Tak jak obiecywałem – krótka relacja
Zdjęcie z poglądową trasą (wyrysowaną przeze mnie):
![Obrazek](https://lh6.googleusercontent.com/-J_cGNWWuew4/VKl3GlJlMJI/AAAAAAAALeQ/oVBnCToLtRk/w853-h532-no/Topo.jpg)
Nowy Rok chciałem rozpocząć jakąś konkretną wyrypą, więc wymyśliłem by zrobić grań Barania Przełęcz-Durny, która wpadła mi w oko podczas listopadowego pobytu przy Zielonym Plesie (dodatkowo niedawno natknąłem się na jej opis w Tatrach sporządzony przez A. Marcisza).
Niestety zapowiadane warunki (deszcz oraz silny wiatr po południu) i brak ciśnienia pozostałych członków wyjazdu spowodował zmianę celu – mieliśmy się udać albo na Lodowy (Groszem) albo na Kopę Lodową. Przystałem na to mając na uwadze, że kolejne 3 dni mam spędzić z innym kolegą przy Popradzkim Plesie, więc trzeba tam wieczorem dotrzeć w miarę żywym
W Smokovcu meldujemy się w trójkę o 6:00 i ruszamy naszą „ukochaną” drogą do Terinki, przed 9-tą meldujemy się na 2 tysiącach:
![Obrazek](https://lh4.googleusercontent.com/-4Dn11bhsJTA/VKl2pZtzkuI/AAAAAAAALiw/1ZykOcyYrpo/w958-h719-no/IMG_0493.jpg)
Świat pozostał pod nami w chmurach
![Obrazek](https://lh5.googleusercontent.com/-Ml__GSHNlXE/VKl2oM4t31I/AAAAAAAALio/6zW-4WtOkfM/w958-h719-no/IMG_0492.jpg)
Szybkie śniadanie w schronie i ruszamy dalej.
Rzucamy okiem na nasze potencjalne cele i czekające podejście:
![Obrazek](https://lh5.googleusercontent.com/-5WUhClTtTgg/VKl2qiO3sgI/AAAAAAAALi4/Ne2Nkc6V7FM/w958-h719-no/IMG_0495.jpg)
Pośrednia zostaje w tyle:
Okazuje się, że w okolicy nic się nie dzieje i nikt nie zabiera się do działania.
Nie zniechęca nas to jednak, nadal liczymy na przedeptane podejście pod Lodowy, poza tym pogoda jest póki co korzystna. Niestety po chwili nadchodzi rozczarowanie – po zejściu ze ścieżki zaczynamy się raz po raz zapadać w mocno przewianym śniegu. Droga pod ścianę zaczyna się więc dłużyć:
![Obrazek](https://lh5.googleusercontent.com/-Yl_qZS9LK-M/VKl2sP3snvI/AAAAAAAALjA/zkFKtx6rzXA/w616-h821-no/IMG_0496.jpg)
Skoro tak wolno idzie, decydujemy by atakować Kopę, pod Lodowy mogłoby jeszcze z godzinę zejść, droga jest dłuższa, zejście bardziej skomplikowane, a musimy pamiętać o zapowiadanej dupówie. Wypatrujemy więc drogę i łapiąc w końcu twardszy śnieg zbliżamy się pod nią:
![Obrazek](https://lh6.googleusercontent.com/-yRUzuKEAdEw/VKl2vObe2WI/AAAAAAAALjQ/N4JHs37tEXc/w958-h719-no/IMG_0503.jpg)
Tutaj popełniamy błąd, który miałem okazję już przerabiać w lecie (gdzie te wnioski
![Confused :?](./images/smilies/icon_confused.gif)
).
