Długi i piękny majowy weekend spędzam w robocie, jedyna szansa na jakąś akcję górska może pojawić się w niedzielę. Pogoda ma być zacna, chętny na wyjazd prócz mnie jedynie Bogdan

Wstępnie ustalamy wejście na Wysoką, byłem raz, ale świata widać nie było, więc do poprawki. Ni stąd ni zowąd jednego dorobkiewicza rusza sumienie i "trzepanie sałaty" zamienia na mizianie granitu. Grupa liczy już trzy osoby a co za tym idzie, pojawiają się nowe pomysły w postaci przejścia Siarkańskiej Grani z ewentualnym finałem na Wysokiej jak czas, pogoda i siły pozwolą. Tradycyjnie start po trzeciej, koło szóstej meldujemy się na parkingu pod Popradzkim Stawem, skąd żwawym tempem ruszamy w kierunku Doliny Złomisk. Dość szybko docieramy pod próg, który oddziela nas od Złomiskiej Równi, ale nie wchodzimy w głąb doliny a dość wyraźnym żlebkiem wcinającym się w kosówkę odbijamy w lewo. Z początku jak to w Złomiskach idzie się po sporych głazach, które wyżej zamieniają się w trawki i mokry gruz.


Po wyjściu ze żlebu wchodzimy na pole śnieżne, które przechodzimy kierując się w górę do widocznego kolejnego wyłomu w kosówce.


Okrążamy lekko Złomiską Turnię od strony Złomiskiej Zatoki by dostać się do wyraźnego żlebu spadającego spod Złomiskiej Przełączki. W żlebie zalega duży płat śniegu, ale obchodzimy go po trawkach i skałach z prawej strony, podchodząc pod próg, przechodzimy pod nim i po raz pierwszy tego dnia mocniej tuląc granit lewą stroną wchodzimy na próg.




W Srodkowej części żleb jest dość wąski i jak to bywa parchaty, w górnej części robi się bardziej rozległy i trawiasty.

Nie jeden zostawił w nim swe serce


Docieramy na przełączkę, skąd rozpościera się widok na Smoczą Dolinę.


Chwila przerwy i rozprężenia.

Spinamy poślady i wchodzimy na Złomiską Turnię.

Stąd widok jeszcze bardziej zwala z nóg, pięknie widać dalszą część grani i cały masyw Wysokiej.




Nie zabawiamy długo na szczycie, wszak kawał skały przed nami.




Na grani jak to na grani raz w dół, raz do góry, raz z prawej strony, raz z lewej.










Po około godzinie macania granitu docieramy do miejsca gdzie grań spiętrza się wyraźnie, to znak że dotarliśmy pod Małego Siarkana i najtrudniejszego miejsca na grani.

Dla lepszej przyczepności konsumuje małpie jedzenie

Widoczki.


Wiążemy się liną i zaczynamy podejście na Małego Siarkana. Prawą stroną w dół odchodzi wyraźna półka.

Jej koniec jest mało komfortowy a wszystko w sporej ekspozycji. Z półki podchodzimy do góry na wygodny balkonik, gdzie ktoś założył stan z taśmy, po drodze znajdujemy jeszcze dziabkę w skale, widać zimą ktoś się stąd ewakuował, bo poniżej jest kolejne stanowisko zjazdowe.


Z balkoniku startuje najtrudniejszy odcinek na szczyt, płyta wyceniona na III.



Kilka mniej lub bardziej skoordynowanych ruchów z dodatkiem tarcia przednią częścią siebie i stajemy na Małym Siarkanie.



Schodzimy kilkadziesiąt metrów granią by dotrzeć do stanowiska zjazdowego, na którym jest bardzo mało miejsca.




Zjazd ma około 20m, lądujemy na wygodnej półce i obchodząc lewą stroną dwa zęby skalne podchodzimy na Wielkiego Siarkana.



"... Na potęgę posępnego czerepu, mocy przybywaj ..."




Na Wielkim Siarkanie mały porządek z liną, ponieważ z niego też trzeba zjechać około 20m.






Po zjeździe trzeba podejść troszkę w górę, gdzie jest kolejny zjazd, tym razem symboliczny, około 5m, szybko dostarczamy linę.

I na tym kończą się rozrywki parku linowego.

Chłopaki zwijają linę ja tymczasem wykorzystując system półek skalnych docieram na Siarkańską Przełęcz.

Leżę plackiem a oni niech kombinują jak zleźć na dół





Robimy dłuższą przerwę, jest koło pierwszej, także Wysoka też dzisiaj padnie. Idziemy na lekko, plecaki zostawiamy pod kamieniem, raki, czekan i substancje płynne to jedyny balast.

Cały żleb zawalony śniegiem, pomimo wysokiej temperatury śnieg jest zmrożony, ale raki i czekan fajnie siadają. Przy klamrach śnieg się kończy i tam zostawiamy raki i czekany.


Widoczność świetna.





Zabawiamy chwilę robiąc różne dziwne rzeczy

Aż żal schodzić tak ciepło i bezwietrznie. Szybko zjeżdżamy na przełęcz, zbieramy klamoty i schodzimy do zacienionej już Złomiskiej Zatoki.


Po płatach śniegu przechodzimy ostrożnie wiedząc, że czają się pod nimi pułapki na mamuty, ja jedną zaliczam wpadając po pas
Ładnie ta dolina wygląda w takich wiosennych klimatach.



Na koniec lądujemy w schronisku nad Popradzkim Stawem, gdzie zaliczamy po piwku i niezła obsuwę czasową, bo kucharz po kurczaka na kotleta to musiał do Popradu chyba jechać

Do Kraka zabieramy jeszcze turystę spotkanego w żlebie na Wysokiej i koło północy ląduję w domu. Kolejna syta akcja za nami, no kolega jeszcze "sytą" kolację zaliczył
