O tradycji, wręcz kolorycie tatrzańskim, gaworzył starosta Gąsienica Makowski, teraz jeszcze (Tygodnik Podhalański) prezes Skupien. No to zobatrzmy jak to jest z tą tradycją. Najlepiej sięgnąć po zdanie uznanych ekspertów, zobaczmy więc co pisze W,H, Paryski w WET
Cytuj:
transport
transport. W zróżnicowanym terenie Tatr również środki transportu są rozmaite. Najprostszy sposób transportu ładunków, tj. dźwiganie na własnych plecach, omówiony jest pod hasłem tragarze. Sposób ten praktykują też turyści i taternicy. W ratownictwie, zwł. w trudniejszym terenie, ratownik nieraz musi na własnych plecach dźwigać ratowanego, co obecnie ułatwia nowoczesny sprzęt (» gramminger). Innymi usprawnieniami w transporcie ratowanego przez jednego lub dwóch ratowników to » bambus, nosze różnego typu, wózek górski, akia, tobogan, a przy większym zespole ratowników także » zestaw alpejski.
W t. tatrz. zmalała rola konia, ale jest on nadal potrzebny do niektórych robót leśnych, do wożenia turystów i zaopatrywania niektórych schronisk. Dawniej transport do licznych szałasów past. na halach tatrz. odbywał się albo konnym wozem, albo na grzbiecie konia, wyjątkowo na plecach pasterzy. Turyści (zwł. panie) czasem odbywali dawniej wycieczki konno; dla pań Tow. Tatrz. wynajmowało specjalne siodła. Dużo jeżdżono też typowymi furkami góralskimi. Z dawnych kopalni w Tatrach zwożono rudę w różny sposób z pomocą koni: wozami, saniami, włókami, tzw. karami (z przodu dwa koła, z tyłu włóki).
Już przed I wojną świat. w związku z lepszymi drogami pojawiły się w Tatrach samochody, np. na drodze do Morskiego Oka, potem w głębi wielu dolin tatrz., również motocykle i traktory, te ostatnie zwł. przy robotach w lesie oraz sporadycznie do in. celów, np. do transportu zdrowej młodzieży trasą, którą papież szedł piechotą. W zimie pojawiły się w głębi Tatr różnego rodzaju motorowe pojazdy śnieżne do ubijania narciarzom śniegu i transportu ludzi.
Na niektórych jeziorach tatrz. dla przyjemności turystów dawniej stale lub okresowo bywały tratwy, łodzie i łódki (np. na Morskim Oku, na Szczyrbskim Jeziorze), a także kajaki, gł. przy badaniach naukowych.
Były też w Tatrach kolejki wąskotorowe do zwózki drewna (Zuberska Dolina) i wreszcie różnego rodzaju » koleje linowe oraz wyciągi narciarskie. Kolej elektr. biegnie u pd. podnóża Tatr od Tatrz. Łomnicy do Szczyrbskiego Jeziora. Na koniec zaczęły huczeć nad głębią Tatr śmigłowce, wywołujące wielką panikę wśród kozic, ale służące przeważnie do ratowania ludzi, choć także do in. celów, np. transportu materiałów na budowę wielkich hoteli jak obecny Śląski Dom.
Lit. - Ján Olejník: Príspevok k štúdiu ludového transportu vo Vysokých Tatrách. "Krásy Slov." 1964, nr 2. - Tenże: S nákladom do hor. Ludový transport vo Vysokých Tatrách. "Vys. Tatry" 10, 1971, nr 5-6.
Od siebie też dodam, że np. w latach 50-ych było w Zakopanem od groma zwykłych dorożek dwukonnych, jak klient był "dziany" to sobie nią jechał i do Morskiego Oka, ale poza kursami po mieście naogół jeżdżono tylko do Doliny Kościeliskiej ale tylko do Hali Pisanej do tj restauracyjki, którą potem wysadzono w powietrze, co uwieczniono w jednym filmie fabularnym, szkoda, niezłe ciastka tam serwowano. Dalej nie było wolno.
Drodzy Państwo, o jakiej tradycji tatrzańskiej tu mowa? Przecież dorożki były w powszechnym użyciu w całej Europie a więc i Polsce. A ta "typowa furka góralska" niczym nie różniła się od podobnej np. w lubelskim (od wielkopolskiej już nie - tam znacznie wcześniej dodarły pneumatyki). Panie dodsiadujące konia na specjalnym siodle także były czymś normalnym na nizinach.
Czyli pan starosta i pan prezes normalnie koloryzują by to nie określić dosadniej.
Przestańmy więc pieprzyć o tradycji, bo to tylko zasłona dymna. Jedyny problem to kilkadziesiąt miejsc pracy i utrzymania rodzin furmanów (ile to miejsc, nie wiem, może ktoś jest zorientowany i poda). No i gwoli sprawiedliwości trzeba powiedzieć, że zarobki furmanów wcale nie są specjalnie lukratywne.
Rzewne łkania obrońców zwierząt, acz ich nie lekceważę, też mają swoje racje mnie nie interesują. Zależy mi jedynie na tym aby w otoczeniu Morskiego znowu było w miarę normalnie, czyli tak jak nad Popradzkim Stawem lub Wielickim, choć i tam można by powybrzydzać, ale w porównaniu do Morskiego Oka tam jest ideał.
Jak słusznie wyżej napisał kolega Trekker kto ma siłę dotrzeć do Moka na piechotę niech idzie. Kto nie ma, niech zostanie na Krupówkach lub podrepta do Strążyskiej, do Moka nie musi i nie widzę powodu aby mu to specjalnie ułatwiać A miejsc pracy na Podhalu nie brakuje, XIX wiek dawno minął.