Mimo nie najlepszych prognoz pogodowych znajomi namówili mnie na wyjazd w weekend w góry. Szybkie pakowanie i jedziemy razem z Magdą, Michałem i Wojtkiem na nocleg trochę bliżej Tatr. Dzięki czemu w sobotę możemy trochę dłużej pospać. Zaplanowana trasa na ten dzień nie jest zbyt długa, zatem bardzo wczesne wyjście też nie jest wymagane. Na szlak wychodzimy około 7.30 kierunek Hala Gąsienicowa przez Dolinę Jaworzynka.


Pod Schroniskiem Murowaniec robimy małą przerwę, w czasie której postanawiam zadzwonić do Olgi z zapytaniem o prognozy pogody na dalszy dzień. Może się coś poprawiło od dnia wcześniejszego. Prognozy jednak nic się nie poprawiły i za kilka godzin jest możliwy deszcz. My mamy jednak nadzieję, że wytrzyma przynajmniej do czasu jak zejdziemy już z Kościelca. Ruszamy zatem w kierunku Czarnego Stawu Gąsienicowego.

Nad Stawem kusi mnie, żeby na Karb wyjść starym szlakiem, którego zakosy jeszcze są w dolnej części bardzo dobrze widoczne. Ostatecznie jednak idziemy po bożemu szlakiem przez Małego Kościelca. W między czasie jeden kolega osłab trochę i został z tyłu. Ustalamy, że każdy będzie szedł więc swoim tempem i jak nie będzie się czuł na siłach to z Karbu zejdzie sobie do Schroniska.

Z grani Małego Kościelca widać, że nie będziemy sami tego dnia na Kościelcu. Sznury turystów poruszają się na szlaku. Liczę, że za długo nie będziemy czekać na przejścia najtrudniejszych miejsc. O ile pogoda pozwoli na wyjście w ogóle i nie zmusi do odwrotu. Na Karbie decyzja, że idziemy na Kościelca, ponieważ pogoda jest na tyle dobra, żeby spróbować.

Do góry poszło nam całkiem sprawnie. Miejsce, z którym w zeszłym roku miałem małe problemy, tym razem nie sprawiło już najmniejszych. Znajomi też pomału pokonują najtrudniejsze miejsca na szlaku.

W końcu jesteśmy na szczycie, na którym trzeba szukać wolnego kamienia, żeby sobie usiąść. Ja jednak mam inne plany niż siedzenie na wierzchołku. Postanawiam sprawdzić jak wygada zejście na Kościelcową Przełęcz. Gdy zaczynam schodzić jakiś turysta pyta się:
Cytuj:
Czy kogoś powiadomić jak spadnę. Jeszcze dzisiaj żadnych komunikatów nie było.
Odpowiadam że:
Cytuj:
nie zamierzam nigdzie lecieć.
Pomału schodzę kilkanaście metrów. Na Przełęczy widzę jakiś zespół taterników.



Ponownie kusiło mnie, żeby do nich zejść i przejść się na Zadniego Kościelca (jeszcze to kiedyś zrobię), ale obiecałem znajomym, że zejdę z nimi z powrotem tą samą droga. Zatem czas wracać na szczyt. Tym bardziej, że chmur trochę przybyło w między czasie. Była to zarazem pora, kiedy według prognoz mogło zacząć padać. Schodzenie już nie przebiegło tak sprawnie jak podejście. W najtrudniejszych miejscach tworzyły się spore zatory przez osoby nie mogące sobie poradzić z trudnościami na szlaku. W końcu pomału docieramy do Karbu pogoda wytrzymała, teraz nawet jakby zaczęło padać to trudności mamy już za sobą. Schodzimy zatem przez Pojezierze z powrotem do Schroniska, gdzie Michał już na nas czeka.



Ja robię sobie, krótką przerwę i postanawiam, że pójdę jeszcze na Nosal. Było mi trochę mało chodzenia po górach na ten dzień. Reszta ekipy nie ma ochoty już na kolejne górki tego dnia. Postanawiają sobie dłużej posiedzieć pod Schroniskiem. Ruszam zatem szlakiem przez Boczań, po czym odbijam w kierunku Nosala. Szczyt jest mocno oblegany popołudniową porą. Zatem szybie kilka zdjęć i ruszam na dół.


Zatrzymując się dość często po drodze w celu zrobienia kolejnych zdjęć, to kwiatkom to znowu szczytom. Na parkingu jestem o 16.30.






Chwilkę czekam na resztę ekipy, po czym wracamy na nocleg i zasłużonego grilla.
Na niedzielę wymyśliłem krótką trasę powiązaną z kościołem. Po sprawdzeniu godzin mszy w Sanktuarium Maryjnym na Wiktorówkach jedziemy do Wierch Porońca. Skąd łatwa i przyjemna trasa na Rusinową Polane szybko przebiegła.

W między czasie wymyśliłem, że jednak nie idę do kościoła z resztą. A zrobię zrobię mały trening kondycyjny. Po okolicznych szlakach.

Schodzę zatem sobie czarnym, a następnie czerwonym szlakiem do asfaltu.

Żeby za chwilę znowu tym razem niebieskim szlakiem z Palenicy Białczańskiej ponownie wyjść na Rusionową Polanę.

W czasie powrotu na Polanę widzę, że zaczyna się robić nie ciekawie na niebie.

Plany wyjścia na Gęsią Szyję mogą się nie udać tego dnia. Przed 12 zaczyna padać deszcz, chowam się zatem pod świerkiem.


Licząc, że za chwilę się wypogodzi i uda się coś pochodzić jeszcze. Gdy deszcz lekko zelżył podchodzę do rozwidlenia szlaków. Gdzie szukam znajomych, którzy już powinni tu być po mszy. Po chwili widzę ich nadchodzących. Decydujemy, że nie ma sensu się wybierać na Gęsią Szyję w takich warunkach. Deszcz ponownie wzmógł. Schodzimy zatem do samochodu po drodze deszcz przestaje padać. Jednak nad szczytami widać, że nie najciekawiej to nadal wygląda. Zatem pakujemy się do samochodu i wracamy do domu po udanym weekendzie.