Zombi (gavagai) napisał(a):
Żywcowanie jako cel (i na przykład celowe niebranie szpeju) - zupełnie mnie nie interesuje i uważam to za pewnego rodzaju abberację powstałą - jak to się czasami zdarza - poprzez nadanie pewnemu przydatnemu w określonych warunkach zachowaniu wymiaru samoistnego. Inna sprawa, że są gorsze aberracje we wspinaczce - himalaizm zimowy by daleko nie szukać.
Żywcowanie jako środek we wspinaczce jest równoprawny z kaskiem, liną i hakami. Tak jak liną i hakami, tak żywcowaniem trzeba umieć się posługiwać. Z pewnych względów gdzieś lub kiedyś nie bije się haków, z pewnych względów gdzieś lub kiedyś się nie żywcuje. Z grubsza wiadomo, gdzie i kiedy się nie żywcuje - tam, gdzie krucho, kiedy mokro, kiedy trudność pasażu jest zbyt blisko limesa naszego lub naszego partnera. Tam gdzie dla nas i naszego partnera subiektywnie prosto i bezpiecznie a czas z jakiś względów się liczy, żywiec daje okazję do oszczędzenia czasu i energii na dalsze, trudniejsze pasaże. Tak jak każdym narzędziem, niektórzy się lepiej a inni gorzej nim posługują, a niektórzy go wcale nie stosują - ich słuszne prawo.
W pewnych sytuacjach żywiec jest "taktycznie" wskazany. Na przykład przy przechodzeniu długich dróg solo. Wspomniany wcześniej Marcin Kacperek solo pokonał - w dużej właśnie mierze na żywca - VI (albo VI+) 1000 m drogę Copov Steber na Pólnocnej Triglava - gdyby miał się asekurować można wątpić, czy ukończyłby tę drogę w jeden dzień - przy czym przejście na żywca nie było wcale jego celem, o czym świadczy, że asekurował się na jednym z wyciągów, kiedy ze względu na źle zapamiętany schemat uznał, że coś pomylił - miał z sobą line i resztę, co pokazuje, że na etapie planowanie wspinaczki z żywca nie czynił fetysza, ale narzędzie.
Niekiedy żywiec bywa uzasadniony innymi względami. Na przykład kiedy nie ma jak się bezpiecznie (z rozmaitych względów) asekurować i jest uzasadniona obawa, że - jeśli związani - upadek jednego pociągnie upadek drugiego - zdarzyło mi się z takich względów żywcować, nic przyjemnego.
Poszedłbym nawet dalej - nazywając żywcowaniem jedynie
żywcowanie jako cel. Patrząc z punktu widzenia utylitarnego, brak asekuracji na łatwiejszych fragmentach drogi wspinaczkowej sprowadza je właściwie do takiego charakteru jak ma podejście, zejście czy przejście po pastwiskach między fragmentami wspinaczkowymi (ale nie dojście pod ścianę). Z punktu widzenia wspinacza, różnica jest bardzo duża, przede wszystkim w napięciu psychicznym. Głupio trochę mówić "żywcowałem trójkę" jeśli oznacza to np. przejście dwumetrowego prożku między trawami na podejściu.
Bardzo ładnie w tym kontekście o żywcu Kurtyka pisze.