Nadarzyła się okazja, żeby jechać w zapowiadaną piękną listopadową niedzielę z Łukaszem i Michałem na Barańca i Smreka. Postanowiłem zatem skorzystać z tej możliwości i wybrać się razem z nimi na te szczyty. Do ekipy wyjazdowej dołączył jeszcze Adam. Na miejsce startu wybieramy wylot Doliny Żarskiej. Jako, że jest to miejsce z jednym z najdłuższych dla nas dojazdów. Wyjazd zaplanowaliśmy na 3 z Zabierzowa. Dla mnie jazda zaczyna się jednak o 1, ponieważ muszę najpierw dojechać do Zabierzowa. Z kolei dla Adama dojazd rozpoczyna się najwcześniej, który przez noc jedzie busem z Warszawy do Krakowa. W Krakowie zgarniam Adama z Michałem i jedziemy po Łukasza. Kilka minut przed 3 już w komplecie jesteśmy w drodze na Słowację. Jazda mija szybko i kilka minut przed 6 startujemy na szlak w świetle czołówek. Wybieramy opcję wyjścia żółto znakowanym szlakiem przez Goły Wierch. Początkowo szlak wiedzie zakosami przez las. Gdy w końcu zaczynamy wychodzić powyżej jego górnej granicy ukazuje nam się piękny widok na morze chmur przykrywające doliny.


Taki krajobraz będzie nam towarzyszyć przez cały dzień. Od tego miejsca zalega też śnieg. Jednak nie ma go zbyt wiele, także raków nie ma potrzeby zakładać. Jak się też później okazało nie było w ogóle potrzeby ich zakładać tego dnia. Na Barańcu jesteśmy o 9.20 widoki rewelacyjne. Morze chmur pokrywa doliny tylko co niektóre szczyty wystają powyżej i tworzą jakby wyspy. Chłopaki otwierają piwko i wylegujemy się w słońcu na szczycie podziwiając widoki. W między czasie rozważamy jeszcze opcję bonusowego wejścia na Rohacza Płaczliwego.











Gdy zaczynają schodzić się kolejni turyści zwijamy się i ruszamy w kierunku drugiego naszego celu. Do którego dochodzimy w trójkę o 11, ponieważ Adam postanowił odpuścić sobie wejście na Rohacza i szedł swoim trochę wolniejszym tempem. Umówiliśmy się, że spotykamy się w Schronisku Żarskim. Krótka chwila na szczycie Smreka dla paparazzi i idziemy dalej.



Śniegu dalej trochę więcej, ale ścieżka jest dość dobrze przedeptana do Żarskiej Przełęczy.

Z której w kilkanaście minut wchodzimy na bonusowy szczyt. Jest godzina 12. Chłopaki otwierają szczytowego browara i podziwiamy super panoramę. Lampa z góry tak, że aż nie chciało się schodzić.









Jednak wszystko co dobre się musi kiedyś skończyć. Trzeba było w końcu ruszyć tyłki w drogę powrotną. Schodzimy z powrotem na przełęcz i dalej dobrze przedeptanym szlakiem do schroniska. Na szlaku warunki bardzo dobre tylko w kilku miejscach trzeba było uważać, żeby nie zaliczyć glebowania na małych lodowiskach.

W schronisku kolejna przerwa na jedzenie i picie. Po uzupełnieniu energii ruszamy już asfaltem na parking. Po drodze wstępujemy jeszcze na chwile do startej kopalni. Po dowiedzeniu się ile kosztuje zwiedzanie ruszamy dalej. Na parkingu meldujemy się o 16. Idealna pora, żeby wracać na niziny po wspaniałym dniu w górach.