechałam sobie w Tatry Zachodnie. W Zachodnich ciepło co prawda też było, było jednak też ponuro a szarobiałe chmury złowrogo przewalały się po szczytach. Trzeciego dnia do chmur dołączył zwalający z nóg halny. Ale pomimo to wycieczka się udała, a ponura nieco sceneria fajnie wpasowała się w październikowy klimat i wprowadziła w jesienny nastrój.


Październikowe ciepło zagościło na dłużej zahaczając o początek listopada. W okolicach 1-go listopada nadarzyła okazja, aby zakończyć sezon skałkowy. W małym gronie udaliśmy się zatem na Jurę. Wieczorem, po całym dniu wspinania, przy kominku, odprawiliśmy tradycyjne dziady

. Na drugi dzień wstać było nieco trudno, szkoda jednak tracić dnia. Zatem znów fajne wspinanie i do domu. Trochę nie chciało się wracać, ech.

Na zakończenie górskiego roku udałam na początku grudnia znów się znów w Tatry Zachodnie. Za sprawą dużych ilości świeżego śniegu było to zarazem powitanie sezonu zimowego, jak się jednak okazało chwilę później – jak na razie dość krótkiego. Śnieg po pas, zatem wycieczka miała charakter torująco-brodzący, ale co nieco zdobyć też się udało. W górach pusto, w schroniskach również, dla większości „po sezonie” albo „przed sezonem”, świetny czas na krótki wypad i złapanie górskiego oddechu.

Tyle w zakresie działalności górskiej.
Dopisało towarzystwo, jak zawsze – doskonałe, i
za to wszystkim kompanom wycieczek dziękuję
Jak nie było towarzystwa, to dopisywała przynajmniej pogoda. Kilku planów z różnych przyczyn zrealizować tym razem się nie udało, ale to ciągle przede mną

. Poza tym było trochę innych wyjazdów, głównie służbowych, od Drezdenka po Petersburg.
I trochę szwendania się tu i tam i fotografowania.

A oprócz tego na ścianie wspinanie oraz w terenie bieganie, bo bez biegania ustają mi podstawowe czynności życiowe i zapadam w fizyczny i psychiczny letarg

.

W tym roku życzyłabym sobie, aby dni spędzone w delegacjach zamienić na dni spędzone w górach i skałach. Gdyby tak można było, ech!
A poza tym – więcej, wyżej, dalej!

Planów trochę jest, oby część z nich zrealizować się udało a towarzystwo - dopisało.
Dziękuję za uwagę! 