Kolega nie zważając na nasze nawoływania by się zatrzymać i oszpeić w wygodnym miejscu ciśnie ostro do góry. Ja namawiany, że „jest łatwo, a wyżej jest duża półka” idę za nim. Za plecami słyszę głos rozsądku Jacka, że „chyba nas poj...” ale jest już za późno. Znajdujemy się w połowie trójkowego wyciągu, miejsca na stan nie ma więc pozostaje ładować dalej. Klnąc na siebie pod nosem i na kolegę przed sobą na głos męczę zasypane po kolana zacięcie, które coraz bardziej staje dęba. W końcu docieramy do dogodnego miejsca i robimy to co mieliśmy zrobić na dole. „Nie ma to jak zaczynać sezon zimowy od żywcowania” marudzę, wymieniamy uprzejmości i zapominamy o temacie powtarzając sobie, że to ostatni raz
![Rolling Eyes :roll:](./images/smilies/icon_rolleyes.gif)
Ruszam na prowadzenie drugiego wyciągu skalno-trawkowego (III):
![Obrazek](https://lh4.googleusercontent.com/-u6sc06JGNxc/VKl3AoK6nRI/AAAAAAAALkw/eFUBriwacc0/w617-h821-no/Photo%2B2015-01-02%2B11.30.51%2BAM.JPG)
Ciągnę kolejny wyciąg, niestety po skale i trawach przychodzi czas na stromy śnieg, który tego dnia nie trzyma więc momentami kopię się w nim po kolana. Ciężkie chwile umila mi widok na Baranie Rogi
![Obrazek](https://lh5.googleusercontent.com/-Og2P1W3QaYw/VKl2zzzZ9nI/AAAAAAAALjo/QDcPpv-t2pw/w616-h821-no/IMG_0508.jpg)
![Obrazek](https://lh3.googleusercontent.com/-gDjYVRxxDWE/VKl21HZDe4I/AAAAAAAALjw/mT7JsYNZLQY/w958-h719-no/IMG_0509.jpg)
Wyciąg miał kończyć się wraz z dotarciem pod płytkę, która „odcina” dalszą drogę systemem żlebów i zacięć. Niestety płytki nie widać, a chłopaki przez radio zgłaszają, że liny coraz mniej. Ogarniają nas wątpliwości czy aby się gdzieś nie zagalopowałem. Postanawiam jednak cisnąć dalej:
![Obrazek](https://lh3.googleusercontent.com/-KaWZCCDrxpA/VKl22SVK0SI/AAAAAAAALj4/Avh9pb5bTDg/w958-h719-no/IMG_0510.jpg)
Okazuje się to słusznym wyborem bo po przełamaniu, za którym kończy mi się lina (idziemy z 50-kami) moim oczom ukazuje się koniec żlebu i duża gładka płyta z obejściem po lewej stronie. Tutaj prowadzenie przejmuje najbardziej doświadczony czyli Jacek. Z naszej perspektywy najlepszą opcją wydaje się wyjście przez komin na wprost, ale widzę, że Jacek po zweryfikowaniu tej opcji odbija w lewo.
![Obrazek](https://lh5.googleusercontent.com/-BLy4SFUTda8/VKl2yNv0i_I/AAAAAAAALjg/Qc9ezqCwdOU/w616-h821-no/Photo%2B2015-01-02%2B12.38.05%2BPM.JPG)
![Obrazek](https://lh4.googleusercontent.com/-URYK64NLMjk/VKl23TWvKhI/AAAAAAAALkA/M878puJMwDk/w958-h719-no/IMG_0512.jpg)
Wiatr robi się coraz mocniejszy więc widzimy jak Jacka zasypują pyłówki, po czym znika za przełamaniem. Mijają kolejne minuty, a z góry lecą tylko kolejne mniejsze i większe zsuwy oraz całe kawałki brył śnieżnych. Zauważając, że kolega nie zabrał radia wrzeszczymy do góry, jednak w tych warunkach jest to bezcelowe. Cierpliwie czekamy więc na wybranie całości liny i odpowiednie sygnały. Ruszam w zagłębienie i po chwili ogarnia mnie zdziwienie – kominek który z dołu wyglądał zachęcająco "wali się na mnie"! Nie kombinując więc podążam opcją Jacka, raz co raz dostając w twarz kolejną porcją śniegu napierającego z góry (komentarz: „Szkocja kur...!”
![Razz :P](./images/smilies/icon_razz.gif)
). Wygrzebuję się na półkę i okazuje się, że crux jest dopiero w tym miejscu (nie widać go na zdjęciu). Powyżej jest już łatwiej i można sprawdzić skuteczność siadania nowego mobydicka od Włodara w trawie (wybicie go to już wyczyn
![Exclamation :!:](./images/smilies/icon_exclaim.gif)
).
