Zauważyłem u siebie takie etapy:
Etap I
GÓR NIE MA,
czyli przesyt. Na rowerze bym pojeździł, spływ kajakowy czy coś. A jak ktoś coś o górach to tak słabo mnie interesuje. Pogodę na kamerkach to tak z przyzwyczajenia sprawdzam.
Etap II
GÓRY SĄ,
czyli już bardziej prognozy sprawdzam. Jak ktoś zdjęcia jakieś wstawi to się zazdrość wkrada. Jakieś przeglądanie mapy i te sprawy. Przeważnie krótki jest to etap, bo zaraz się zaczyna
Etap III
JADĘ W GÓRY
Tym razem Etap I był nawet długi, ale w końcu trzeba było jechać. Lata szkoda - to był powód. Padło na Żabie bo kto był na Przełęczy pod Chłopkiem ten patrzył pewnie na ścieżkę na Białczańską Przełęcz i myślał, że może kiedyś.
Zadzwoniłem do Sebastiana, a on raczej nie odmawia i pojechali.
Prognozy mówiły, że może do południa wytrzyma bez opadów. To wyszliśmy wcześniej i około 4 byliśmy nad Morskim Okiem. Jak zawsze wiedzieliśmy, że chcemy gdzieś tam.

Po chwili zrobiło się już kolorowo. Ładne, ale nie wiem co jest na tym zdjęciu. Chyba Żabie Rysy.

Jakimś absurdalnym zbiegiem okoliczności zaraz od Czarnego Stawu trafiliśmy we właściwą drogę i nawet było do góry


Ścieżka była jak to Sebuś trafnie określił "soczysta"

I kamienie były po pachy

Dość szybko zdobywało się wysokość i wnet osiągnęliśmy Białczańską Przełęcz. Zostawiliśmy tam plecaki i uzbrojeni w aparaty ruszyliśmy na Żabiego Mnicha tak jak na zdjęciu



Do góry to było jeszcze łatwo, w dół zawsze trochę gorzej, ale jakoś zeszliśmy. Chwila sjesty na przełęczy.
Rzut na Żabią Białczańską

Rzut w drugą stronę skąd przyszliśmy

Rzut oka w trzecią stronę - tam poszliśmy w stronę Wyżniego Żabiego Szczytu




W stronę Wyżniej Spadowej Przełączki, tej nad głową Sebastiana

Fajnie popatrzeć gdzie się weszło

bo bardzo ładna góra ten Żabi Mnich

Chmurzyło się co raz bardziej więc łapaliśmy co się dało z widoków

Na szczycie Wyżniego

A to proponuję na profilowe do facebooka
Jak to jest Kopa Spadowa to muszę jeszcze raz tam iść

No i po zejściu z powrotem na przełączkę powoli zaczęło padać. Był pomysł żeby zejść na drugą stronę do Dolinki Spadowej, ale plecaki zostały na Białczańskiej, więc wróciliśmy i dobrze bo po chwili rozpadało się na dobre. Zejście w strugach deszczu przyjemne nie było i na Mokrej Wancie mielibyśmy problem. Szczęściem przez całą drogę targałem linę i zastanawiałem się po co ? To teraz ją sobie przeciągnęliśmy przez ringa i bez zakładania uprzęży tylko się jej przytrzymując płynnie zsunęliśmy się na dół.
Żeby oddać klimat na zdjęciu poniżej Seba zsuwa się płynnie. Z naciskiem na płynnie

Było jak zawsze. I znowu jestem w Etapie I
