Opis ten miałem przygotować dla moich bliskich ale postanowiłem podzielić się tym także z Wami, drodzy użytkownicy
forum turystyka gorska. Zaznaczam że jest to moja pierwsza fotorelacja tego typu. W tych górach byłem po raz pierwszy i nie znam ich więc mogłem popełnić błędy w rozpoznawaniu gór ze zdjęć.
Celem podróży było zwiedzenie kilku Bieszczadzkich szczytów, szlaków i ciekawszych miejsc oraz przeżycie w nieco trudniejszych warunkach niż oferują tamtejsze agroturystyki.
Jako ekwipunek zabrałem ze sobą:
Plecak a w nim:
Mapa Bieszczad
Kompas
Nóż taktyczny do wszystkiego
Straszak na niedźwiedzie
Latarka + baterie 2x2 AA
Aparat
Karimata
Śpiwór + śpiwór nieco lepszy (Tmin=-6)
Prowiant tj nieco pieczywa, jakiejś kiełbasy kawałek, kabanosy suszone, Snickersy x3, woda 0.5l + 1.5l
Odzież dodatkową stanowiła bielizna na zmianę (w tym 4pary skarpet), czapka, rękawiczki, spodnie dresowe.
Na sobie buty, dwie pary skarpet, kalesony, spodnie, koszulka, dwie bluzy + cienka kurtka.
Wyruszając z Warszawy po 15 nieco po 22 byliśmy na "miejscu". Konkretniej Roztoki górne. Tam jeszcze kawałeczek podjechaliśmy do granicy gdzie biegnie szlak niebieski oraz czerwony.
Nasz wzrok wkrótce przyzwyczaił się do ciemności a w sumie i tak wszędzie leżała cienka warstwa śniegu więc panował ledwie półmrok. Księżyc w pierwszej kwarcie chylił się już ku zachodowi. Ruszyliśmy zostawiając w aucie wszystko oprócz 0.5l wody pod bluzą schowanego, straszaks na niedźwiedzie, mapy i kompasu. Najpierw na Okrąglik - tam trochę wiało, a potem czerwonym szlakiem na Jasło. Na Jaśle wiało nie do wytrzymania stąd tylko jednej stronie mogłem się dobrze przyjrzeć. Lecz tak na prawdę nie było wiele widać. Na ciemnym niebie rysowały się inne okoliczne szczyty oświetlone przez ostatki księżyca i gwiazdy których nad głowami było bardzo dużo. Widok był fajny ale nie było się czemu przyglądać. Wszelkie szczegóły znikały w mroku. Przez ten wiatr postanowiliśmy zejść ze szczytu po 10 minutach. Do auta tą samą drogą. Zejście po ciemku było już trudniejsze (księżyc zaszedł) ale na szczęście udało się nie zjechać nigdzie po śniegu. Z powrotem byliśmy ok 2 w nocy w piątek. Zabraliśmy śpiwory, skarpety na zmianę, coś do przekąszenia i udaliśmy się ok 200m za granicę do malutkiego domku służącego turystom do nocowania.


Niestety o ile do spania na płaskim jestem przyzwyczajony o tyle do spania przy -10 pod dziurawym dachem już nie bardzo. Do 8 przespałem może 2 godziny. Długo zbierałem się do wyjścia ze śpiworów bo było mi bardzo zimno. Nie nie nie.... Było mi BAAAAARDZO zimno. No ale jak w końcu zdecydowałem się wyjść z tego śpiwora (miałem na sobie wszystko w czym byłem oprócz cienkiej kurtki) to okazało się że mam przed sobą znacznie gorszą rzecz - założenie zamarzniętych (sic!) butów. Po tym bardzo nieprzyjemnym zabiegu udaliśmy się do auta i pojechaliśmy dalej.
Dalej to jest dokładniej przez Cisną, Smerek i Wetlinę aż do Przełęczy Wyżnej gdzie opuściliśmy ledwo nagrzane auto. Był tam piękny widok na Połoninę Caryńską oraz Połoninę Wetlińską. Wszystko ładnie opisane na Panoramie 220* widocznej na zdjęciu Połoniny Caryńskiej:

A tu Połonina Wetlińska:

A to jest chyba widok na Przełęcz Srebrzystą i chyba nazwa zgadza się z tym co widać na zdjęciu;)
Dalej podjechaliśmy jeszcze kawałek za Brzegi Górne do Przełęczy Wyżniańskiej. Tam przywitał nas piękny i bardzo przyjazny Owczarek Podhalański jednak nie chciał z nami iść.
To jest najprawdopodobniej widok na Połoninę Caryńską. Warto zwrócić uwagę na kolorowe pasy układające się wzdłuż niej.


