Cel był jeden, szczytny. Młody napasiony legendami o jaskiniach i rycerzach już we wczesnym dzieciństwie wejść tam postanowił.
Trochę się o niego martwiłem, bo charakter ma jaki ma i potrafi postawić na swoim, czyli na przykład zawrócić 200 metrów przed szczytem i żadna siła go nie przekona poza fizyczną przemocą. No ale rośnie, to i pomyślałem sobie, że może i dojrzał.
Po sześciogodzinnej podróży ( weekend z Bożym Ciałem ) docieramy na kwatery, rozpakowanie i pierwszy rzut na Drogę Pod Reglami. Od Krzeptówek po Krokiew. Gdzie okazuje się, że juniora fascynuje klasyczny chaszczing. No to ku przerażeniu matki i uchachaniu nieodpowiedzialnego ojca czochra się po krzakach i strumieniach okolicznych. Może i dojrzał...
Potem wjazd na Krokiew wyciągiem, Krupówki i okolice. Praktycznie nic nie kupił. Może i dojrzał ?
Dzień drugi, atak szczytowy. Załadowałem plecak ciuchami, jedzeniem, piciem, foliami i pełen obaw zawiozłem rodzinę na szlak. A 500 metrów może było, ale oszczędzamy siły.
Widać dobrze był zmotywowany, bo mimo wczesnej pory nie marudził ani przy wstawaniu, ani po drodze. Ot znowu poszedł zygzakiem zaliczając okolice w zasięgu wzroku i prowadzenia peletonu do krzyża nie oddał.
Na szczycie w zasadzie mu się nie podobało. Chwila glorii, rozejrzał się i do dołu. Młody jest to jeszcze woli chodzić niż siedzieć i widoki kontemplować.
Siodłową Turnię też zaliczył.
Tym to sposobem w południe byliśmy na kwaterze z powrotem nawet z wyżebraną przez rodziców półgodzinną przerwą na leżakowanie wśród łąk umajonych i pięknych okoliczności przyrody.
Po obiedzie męska część znowu poszła łazić po krzakach, a żeńska odbyła regenerację.
Dnia kolejnego rano ojciec zwiedzał doliny Strążyską i Za Bramką. Potem pojechaliśmy do Popradzkiego Stawu.
Jako że wniosłem środek transportu powrót odbył się w atmosferze przyjemnej, komfortowej i dość szybko.
Kolejnego dnia znowu urok powrotu, raptem 9 godzin i już.
Uprzedzając głosy ewentualne. Chłopak jest klasycznym dzieckiem ze wsi. Wlazł na większość drzew w okolicy, stogu siana nie odpuści. Bezustannie podrapany, posiniaczony, brudny. Ale zdrowy jak rzepa. Basen, ścianka, piłka, rower. Do komputera to usiądzie jak mu się bardzo nudzi. Na nagrodę za Giewonta zażyczył sobie kołczan i dwie strzały do łuku, bo stare ma popękane. Dlatego puszczam go na jakieś łagodniejsze skałki, ale obowiązuje umowa. Sam nie idzie nigdzie i jak ojciec mówi stop to jest stop. I choć nie widać tego na zdjęciach to cały czas był pod pełną kontrolą. Kolejny cel to Rysy w wakacje, może dojrzał...