Krótka relacja z mojego działania w Dolomitach podczas obozu KW BB.
Niestety organizator (czyli ja

) dał ciała bo nie załatwił pogody – poza nielicznymi oknami pogodowymi cały czas lało i było zimno, co bardzo negatywnie wpływało na poziom motywacji wśród obozowiczów.
W zaistniałych okolicznościach nie udało się za dużo podziałać, musieliśmy zapomnieć o poczynionych planach i zamiast długich i trudniejszych dróg robić cokolwiek (czyt. krótsze i łatwiejsze wspiny). Jedyny plus był taki, że mieliśmy więcej czasu na klubową integrację i wieczorne posiedzenia – pod kątem towarzyskim obóz wypadł świetnie
Działaliśmy w kilku grupach niedaleko siebie, chociaż większość obozowiczów chodziła jednak po ferratach – tym udało się mimo niepogody sporu urobić. Mi niestety na całym pobycie (od soboty do czwartku) udało się tylko wspinać 3 dni, z czego naprawdę do udanych zaliczyć można jedynie 1 dzień gdy udało się zrobić 2 drogi górskie i jedną sportową.
Pozostało jedynie w smutku pogodzić się z rzeczywistością i udać na grzanie tyłka na gorącą Chorwację

Na szczęście w piątek i sobotę honor obroniła 4 obozowiczów, przechodząc drogi na Tofanie i Cimie. O tym gdzie indziej na forum

Więcej informacji na przejść podczas obozu umieściłem w relacji na stronie KW BB – tam też wybrane zdjęcia innych, niektóre bardzo ciekawe więc zachęcam do obejrzenia

Z kolei moje wszystkie wybrane zdjęcia można znaleźć na Picassie. Oprócz tego KAPITALNĄ relację napisał (ciągle pisze

) Mroczny, który jako osoba zaprzyjaźniona również wziął udział w obozie

Ja niestety ostatnio bardzo słabo stoję z czasem więc ograniczę się poniżej do suchych faktów i zdjęć bez obróbki
Sobota, 15 sierpniaZaraz po przyjeździe, mimo zmęczenia (12 godzin za kółkiem) ruszam z Paryskimi (Kasia i Dominik) na pobliską
Przełęcz Falzarego i stamtąd pod
Lagazuoi Picollo na drogę
Cengia Martini (V). Mroczny działał z kolegą na tej samej ścianie, na
Drodze Pocisków (więcej w jego relacji). Nasza droga to 4 spionowane wyciągi w dużej ekspozycji (jak prawie wszystkie drogi w Dolomitach

), o podobnych trudnościach, z kluczowym miejscem w przewieszającej się rysie. Śmiało można polecić jako krótką akcję – podejście 30 minut, droga 90 minut, zejście na parking 45 mint.




Niedziela, 16 sierpniaZ powodu porannego deszczu późno wyruszamy na szlak prowadzący na
Cinque Torri.
Na miejscu na zmianę to chowamy się przed kapaniem, to wychodzimy i zerkamy w co by tu można było wejść

Gdy wydaje nam się, że jest szansa na 2-3 godziny bez opadów dzielimy się na zespoły i stajemy pod wybranymi drogami. Niestety po oszpejeniu się rozpoczyna się regularna zlewa więc jesteśmy zmuszeni do odwrotu

Jedyne co udało się tego dnia to rozpracowanie sieci dróg na
Torre Grande i
Torre Romana – od razu planujemy powrót w to miejsce jak tylko pogoda się poprawi.



Poniedziałek, 17 sierpniaCały dzień ma padać więc postanawiam podziałać coś turystycznie by żona też miała ze mnie jakiś pożytek

Zabieramy jeszcze Pawła i ruszamy na
Forcella del Lago. Po drodze obserwujemy majestatyczny
Piz Conturines (zdobyty dzień wcześniej przez naszych klubowiczów), skąpaną w chmurach grań
Lagazuoi, oraz mroczne ściany
Cima del Lago i
Cima Scotoni pomiędzy którymi prowadzi nasz szlak. Schodzimy na drugą stronę do doliny i z przystankiem na browar w schronisku
Capanna Alpina wracamy na camp.




