Początek zaczął się dosyć nietypowo. W końcu zacząłem się ślizgać!

Styczeń to -30*C i Bieszczady! Ponoć turbo warun. Szkoda, tylko, że nie umiałem z niego w 100% skorzystać. Do tej pory pamiętam, jak walczyłem o życie w mega mrozie i wietrze próbując zjechać z chatki Puchatka niżej...


Te miny mówią wszystko



Później dla odmiany Babia Góra ze Słowacji. Tutaj z jazdą było już trochę lepiej. Nawet trochę dało się ponosić




Pierwsze wyjście w Tatry. Dolina Pańszczycy. Cały czas w cieniu. Cały czas hardo. Jednak po raz pierwszy zjazdy zaczęły sprawiać mi frajdę



I na koniec luźne wejście na Gęsią Szyję.


Luty to kolejny powrót w Bieszczady. Rekreacyjny Puchar Połonin oraz Tarnica na dokładkę.




Tydzień później dla odmiany wycieczka w Zachodnie. Pyszna i okolice. Na koniec zjazd do Chochołowskiej. Super warunki i świetne zjazdy.



Marzec to również Tatry. Niestety tym razem dużo noszenia, ale i na szczęście sporo jazdy. Dolina Pańszczyca po raz drugi. Tym razem w dużo gorszych warunkach.





No, ale co pojeździliśmy to nikt nam nie odbierze

Marzec to również rozpoczęcie sezonu w skałach! Początkowo skromnie. Witkowe skały - największy parch w okolicy. Przynajmniej nie wiało! Oraz na drugi dzień turbo rejon balderowy Biertowice



Jakieś VI.3 padło, ale umówmy się. Rejon ani nie za piękny a i o życiówkę na początku ciężko. Najlepsze, że bardziej bałem się wspinać na drogach łatwiejszych niż trudniejszych. Na koniec dnia na Witkowych urwałem jeszcze jakaś klamkę...
Kwiecień raczej obszedł się bez echa...
W Maju za to wyjazd na Frankenjurę na Majówkę. Świetne miejsce, turbo wspinanie i genialne drogi. Często przy podczas wpinania liny trzeba było mieć jaja jak arbuzy, żeby przechodzić te wszystko runouty!

Nie mniej jednak wspinanie pierwsza klasa!







Z powodu pogody wspinaliśmy się dużo i za często. Trzy dni pod rząd w takim przewieszeniu sprało nas jak szmatę.
Dodatkowo nabawiłem się kontuzji. Jak się później okazało złamałem palec... Nie przeszkodziło mi to jednak podnieść dwukrotnie w ciągu miesiąca swój poziom OS...
Szczęście w nieszczęściu bo myślałem, że rok po roku będę mieć sezon w plecy. Na szczęście udało się go nie zaprzepaścić.
Po powrocie przyszedł czas na wspinanie się na Polskiej Jurze.
Przyszedł czas na dokończenie Ani Me Ani Be Ani Kukuryku na Lipczyńskiej. Drodze, która rok temu prała mnie na każdym przechwycie. Teraz wszystko zaczynało nabierać kształtów. Szkoda tylko, że zabrałem dwa prawe buty z domu a przejście RP robiłem w jednym bucie kumpla.



Mimo popsutego palca jakaś tam forma zaczęła się robić. Powoli nawet zaczynałem czuć się rozwspinany

Następnie gorąc czerwiec. Trochę wyjazdów po pracy, trochę w trakcie pracy. Trzeba było kuć póki gorące!
Wyjazd na zegarowe skały. W końcu drogi zaczynały być dla mnie logiczne. O ile po pierwszej wstawce na początku sezonu (parę tygodni wcześniej) nie wiedziałem co tam się na tej magnezjówce dzieje, tak teraz wjechała OS (po tygodniach (?)). Do tego parę VI.3 OS i VI.3+ OS. Generalnie świetne miejsce. Polecam każdemu ten fragment skały. Wspinanie się po nim jest mega ładne i estetyczne.




