Każda moja przygoda z Tatrami zaczyna się podobnie: pociąg do Warszawy, pociąg do Krakowa, bus do Zakopanego. Na ostatnim etapie podróży miałem pewne wątpliwości czy aby dobrze dobrałem środek lokomocji z racji odbywającego się w okolicy Tour de Pologne ale szybki dojazd na miejsce rozwiał moje obawy.
Po dotarciu na miejsce obowiązkowe zakupy wody i szturmżarcia. Jako, że na mojej trasie była również zakopiańska część wyścigu to postanowiłem trochę się pogapić. Ludzi sporo, organizacja całkiem ok (nie tamowano niepotrzebnie ruchu pieszego), ogarnięte osoby zabezpieczające trasę - prawdziwa namiastka wielkiego touru. W końcu przejeżdża kolumna reklamowa. Po kilkunastu minutach cierpliwego oczekiwania na kolarzy wśród ludzi roznosi się plotka, że peleton czeka na przejazd mostem w Białym Dunajcu

Kilkanaście kolejnych minut i wreszcie są...
Na czele ucieczka z zawodnikami reprezentacji Polski, Lotto Jumbo i Astany:

Po kilkudziesięciu sekundach jest już peleton.
Gonią ekipy Bahrain Merida i Bora Hansgrohe:

No i w końcu kolumna techniczna:

Etap wygrywa ostatecznie Jack Haig z ekipy Orica Scott - 189 kilometrów trasy z Wieliczki do Zakopanego pokonując w czasie 4 godzin 58 minut i 55 sekund
Środkowe żebro Skrajnego Granatu - II, miejsce IVwyjście z przewodnikiemStartujemy spokojnym tempem z Kuźnic przez Boczań.
Hala Gąsienicowa jak zawsze piękna:

W Muro robimy krótką przerwę na uzupełnienie wody i lecimy nad Czarny Staw Gąsienicowy.
Otoczenie stawu z Kozim Wierchem, Kozimi Czubami i Zamarłą Turnią zawsze mnie zachwyca:

Obchodzimy staw i skręcamy na żółty szlak w kierunku Skrajnego Granatu. Tu już powoli zaczynam dostawać zadyszki, na szczęście po kilkudziesięciu minutach odbijamy ze szlaku i robimy przerwę na szturmżarcie.
Okoliczności przyrody przepiękne...
Czarny Staw Gąsienicowy:

Zamarła Turnia i Mały Kozi Wierch:

Kościelce:

No to skartujemy!
Chwilę przed wejściem w drogę:

Pierwszy wyciąg na siodełko bez większych problemów i trudności. Dobre chwyty, dobre stopnie na ściance i po chwili jestem już na stanowisku.
Na drugim wyciągu nadal bardzo dobre chwyty i stopnie tak więc same podążanie do góry jest raczej bezproblemowe. Jak zwykle najwięcej energii tracę na likwidowanie stanowisk i przelotów. Jak to mnie irytuje!
Widok z drugiego stanowiska (prawy filar?):

Teraz kilka metrów stromego kominka i znów łatwiejszy teren na kolejne stanowisko.
Na kolejnym wyciągu również żadnych trudniejszych miejsc nie zapamiętałem.
Na lewo wariant za V- z Zacięciem Kusiona:

My oczywiście idziemy na prawo

No i kluczowe dla mnie miejsce drogi (IV):

Na początek znów tracę mnóstwo energii aby zlikwidować stanowisko. Podchodzę pod kluczowe miejsce. Mało miejsca, nawet pochylony co rusz wale łbem w skałę. O! Jest fajny chwyt. Łapię za kawałek skały wielkości kuchenki mikrofalowej a ta jak piórko zaczyna się unosić. Ups... Zostaw to gamoniu! W końcu znajduje jakiś inny chwyt i zaczynam kombinować z nogami. Jest fajny stopień z jakiś metr na lewo - tylko jak tam kurna sięgnąć nogą?! Próbuje raz, drugi... dziesiąty. Nie da rady! Dwa metry do przejścia a motam się dobre kilka minut. W końcu zmieniam chwyt i wyrzucam gdzieś nogę na lewo. Trzyma? Chyba trzyma... Lecę!!! A nie, jednak nie. Osunąłem się tylko kilka/kilkanaście centymetrów ale adrenalina robi już swoje. Jeszcze jedno podejście z lewą nogą. Jest! Trzyma się! Jeszcze ruch, dwa, może trzy i jestem w łatwiejszym terenie. O w mordę!
Likwidacja przelotu gdzieś pod koniec drogi:

