Pierwotnie tego dnia mieliśmy iść na Krywań. Jednak nadwyrężona noga mojej żony nie dawała spokoju co w ostateczności spowodowało zmianę trasy. Padło na Wielki Hińczowy Staw, w górnej części Doliny Mięguszowieckiej. Po cichu liczyłem jednak że uda się zobaczyć coś więcej
Pogoda tego pięknego wrześniowego poranka napawała optymizmem.

Sama Dolina Mięguszowiecka znana nam była jedynie z drogi nad Popradzki Staw. Próbując odgadnąć nazwy szczytów stawiamy że to jest Wysoka.

Droga asfaltem mija nam szybko. Tak samo jak kolejny odcinek do rozwidlenia szlaku prowadzącego na Rysy. Oboje jesteśmy zaskoczeni małą ilością osób w Tatrach. Tym bardziej że kilka dni wcześniej byliśmy na Szpiglasowym Wierchu i ludu na asfalcie było po prostu multum. Porównując klimat panujący w Tatrach Polskich i Słowackich powoli mijamy Szatana.


Podejście do Doliny Hińczowej daje popalić , ale jakoś idziemy dalej. Żona co prawda narzeka na ból w nodze ale jakoś bez oporów idziemy dalej. Kiedy pokonujemy próg doliny ukazują się nam takie oto widoki.


Nad Hińczowym Stawem kilkanaście osób. Drugie tyle ciśnie dalej na Koprową Przełęcz. My natomiast wcinamy kanapki, słodycze i w końcu robimy większy przystanek. Ku mojemu zdziwieniu Megi sama planuje podejście na Koprową Przełęcz, twierdząc że najwyżej na szczyt nie wejdzie i poczeka na mnie na przełęczy. Noga jej nie odpuszcza ale łyka apap i pyta o MPpCH. A na MPpCH jak i w innych rejonach mięguszy ruch był nawet spory.

Magia tego miejsca ładuje w nas energie i ruszamy dalej. Pogoda zdaje się że wytrzyma do końca ale pewności nigdy nie ma. Słońce co prawda ostro przygrzewa ale zbiera się pomału lekki dość chłodny wiatr. W kierunku przełęczy i szczytu.

[/url]
Mały Hińczowy Staw w szatańskim towarzystwie.


[/url]
Po serii zakosów wbijamy na Koprową Przełęcz i ku mojemu zdziwieniu żona od razu idzie dalej. Koprowy nadciągamy!!!! Dzielna odpuszcza dopiero tuż pod samym wierzchołkiem, gdyż złudnie myśleliśmy że to bedzie szczyt. Jednak sam szczyt z kropką na skale jest jakies 30 metrów wyżej. No nic ide sam. I sam też jestem na szczycie.


Zorro tu był

Krzyżne z innej perspektywie

Po chwili jednak samotność na szczycie zostaje zakłócona przez moją dzielną blondi

[/url]
Tatrzański słoń z dwoma garbami

Widok z wierchu jest naprawdę imponujący.


W kierunku Czerwonych Wierchów

Na zachód

Widok ten mam cały czas przed oczyma

[/url]

Na szczycie jesteśmy dość długo. W między czasie dochodzi jeszcze kilka osób. Doskonale widać drogę po głazach oraz ludzi na Zadnim Mnichu. Jednak czas leci a wiatr się wzmaga i pora schodzić. Z mega bananem na twarzy schodzimy ku przełęczy.


W 40 min jesteśmy nad WHS

[/url]

[/url]

Bez ciśnienia z uśmiechami schodzimy coraz niżej. Ludzi właściwie brak. Zastanawiamy się czy taka pogoda powtórzy się może jutro lub na dniach. Na połączeniu szlaków niebieskiego z czerwonym jakby tłoczniej i głośniej. Tak to schodzą nasi z Rysów. Nim się obejrzeliśmy a już byliśmy na asfalcie i chwilę potem w aucie. Ostatecznie o 19 siedzieliśmy już w Starej Mamie i wcinaliśmy zupę czosnkową. Ale to był dzień!!!!
