Gdzieś na początku roku pojawił się pomysł wyjazdu do Austrii w celu wejścia na Großglockner granią Studlgrat, wymyśliliśmy wtedy, że w celach treningowo-aklimatyzacyjnych trzeba by zrobić jakąś grań w Tatrach, padło na Drogę Martina na Gerlach. Szczyt wysoki, kawał grani do przejścia i trochę podejścia na Polski Grzebień, powiedzmy że dwie zbliżone akcje, ale jak już jest po wszystkim to wygląda to tak jakbym na rozgrzewkę przed Gerlachem, wchodził z Krowiarek na Babią Górę
Wracając to meritum, wyjście odbyło się w ostatni dzień długiego sierpniowego weekendu. Pobudka o 2:30, wyjazd parę minut po trzeciej w trzyosobowym składzie, po 2,5h jazdy meldujemy się w Tatrzańskiej Polance, to już trzeci raz w tym roku przyjdzie mi iść do Śląskiego Domu. Przy drodze znów tłumy czekające na wywózkę pod Śląski Dom w celu wejścia na Gerlach. Parę minut przed szóstą ruszamy, nie spieszymy się jednak, bo zazwyczaj pogoda robi się po południu, a i na tłumy z przewodnikami na szczycie nie mamy ochoty. Docieramy pod Śląski Dom.

Krótka przerwa i ruszamy wyżej, długie monotonne podejście na przełęcz szybko mija, pogoda jest fajna, ale nie do końca taka jak zapowiadali.




Po 2,5h docieramy na przełęcz. Jeden zespół szykuje się do wejście i jeden solista przemknął wchodząc na grań, ktoś dociera na przełęcz z drugiej strony, parę osób idzie na Małą Wysoką, dzieje się. Szykujemy zabawki, ubieramy uprzęże, ale miny mamy nietęgie widząc ile sprzętu na sobie ma zespół przed nami

Zamieniamy parę słów i ruszamy.
Idziemy chyba tam.

Tuż przed startem.

Troszkę powyżej przełęczy zaczynają zwisać chmury i tak do Zadniego Gerlacha idziemy we mgle, czasami pojawi się jakiś widok, ale szybko znika za zasłoną.





Szybko docieramy na Wielicki Szczyt, nie szukamy obejść, bo najprościej wydaje nam się zjechać na grań niżej i tak też robimy.

Zespół, który ruszył przed nami wyprzedziliśmy na podejściu i teraz widzimy jak walczą idąc od początku na lotnej z przelotami, zajmuje im to strasznie dużo czasu, do końca drogi już ich nie zobaczymy, chociaż na ZG i Gerlachu spędzamy sporo czasu. Grań za Wielickim ma fajne ukształtowanie.


Dalej podejście na Litworowy Szczyt.



Większość miejsc mijamy bez emocji bo średnio coś widać, jest kilka ciekawych miejsc do obejścia czy podejścia, generalnie rządzi zasada "power tarcie"









Przerażenie miejscami jest paraliżujące

Docieramy pod Zadni Gerlach, z którego słychać odgłosy rozmów, pokonujemy ostatnie metry.


Docieramy na szczyt.


Coś tam się zaczyna przejaśniać.

Przede wszystkim widać dalszą część drogi, czyli grań z Przełęczy Tetmajera na szczyt.

Głosy na szczycie to była rodzinka, która weszła tu Walowym Żlebem, razem schodzimy na przełęcz i zaczynamy kluczowe podejście na tej drodze.







Po kilku minutach docieramy do poziomego fragmentu grani, którym dociera się na szczyt.





Docieramy do krzyża, nikogo nie ma, tłumy z przewodnikami się przewaliły, jest 13, czekamy na zapowiadaną pogodę





Pogoda się robi na pół godziny, więc sesjona




Za nami dociera słowacki turysta, który schodzi wcześniej niż my, ale ma ewidentne problemy ze znalezieniem drogi zejściowej, kilka razy schodzi ze szczytu i wraca na niego rozglądając się na boki, pyta nas którędy na dół, pokazuje mu żleb, w który wchodzi a po 15min. jest na grani dziesięć metrów dalej

I wygląda na to że czeka na nas. Zaczynamy schodzenie, Batyżowiecki Żleb wygląda zupełnie inaczej latem i robi niesamowite wrażenie.



Docieramy do Batyżowieckiej Próby.






Wychodzimy ze żlebu na piarżyste zbocze i nim w dół do stawu.

Niżej spotykamy spore stadko kozic, jedna wydaje się być bardzo ciekawa co się dzieje.

Docieramy do Batyżowieckiego Stawu, gdzie zrzucamy zbędne rzeczy i robimy dłuższy postój.

Pogoda przez cały dzień się nie zmienia, prócz tego okna w które wstrzeliliśmy się na szczycie, może to i lepiej bo znów by nas przesmażyło

Ruszamy Magistralą, ale nie idziemy do Śląskiego Domu a odbijamy szlakiem w dół w kierunku Tatrzańskiej Polanki, przy samochodzie jesteśmy koło 18. Kolejna piękna akcja za nami zrobiona w stylu "three free solo".