Kolejny weekend i Góra Zborów. Pada parchate VI.4. Na nic więcej konkretnego niestety nie starcza czasu. Za gorąco.... a i tak się cieszę, że nie urywam żadnej kończyny na wspomnianym VI.4.

Same dobre chwyty!

Okiennik Wielki. Rozgrzewam się spokojnie na VI.2+. Niestety VI.4 Waldka Podhajnego... jest za mocne. Lubię wspinanie po gównach, ale tego było już za wiele. A może za mało? Również na VI.3+ w ostatniej próbie nie starcza już siły...


Lipiec panował pod znakiem Bolecho oraz Mamuta. W końcu pierwsze wstawki w Jaskini i wielki powrót po latach do jednej z najbardziej wyślizganych dolin pod Krakowem. Mimo wyślizgu drogi są genialne. Praktycznie każda jedna to perełka.
Mimo, że nienawidzę rys, to Rysa Babińskiego pada OS. Do tego wchodzą jakieś VI.3+ / VI.4.


Wspinanie w Mamucie również w końcu zaczyna przypominać wspinanie

Boskie Buenos jest super! Niestety razem z Jarkiem popełniamy błąd. Zamiast od razu po Franken wspinać się w Mamucie, to my gejujemy na pionach. Niestety skutkuje to, że w nasz głóny cel sezonu nawet nie udaje nam się wstawić...


Lipiec to również pierwszy miesiąc wyjazdu w Tatry. W końcu zabieram wujaszka na długo obiecywany wyjazd na Mnicha.
Nie mam zdjęc na Flickr, także po relację z wyjazdu zaprasza ma blog -
http://blog.marcinszymkowski.pl/2017/07 ... antem.htmlSuper wyjazd. Wujkowi strasznie się podobało. Chciałem zrobić jeszcze jedną drogę oprócz Orłowskiego, ale jako, że Wujek był sprany jak szmata po wspnaniu to jeszcze nie bardzo widziałem go na czymś trudniejszym... Nawet na drugiego.
Pogoda dopisywała, toteż z Michałem wybraliśmy się na Zamarła. Super sprint pod ścianę poskutkował dwoma drogami. Prawi Wrześniacy oraz Trawers Zamarłęj pod tytułem Festiwal Granitu. O ile ta pierwsza bardzo przyjemna, to drugą zdecydowanie wyprzedza jej legenda.



W końcu wyjazd na jeden z moich dawnych planów. Droga Kurczaba na Gerlachu. O starcie tej drogi krążyły legendy

Pogoda miała być jak drut a skończyło się na tym, że prowadziłem najtrudniejszy wyciąg w jednych z najorszych możliwych warunków. Zimno, mokro i ślisko. Nie wiele brakło, żebym poleciał. Na szczęście obyło się bez przygód. Nie wspominając prowadzeniu na lotnej IV odcinków.





Na drugi dzień padła jeszcze droga Plytakouv Express za VI+. Fajna, chociaż dupy nie urywa. Bardzo siłowy crux.



W sierpniu jakimś cudem udaje się wyjechać na dwa tygodnie do Chamonix. Lecimy z Michałem samolotem gdzie na miejscu stacjnują chłopaki z KW. Niestety z powodu deszczu większość czasu spędzamy w masywie Ecrins. Specjalne mi się tam nie podobał, ale szczęście udało mi się dotrzeć na koniec również i do Chamonix.
Niestety dwa tygodnie wspinania prawie non stop t nie jest najlepszy pomysł. Pamiętam do dziś jak lump wracałem po lodowcu do stacji kolejki ledwo przenosząc cięzar z nogi na nogę. Było jednak warto. Takiego wspinania jak w Alpach jeszcze nie doświadczyłem nigdzie. Było wszystko. Ciepły granit, wpsinanie w rysach, walka o życie i dużo fakapów. Na szczęście wszyscy wyszliśmy z tego cało a ja dzięki temu mogę planować już nastęny wyjazd.
Album Flickr -
https://www.flickr.com/photos/szymkowsk ... 2072935548Natomiast opisy samych dróg w Chamonix są na moim blogu.







