Wolf_II napisał(a):
Ktos może zna statystyki - ilu turystów dojeżdza albo wraca fasiągiem z Moka? 1%? 5%? Brak koni tego tłumu (w lecie) nie zmniejszy - bo ile razy furka przejedzie, to wokół niej idzie wianuszek piechurów.
Łatwo to wyliczyć
Jeden wóz wiezie 15 osób (dla równego rachunku). Jeśli góral jest obrotny i zarzyna konie to obrócenie góra-dół zajmie mu jakieś 90 minut. Jeśli turyści stoją i czekają, a on podjeżdża jak PKS i pakuje ludzi i w drogę i tak w kółko to może zrobić maksymalnie w ciągu dnia 6 kursów. W lecie jeździ 20 wozów i niech każdy "lata" tak samo to max przewiozą 1800 osób. Turystów w okresie długim weekendów w MOKu jest około 25-40 tyś. Z obserwacji jakie poczyniłem to wozy stoją i czekają na turystów i nie maja obłożenia takiego przez cały dzień. Nie sądzę, by fiakrzy przewieźli więcej niż 1000 osób.
Markiz napisał(a):
podejrzewam, że znacznie mniej niż jeździ do Morskiego Oka na podstawie ekstra zezwoleń.
Dokładnie wiele razy widziałem jak samochody osobowe śmigają do MOKa z ludźmi i plecakami. Trochę słabo to wygląda. Wiem, że czasem tak trzeba mogą to byś ratownicy, jakiś personel itd, ale jak po drodze mija się z 4-5 takich aut to już nie wygląda na to, że są to przejazdy służbowe.
Możecie dalej po mnie jeździć, ale będę się upierał, że fiakrzy i ich fasiągi to element tradycji w polskich Tatrach i nie chcę tego zmieniać na meleksy. A góral jak ktoś napisał nie zarabia kokosów. Z moich wyliczeń wynika, że powinien zarabiać około 150 tyś brutto (przy dobrym sezonie). Odliczając koszty działalności, licencji, pozwoleń TPN, kosztów utrzymania konia, osób zatrudnionych do sprzątania odchodów z drogi do MOKa, powinno mu zostać około 70 tyś. Nie jest to mało, ale znów nie przesadzajmy, że to burżuje. Dla mnie to to dużo, a nawet więcej niż dużo, ale jak się czyta to nie jeden kierownik czy dyrektor i to nie w jakiś bankach czy ubezpieczalniach zarabia więcej.
Ograniczmy ilość ludzi do 10-12 na wozie, kontrolujmy czas chodzenia konia (podobno max 2 razy idzie koń, bo są wymieniane co przejście na druga parę, podobno zmiennik podczepia swoje i druga para idzie - nie wiem, czytałem, dlatego pisze podobno), wystarczy by ich nie męczyć.
A prawda jest taka, padł koń jest afera, dziennikarze mają co robić, kilka osób ma parcie na szkło i koniecznie muszą się pokazać jacy to obrońcy są zwierząt, a na marginesie mięso to kto zjada i z czego ono się bierze, nie rośnie na wierzbach. Za miesiąc wszystko umilknie i zajmiemy się czymś innym.
Zwierzęta giną i ginąć będą tak jak ludzie na Orlej Perci czy Rysach. Zróbmy wszystko by ich nie zamęczać, ale nie likwidować