Wtorek, 18 sierpniaWracamy pod
Cinque Torri, wybieramy drogi dla każdego zespołu i korzystając z zapowiadanej pogody zaczynamy działać. Ja z Jurasem i Bartkiem wybieramy najpierw
Zacięcie Północne tzw.
„Wiewiórki” (IV+) na
Torre Romana, pod którym byliśmy już w dwójkę dwa dni wcześniej.
Droga nie jest taka przyjemna na jaką wygląda z dołu – prowadzi bardziej wzdłuż komina niż zacięcia, trzeba się cały czas przewijać to w prawo to w lewo nad wielką dziurą pod nogami

Dopiero ostatni, trzeci wyciąg biegnie pomiędzy w końcu schodzącymi się ścianami. Tak czy siak mimo iż droga łatwa wrażenie robi na nas lufa (po zrobieniu drogi i popatrzeniu w dół widzimy plecaki

) oraz brak miejsc na restowanie – trzeba się cały czas wspinać.




Korzystając z tego, że nadal nie pada postanawiamy wbić się w 3-wyciągową drogę sportową o wycenie VI.1+ ale niestety po zrobieniu jednego wyciągu musimy zjeżdżać bo okazuje się, że coś źle zostaliśmy poinformowani (nie mamy topo) i wbiliśmy w
Mimozę (V+)

Czując niedosyt i widząc, iż deszcz powinien pojawić się dopiero za 1-2 godziny podchodzimy pod
Armidę (VI), którą wcześniej robili Mariusz z Pawłem - wspinanie głównie na własnej z obitą kluczową płytką, która jest bardzo wytężająca. Krótka dyskusja, napływ spręża i za chwilę zaczynamy się wspinać, już tylko w dwójkę z Jurasem. Po chwili na dole zbierają się pozostałe zespoły, które już pokończyły drogi i mają niezły widok na nasze poczynania

Dzięki temu mam pamiątkę w postaci fotki Mrocznego, którą już prezentował w swojej relacji. Niestety pogoda nie wytrzymała i ostatni, na szczęście już łatwy wyciąg, robiliśmy w deszczu. Na szczycie na chwilę odpuściło więc mogliśmy podziwiać widoki, m.in. na sąsiednie
Averau, niesamowite turnie
Croda da Lago i majestatyczną
Tofanę di Rozes. Później pozostaje nam powrót na camp i rozpoczęcie imprezy bo wiadomo było iż kolejnego dnia znowu ma lać i można zapomnieć o jakimkolwiek poważnym działaniu…






Czwartek, 20 sierpniaPo środzie, o której chciałbym jak najszybciej zapomnieć (leczenie kaca w namiocie przy całodziennej dupówie

), umawiamy się z Paryskimi i Mrocznym na konkretną akcję czyli zaatakowanie
Filara Dibona na
Cimie. Niestety po nocnej wymianie informacji na temat prognoz dochodzimy do wniosku, że trzeba odpuścić i spróbować czegoś bliższego i krótszego

Szkoda bo jest to nasz ostatni dzień w Dolo, na dodatek specjalnie dzień dłużej został Juras by zdobyć ze mną CdL...
Próbujemy jednak zakończyć nasz pobyt jakimkolwiek akcentem wspinaczkowym i postanawiamy zdobyć łądny szczyt widoczny z Przełęczy Falzarego –
Sas de Stria. Rzut okiem na schemat
Filara Południowego – 8 wyciągów, trudności IV-kowe, może być na szybką akcję przed długą podróżą na Chorwację.
Okazuje się, że wspinanie w końcu przypomina nasze tatrzańskie braki ciągów trudności, na dodatek są gotowe stany więc bardzo szybko się uwijamy i po 2 godzinach stajemy przy krzyżu na szczycie, gdzie czeka Ula

Pozostaje nam zejście szlakiem, przebranie się w letnie ciuchy i wyruszenie na południe Europy. Godzinę później zaczyna lać więc klnąc pod nosem rozmyślam przy kierownicy co by się udało urobić jakby tylko nie padało...







