UNO. Ach… strasznie dupne to nasze lato tatrzańskie w tym roku było. Owszem, da się sporo zrobić jak się tylko chce, ale również szansa zostania zlanym do gaci wzrasta w co najmniej w szóstej potędze. Kolejna wizyta w Betlejemce. Stałe miłe towarzystwo plus znajomi z KWW-wa więc opowiadaniom nie było końca. Remont kwatery oceniam na plus. Szokoda noclegów na stryszku, z których zrezygnowano ale nie wiadomo jak to będzie w praniu wyglądało z czasem… Po tym krótkim wyjeździe do końca życia będę miał pytanie i niedosyt zarazem: dlaczego do ciężkiej cholery przez 2,5 dnia zrobiliśmy tylko 1 droge i to w dodatku na Zamarłej? :/
![Obrazek](http://images70.fotosik.pl/215/679022f5ab26549dmed.jpg)
![Obrazek](http://images69.fotosik.pl/215/b3b01a9047d125c8med.jpg)
No nic, nazajutrz z rana uderzamy na Festiwal. Odpuszczam zachodnia Koscielca gdyż pewnikiem byłaby jeszcze mokra. Dojscie uważam za katorżnicze i był to drugi i ostatni raz kiedy dymałem z Hali przez Kozią pod Zamarłą. Gdy się doczłapaliśmy okazało się, że nie jesteśmy sami, pomimo że był to piątek i Festiwal zajęty jeszcze długo będzie. Korzystając z wolej linii wbijamy się w Motykę, na której w ciągu dnia był istny pociąg. Jeżeli się nie pomyliłem przyjęła 7 zespołów. Co do drogi to jest naprawdę super i wielka szkoda w tym momencie, że ma tylko 4 wyciagi a nie 14. Prowadze dwa pierwsze, drugi trudniejszy ale generalnie na drogach do V walki nie ma. Po przejsciu plyty wychodze na kant i ukazuje mi się tłum gapiów na zejściu z Koziej. Jeden z gosci zaskoczony pokazuje OK.! kciukiem po czym z kolegą zaczynaja bic brawo. Nawet miła sytuacja
![Cool 8)](./images/smilies/icon_cool.gif)
Za moment melduje się na stanie i zamieniam z Evi. Nie bez problemów startuje dalej z to tego powodu, że jak idzie na drugiego zaraz po zmianie nie potafi się zupełnie odnaleźć. Czwarty wyciąg pokonuje już spiewająco. Jestesmy na szczycie. Skwar niebotyczny.
![Obrazek](http://images70.fotosik.pl/215/55143ff9b92ae716med.jpg)
![Obrazek](http://images70.fotosik.pl/215/56d15cb110fdac0dmed.jpg)
Robimy zjazdy Prawymi Wrzesniakami. Z naszą piecdziesiątka niestety będzie ich aż pięc. Słońce tak napierdala, że chciałbym się zaszyc w jamie śnieżnej od zaraz. W dodatku jestem na krótkich rekawkach i nogawkach. Dwa pierwsze zjazdy krótkie zjazdy bez problemu. Przy trzecim przegapiłem stan i musiałem przegiełgac z powrotem do góry trawersem przynajmniej z 10 metrów. Na czwartym uwaga wskazana. Jadąc idealnie w kierunku niższego stanu lina wpada w szczeline, która jest idealnym miejscem dla naszego węzła. Evi to przegapiła i szczesliwie zespół jadacy po nas zwyczajnie musiał ja nam odhaczyc. Piąty zjazd to jakies parchy więc trzeba uważac żeby nic nie zrzucic.
![Obrazek](http://images68.fotosik.pl/216/d85b3654790e0ceamed.jpg)
![Obrazek](http://images69.fotosik.pl/215/2d63667e25eabce2med.jpg)
Chociaz pora w miare wczesna jestem tak spompowany, że nie mam najmniejszej ochoty na druga drogę. Głównie od tego słońca! A perspektywa zejscia nie dodaje otuchy. Pakujemy manele i się zwijamy. Trwa to wieczność, schodze jak stu-letni niedołężny dziadek, a każdy krok to ból w kolanie.
Ciekawym zjawiskiem w Dolince Pustej jest ptactwo. Chyba Kruk morderca o rozpiętości skrzydeł 2 metrów z dziobem jak od greckiej Triery. Dobiera się do wszelkich plecaków i jedzenia. Podziobał mi konkretnie siatkę z butami. Najlepsze wyjscie to wsadzic swoje bety w worek na smieci i schowac w nielicznej roślinności pod sciana. Ludzie powiadali, że wyjadł im kanapki z plecaka otwierając delikatnie dziobem klamry i zamki!
Nastawiam budzik na 5.30? Jutro ma być zlewa od południa więc trzeba z rana wstac. Noc w Betlejem okrutna. Jestem tak zjarany, że nic nie może dotknąć mojej łydki. Strzępy snu. To samo Ewelina. Gdy dzwoni nikt z nas nie ma siły go nawet wyłączyc. Oboje jesteśmy tak zjebani, że postanawiamy wstac jak będziemy w stanie. I tym sposobem przeleżeliśmy poł dnia Lac zaczęło o 14…
No ale poniedziałek rano musi być już nasz! Wszak tego dnia mamy już wracac do Trójmiasta. Nic z tego, wielki bąbel na stopie Evi niweczy nasze wielkie koscielcowe plany i na luzaku schodzimy. Dobrze chociaż udało się zrobic cokolwiek przy tej wakacyjnej formie i kondycji :/
DOS.Za miesiąc jedziemy w ciemno do Piątki. Rezygnujemy ze spania po kolebach. Niedługo wczesniej dwojka naszych kolegów tak zrobila i 2 dni mieszkali po kamieniem az przestało padac
![Shocked :shock:](./images/smilies/icon_eek.gif)
Podejscie poszlo gładko ale pod koniec odezwała się kolejna(!) nowa kontuzja sprzed kilku dni co trafiła mnie na baldach. Trzask łamanej suchej gałązki wydobywający się z mojego lewego zdrowego kolana przyprawił mnie o wydanie sporej sumki na rezonans. Wyniki jutro….
Rzeczywistosc, która nas zastała w schronisku to sodomia i gomoria, burdel najwyższych lotów, skrawek podłogi w kuchni gdzie każdy napierdalał z zacięciem parowozu i przelewajacy się wodospad w jakims rurociągu sprawil, że znów nic nie spałem. Nawet standardowy spirytus z isostarem i ulubiona muza na słuchawkach nie poprawiły noclegu. Rano trzeba było walczyc o nocleg na poddaszu. Wychodzimy o 8.40 :/ Kolano dokucza, plecaki ciążą ale gdy zza kosówek ukazuje się to, co chyba każdy z nas kochac będzie do ostatnich dni, wkracza nadzieja na pieknie spędzony się dzień.
Festiwal standardowo zajęty, w dodatku przez naszych Ziomaków z klubu, którzy doszli z Betlejemki
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
wobec tego wbijamy się w pierwsze wyciągi Prawego Heinricha….
![Obrazek](http://images69.fotosik.pl/215/b698474040a8f347med.jpg)