Kolejne metry to już autostrada w porównaniu z tymi dwoma metrami pod małą przewieszką więc na spokojnie dochodzę do ostatniego stanowiska. Stąd już dosłownie rzut beretem do szlaku. Ależ się wyprułem fizycznie i psychicznie na tym ostatnim wyciągu.
Ostatnie dwa wyciągi to też wyścig z czasem gdyż z północy lecą ku nam ciężkie, ciemne chmury. Decydujemy więc wspólnie, że odpuszczamy szczyt i schodzimy na dół aby zdążyć przed deszczem. Co nam się udaje.
Pierwszy dzień w Tatrach na plus!
Zawrat - Kozia PrzełęczPo ekscesach na żeberku Skrajnego Granata zarządzam odpoczynek i przenosiny z Zakopanego do Roztoki.
Prognoza pogody nie daje jednak szans na dłuższe lenistwo - ma być lampa. Skoro lampa to i Orla.
Niespieszne śniadanie w schronisku i ruszam w świat. Dobrze znana droga do Piątki mija bez zakłóceń. W schronisku uzupełniam zapasy i robię chwilę przerwy, po czym ruszam w dalszą drogę.
W Dolinie Pięciu Stawów Polskich:

Tatry Bielskie, Opalony Wierch i Miedziane:

Zamarła Turnia, Kozie Czuby i Kozi Wierch:

Im dalej "w las" tym widoki przyjemniejsze.
Tu między innymi Miegusz, Cubryna, Szpiglas, Koprowy, Szczyrbski, Hruby i Liptowskie Mury:

Widać też Świnicę, Gąsienicową Turnię, Niebieską Turnię, Zawratową Turnię i Zawrat:

W końcu docieram na przełęcz i robię przerwę na regenerację i podziwianie widoków.
Widok z Zawratu:

Po krótkim odpoczynku nakładam na łeb kask i ruszam dalej. Kierunek: Mały Kozi Wierch.
Już po chwili otwierają się widoki na północ:

Jak na razie bez większych trudności. Fajna skała, masa łańcuchów.
Ostatnie metry przed Małym Kozim Wierchem:

Rzut oka w drugą stronę:

Z tej perspektywy ciekawie prezentuje się zwłaszcza Niebieska Turnia.
Widoki z okolic wierzchołka Małego Koziego Wierchu:


Teraz czeka mnie zejście. Też bez większych trudności.
Dochodzę do Honoratki:

Jak widać całe zejście ubezpieczone jest łańcuchami, stopnie są dość wygodne.
Idzie się jednak "czujnie" - każdy błąd w tym miejscu skutkuje zapewne wizytą w zaświatach.
Dalsza droga to trawersy, zejścia, podejścia i tak w kółko.
Gdzieś w okolicach grani:


Żelastwo na trasie:

Przy sławetnej drabince trochę się przykorkowało. Ludzie robią zdjęcia, kręcą filmy. Przyznam, że kiedyś oglądając zejście tą drabiną z perspektywy fotela też wydawało mi się, że jest to jakieś tam "wyzwanie". Okazuje się, że drabina to tylko drabina - parę ruchów kończynami i jestem na dole.
Widok z Koziej Przełęczy na północ:

Widok z Koziej Przełęczy na południe:

Tu postanawiam zakończyć dzisiejszą przygodę z Orlą i zaczynam zejście w kierunku Piątki. Po kilku metrach trawersu nagle coś leci z góry. Jeb! Ktoś zgubił... kask! Kask przyrąbał w skały, odbił się na północ i poleciał w siną dal. Po chwili z góry delikwent schodzi na dół próbując ratować sprzęt a ja kontynuuje marsz w dół.
Zejście na południe z Koziej Przełęczy:

Rzut oka na Dolinkę Pustą i Kołową Czubę:

Zejście jest dość ciekawe, miejscami ubezpieczone klamrami i innym żelastwem:

Po dotarciu na dół robię chwilę przerwy. Kask ląduje w plecaku, w łapy biorę kijki i schodzę niespiesznie w dół.
Pogoda pięknie trzyma więc cieszę oczy widokami na okoliczne szczyty. W okolicach schroniska oczywiście są już niezliczone tłumy tak więc szybkim tempem schodzę do Roztoki.
Kolejny dzień na plus!
ciąg dalszy nastąpi