Dibona / Visite Obligatoire -
http://blog.marcinszymkowski.pl/2017/08 ... -350m.html



La Plka Du Pilier -
http://blog.marcinszymkowski.pl/2017/08 ... td-6b.htmlChamonix / Tour Verte -
http://blog.marcinszymkowski.pl/2017/10 ... td-6a.html


Chamonix / Guy-Anne -
http://blog.marcinszymkowski.pl/2017/08 ... -anne.html




Chamonx / Pilier Des Contes -
http://blog.marcinszymkowski.pl/2017/08 ... de-la.html




Po powrocie chcąc kuć żelazo póki gorące wybieram się z Krzyśkiem na Lobby na Kościelcu. Pada bez większych emocji. Jak na swoją wycenę bardzo łatwe.
Oczywiście droga jak zwykle mokra...

Na drugą nogę tego dnia pada Spręzyna. IMO 100x ładniejsza niż Lobby. Trawers oraz zjazd - petarda!



Na drodze znajduje się tyle haków, że zabieranie friendów może wydawać się zbędne

Planów jak to zwykle bywa jest masa. Mimo, że forma po powrocie z Chamonix spadła znacząco, chce dużo podziałać w Tatrach. Niestety pogoda ze mną nie chce współpracować w związku z tym starcza czasu jeszcze na ostatnie tchnienie jesieni. Piękny ciepły dzień na Osterwie.
Podejście, ilość dróg oraz jakość skały sprawia, że już teraz wiem, że na pewno wrócę tam jeszcze nie raz.
Tego dnia z Ilona ciśniemy Dieskę oraz Via Ali Nina. Jedna i druga droga godna polecenia.
O ile poranek był mroźny tak po południu prażymy się już w ciepłym słońcu.
Esencja Taternictwa!





Ali Nina




Tatrzańsko sezon się kończy, ale udaje się jeszcze trochę pojeździć w skałki pod Kraków.
Pogoda w prawdzie dla koneserów, ale nie ma co narzekać. W ostatni wyjazd za 4-tą czy 5-tą (?) próbą (ogólnie) udaje mi się poprowadzić Panoramixa VI.4+ na Łabajowej. Łatwe
W listopadzie jeszcze uskuteczniami z chłopakami zimowe wspinanie na Kościelcu podczas klubowych andrzejek w Betlejemce, ale nie jest to specjalnie warte wspominania. Za to impreza była na prawdę dobra

Reasumując sezon całkiem spoko. Brakuje trochę 'kropki nad i' jeśli chodzi o wspinanie. Miało być lepiej, ale nie było źle. W tym roku na pewnie rozplanuję wszystko inaczej. Zabrakło trochę rozplanowania. Jak będzie tym razem czas pokaże.
Nie prowadziłem żadnego spisu... i teraz też nie zamierzam, ale... Poprowadziłem:
164 nowe drogi na Jurze
33 VI.2+ z czego ponad połowę OS
18 VI.3 z czego 1/3 OS
7 VI.3+ z czego 1 OS
8 VI.4
1 VI.4+
Niestety na VI.5 zabrakło już czasu... W tym roku tego błędu nie popełnię
Niestety również mocno zaniedbałem rower. Akurat tego żałuję najbardziej.
Za to w końcu udało się wyjechać w Alpy i nie skasować na starcie sezonu jak to miało miejsce rok wcześniej.
Pod koniec roku jak zwykle dużo zawodów. W zasadzie nie ma o czym wspominać, oprócz jednych finałów amatorów na Avatarze. Niestety dosyć kontrowersyjnych. Na szczęście nie wygrałem
W tym roku planów jest dużo. Dużo rower, w sumie (co smutne) zero nart. Jeszcze więcej treningu oraz dużo zawodów.
Forma sama się nie zrobi a wszyscy wspinamy się dla cyfry i żeby doje.ba.ć kolegą! Czego sobie i wam w 2018 roku życzę!