![Obrazek](https://lh6.googleusercontent.com/-iaiAIVSuN88/VKl3CMo2RVI/AAAAAAAALk4/7sXFbY7xEBY/w617-h821-no/Photo%2B2015-01-02%2B01.17.17%2BPM.JPG)
![Obrazek](https://lh4.googleusercontent.com/-wpl_L1U83WQ/VKl27X0TWLI/AAAAAAAALkQ/g4AHYTpMPho/w958-h719-no/IMG_0519.jpg)
Widoczki nadal są ładne, chociaż wyraźnie pogoda się załamuje:
![Obrazek](https://lh5.googleusercontent.com/-JoS1jBsbBi8/VKl24h4LfVI/AAAAAAAALkI/Y3LvmA7exc8/w958-h719-no/IMG_0515.jpg)
Teraz czeka nas już „tylko” kilka łatwiejszych wyciągów w stromym śniegu i dwójkowym terenie skalnym.
Przejmuję prowadzenie, początek idzie w miarę gdy tylko mija się głęboki śnieg.
![Obrazek](https://lh5.googleusercontent.com/-kMNMsXIONeA/VKl29EDVx-I/AAAAAAAALkY/PeXvcZ1GGX4/w958-h719-no/IMG_0520.jpg)
Niestety wyszukiwanie zasypanych skał jest bardzo czasochłonne więc cieszę, się gdy w końcu docieram do dużego „głazowiska”. To niestety ostatnie zdjęcie, zrobione mi przez kolegę telefonem.
![Obrazek](https://lh3.googleusercontent.com/-vkIsOeGPf30/VKl3E0S-JSI/AAAAAAAALlA/vDD5VfUFfdo/w852-h640-no/Photo%2B2015-01-02%2B02.02.15%2BPM.JPG)
Powyżej przewiązujemy się na lotną i ruszamy dalej. Niestety okazuje się, że głębokiego śniegu nie da się już omijać i zaczynam kilkuminutową walkę o każdy metr. Chłopaki poniżej zaczynają się niepokoić, bo już dawno powinniśmy być na szczycie. Niewątpliwie, gdyby śnieg „trzymał” ten odcinek przebieglibyśmy w kilka minut. A finalnie zajmuje nam prawie godzinę i porządnie daje w d...
Gdy docieramy na szczyt pogoda załamuje się całkowicie – zrywa się mocny wiatr i wściekle zacina deszczem. Na dodatek szybko się ściemnia. Jesteśmy pełni obaw czy w tych warunkach trafimy na Lodową Przełęcz bo zejście tam jest zamotane nawet w dużo lepszej pogodzie. Szczęśliwie po obraniu ustalonego kierunku kilka razy trafiamy na zasypane ślady, co niewątpliwie pomaga (zwłaszcza psychicznie). Na przełęczy zjawiamy się kompletnie sponiewierani, przemoczeni i wyczerpani. A gdzie tam do schroniska... Droga ta mija mi na potykaniu się o własne nogi i lądowaniu w śniegu oraz zastanawianiu się kiedy ostatni raz byłem w takim stanie.
W schronisku humory oczywiście trochę nam się poprawiają, jednak nadal przed nami 2 godziny bezsensownego dreptania w deszczu po zalodzonym szlaku. Dzwonię do kumpla z którym jestem umówiony na spotkanie wieczorem w Popradzkim Plesie i wspin dnia kolejnego. Ten słysząc moją opowieść pyta „To może sobie odpuścimy, i tak jutro ma być dupówa?”. Nie wiem dlaczego ale odpowiadam – „nie zmieniamy planów, działamy”
![blackeye :eye:](./images/smilies/icon_blackeye.gif)
Pozostali koledzy słysząc o tym pukają się w czoło i radzą szybki transfer do domowego łóżka i długą regenerację ale nadal upieram się przy swoim. Wychodzimy na deszcz i ruszamy w dół, gdzie ok. 20-tej przesiadam się do kolegi i późnym wieczorem docieram do Popradzkiego Plesa. Wieczorem sił starczyło jeszcze na łiskacza, a kolejny dzień mimo mrozu i wiatru uporaliśmy się z drogą na Tępej
![Mr. Green :mrgreen:](./images/smilies/icon_mrgreen.gif)
Wyszło mi to bokiem dopiero dnia kolejnego gdy czułem się jakby przejechał po mnie walec
![Wink :wink:](./images/smilies/icon_wink.gif)