W tym roku jednym z priorytetów było wstawienie się w Zamarłą Turnie i zrobienie na niej głównych klasyków. Z ekipą z ŁKW meldujemy się z rana pod scianą. Z kumplem Marcinem najpierw wstawiamy się w Lewych Wrześniaków. Przez leżący zmrożony śnieg pierwszy wyciąg żywcujemy łatwym terenem i dopiero przy stanowisku wiążemy się liną. Drugi wyciąg prowadzę ja. Łatwym terenem dochodzę do stanowiska pod okapem co później się okazało trudniejszym wariantem. Następny wyciąg można pokonać za IV lub V i oczywiście idę trudniejszym wariantem.

Po jednym bardziej wymagającym momencie docieram do stanowiska. Nie wchodzimy na szczyt granią, tylko na 3 zjazdy docieramy do podstawy sciany.




Następnie przenosimy się pod Motykę. Również tutaj prowadzę całą drogę. Piękna, lita linia drogi. Zrobiła na mnie większe wrażenie i zarazem była trudniejsza od LW. Ostatnie wyciągi łącze w jeden co okazało się błędem i powtórką z tego co miałem miesiąc temu na Środkowym Żebrze. Walka z ściaganiem liny, po trudach docieram do szczytu i ściagam partnera. Jednym zjazdem dojeżdżamy do szlaku Orlej Perci i schodzimy przez Kozią Przełęcz.
Drugi zespół w czasie kiedy robiliśmy LW urobili Motykę a później bez skutku walczyli z Festiwalem Granitu.
Następny dzień wstawiamy się w Filar Staszla. Wspinanie już o innym charakterze niż na Zamarłej. 300 metrów wspinania, 10 wyciągów i kawał górskiej przygody. Prowadzę pierwsze wyciągi do Przewieszonego Kantu Filara. Zależało mi szczególnie aby pójść pierwszym na Romboidalną Płytę, która okazała się nadzwyczaj... łatwa.

Po pięciu godzinach docieramy do ostatniego stanowiska. Dalej na żywca łatwym terenem wchodzimy na zielony szlak na Zadni Granat. Orla Percią przez Kozi Wierch schodzimy do Doliny Pięciu Stawów.



Z pogodą trafiliśmy idealnie, wybór Zamarłej na pierwszy dzień okazał się być trafny ze względu na brak tłumów w tygodniu. Najbardziej cieszę się, że mimo tylu zrobionych wyciągów nic nie odwaliłem co by mogło skończyć się tragicznie.
PS Pewnie ta osoba tego nie przeczyta ale wielkie dzięki dla osoby, która zostawiła pełną butelke Dobrowianki na szczycie Koziego Wierchu. Skończyła nam się woda już dawno i poratowała ona nas jak zimne piwo.