Zielonym szlakiem na Małą Rawkę:






I żółtym na Wielką Rawkę:













Z powrotem do auta niestety tą samą drogą. Tym razem udaliśmy się ok 70km dalej tylko po to by przespać się w innym ciekawym miejscu: Przełęcz Beskid nad Radoszycami.
Dokładnego miejsca nocowania nie potrafię zlokalizować gdyż nie jest ani przy szlaku ani nie jest nigdzie oznaczone na mapach. Gdzieś na mocnym zakręcie drogi przy samej granicy jest kawałek drogi gruntowej ścinającej ten zakręt. Tam się zatrzymaliśmy i poszliśmy w las ścieżką na początku równoległą do asfaltowej drogi znajdującej się 10-15 m po lewej stronie idąc DO domku. Spacerek trwał ok 15 minut.


Ale przed pójściem spać udało się rozpalić ognisko. Ogrzaliśmy się. Wysuszyłem buty (i niestety przetopiłem język, na szczęście ostatni sezon dla nich był) które były jeszcze bardziej mokre niż gdy je założyłem. Upiekliśmy kiełbaski. Pogadaliśmy trochę. pewnie gdzieś ok 22 poszliśmy spać.
Wbrew pozorom nie było wiele cieplej. Choć drewniane deski na podłodze były bardzo dobrym rozwiązaniem bo nie ciągnęło tak od podłogi. Niestety jak widać na zdjęciu desek jest tylko na dwa miejsca noclegowe a nas było trzech. Mój wujek który już nieraz spał w takich i gorszych warunkach (poniżej -40* w namiocie) musiał spać na gołej karimacie. Jak stwierdził: "Nie można było spać na plecach bo zbyt duża powierzchnia ciała miała kontakt z ziemią."
Tej nocy również nie spałem za dobrze i często się budziłem. Raczej mogę spać tylko na brzuchu. Za poduszę służył kawałek styropianu na którym siedzieliśmy przy ognisku (każdy miał jeden kawałek) oraz czapka. Jak jedno z drugiego spadło to było nieprzyjemnie. Ja skrępowany przez dwa śpiwory i wszystkie ubrania nie radziłem sobie przez sen z ułożeniem tego więc się budziłem. Jak ustaliliśmy po spojrzeniu na termometr w aucie ok 9 rano to tam w nocy temperatura mogła spać do ok -15*.
Ciepłe skarpetki i suche lecz wciąż bardzo zimne buty były już do zniesienia. Do auta i w drogę - z powrotem w sumie bo naszym celem stała się Tarnica - najwyższy szczyt Bieszczad. Przez Ustrzyki Górne i Bereżki do Widełek. Tam zostawiliśmy auto i niebieskim przez Bukowe Berdo, dalej przez Krzemień do czerwonego szlaku na Przełęczy Goprowskiej.





Tutaj mogłoby zajść Zjawisko z Brockenu:
















Do Żółtego na przełęczy i nim na Tarnicę. Piękni było widać dawny szlak - znacznie trudniejszy bo bardzo stromy.

Lepiej widoczny dawny szlak na wprost pod górę. Obecnie idziemy w lewo powoli wspinając się na górę.



To już na szczycie Tarnicy:



Wróciliśmy później na przełęcz i dalej czerwonym przez Szeroki Wierch.
Widok na Tarnicę z Tarniczki



Do Ustrzyk Górnych dotarliśmy już po zmroku. Tym razem zamówiliśmy nocleg w Hotelu Górskim PTTK. Jeszcze parę km na piechotę po auto i po chwili mogliśmy siedzieć w pokojach.
Następnego dnia powrót do Warszawy.
Dziękuję wszystkim którzy wytrwali.
Pozdrawiam Zoff Zoc Be i Michu Neo!!!