- Przepraszam bardzo, czy mógłby mi pan zrobić zdjęcie?
- Oczywiście.
- Tylko ono będzie głupie bo właśnie skompletowałem Koronę Gór Polski i mam tutaj taką wisienkę
- O, to gratuluję. A ile jest tych gór?
- 28
- I ile to panu zajęło?
- Właśnie dokładnie nie pamiętam, ale na pewno ponad 20 lat.
- Łłeeeeeee....
Wiśnia jest wiśnia

Ileż to już razy to przeżywałem. Cały tydzień telefonów, smsów, patrzenia na prognozy pogody... W Tatrach raczej lipa. W piątek zdecydowałem, że jadę w Gorce – jedyne pasmo górskie w Polsce, po którym nigdy wcześniej nie chodziłem.
Pierwotny plan zakładał albo zerwanie się w nocy, wyjazd i wyjście w góry prosto z auta, albo spanie w samochodzie. Stwierdziłem, że p...ę. Nie chce mi się. A może za stary już jestem i robię się wygodny. Znajduję jakąś kwaterę w Ochotnicy Dolnej w pobliżu startu mojego szlaku i w piątkowy wieczór melduję się na miejscu, słuchając po drodze relacji radiowej z meczu Brazylia – Belgia.
Sobotni poranek jest wyjątkowo ciężki. Nie chce mi się. O dziwo, nie chce mi się iść w góry. Praca, remont salonu, pewnie brak snu. Motywacja jest słaba. Ale wiem, że jak nie pójdę to potem będę żałował i czuł się jeszcze gorzej.
O szóstej melduję się koło kościoła gdzie zaczyna się szlak na Lubań. Pogoda dobra do chodzenia, ale do podziwiania widoków nie za bardzo. Po jakimś czasie po przeciwległej stronie doliny, z której wyszedłem widzę wieżę widokową. To chyba będzie Gorc... Ale daleko. Ja mam tam dzisiaj dojść?
Wycieczka początkowo bez historii, idę dość żwawo, w pewnym momencie mylę szlak i zaczynam trawersować zboczę Lubania. No tak, okazało się, że przegapiłem znaczek na rozstaju dróg. Tracę 10 minut. Ostatnie podejście na górę stromo po kamieniach. Na szczycie melduję sie po 1h20 zbijając czas mapowy o połowę.
Widok z wieży na Lubaniu na zachód. Za chwilę będę tamtędy biegł

Żałuję, że przejrzystość powietrza jest tak marna. Panorama stąd musi być kapitalna! Ledwo widzę zarys Pienin i Beskidu Sądeckiego. Po przeciwnej stronie długi grzbiet Lubania ginie we mgle. O Tatrach można pomarzyć. Kiedyś tu jeszcze przyjdę. Najlepiej zimą albo na wschód słońca. Albo na zimowy wschód słońca.
Jem śniadanie na wieży widokowej, ale przegania mnie z niej wiatr. Schodzę. Do Przełęczy Knurowskiej znaki pokazują 3:45. O k... 4h mapowo po lesie bez żadnych punktów widokowych czy charakterystycznych miejsc albo wierzchołków. Toż ja psychicznie tego nie wytrzymam. Poprawiam plecak i zaczynam biec. I takim marszobiegiem pokonuję sobie kolejne kilometry. Góra dół góra dół góra dół...
Jedynym ciekawszym miejscem podczas tych 14 kilometrów jest stacja turystyczna Studzionki. Miła okolica. W końcu po jakichs niespełna dwóch godzinach od Lubania docieram na Przełęcz Knurowską. Stąd mam jeszcze kilka kilometrów lasu i dalej powinno być ciekawiej. No i tabliczki wreszcie pokazują na Turbacz a nie na Przełęcz Knurowską.
Jakoś pół godziny przez Kiczorą wchodzę na kilka widokowych polan. Pogoda poprawiła się nieco w międzyczasie i chmury lekko sie podniosły. Widzę wieżę na Lubaniu daleeeeko na wschodzie. Niesamowite że w kilka godzin można pokonać pieszo taki dystans. W tym miejscu wrażenia estetyczne psują trochę jeżdżący w tę i z powrotem motokrosowcy. Won ze szlaków i won z parku narodowego!
Za Kiczorą jeszcze kilka chwil w lesie i wychodzę na Halę Długą z widocznym schroniskiem. Ludzi jest w tej okolicy już sporo więcej. Tatr niestety nie widać. Omijam schronisko i idę prosto na Turbacz. Dotykam obelisku. Mija 5 godzin od wyjścia z Ochotnicy.
...
28 z 28miu. Pomijając kompletność lub prawidłowość tej listy – jestem zdobywcą Korony Gór Polski według oficjalnego spisu wierzchołków. Wyciągam z plecaka wiśnię...
...
Schronisko na Turbaczu jest ładne, dużo i bardzo zatłoczone, przynajmniej w tamtej chwili. Zamawiam obiad, potem szarlotkę, kawę, przeglądam sobie mapę. Zastanawiam się co robić dalej. Pierwotnie miałem iść jeszcze na Gorc, ale 30km jest już w nogach. Hmmmm... Pora jest wczesna. Idę.
Do Kiczory powrót tą samą drogą, potem odbijam zielonym szlakiem na Jaworzynę Kamienicką. Po kilkunastu minutach wychodzę na polanę i... zbieram szczękę z ziemi. Widok z tej polany na Mogielicę, Gorc, Lubań i wszystko inne dookoła jest po prostu fenomenalny. Siadam koło kapliczki na ławce a czas mija.
Z Jaworzyny Kamienickiej na Gorc

Na Gorc mam jeszcze kawał drogi, tabliczkowo 2h. Znowu w lesie. Znowu trochę sobie podbiegam, zatrzymując się co jakiś czas na widokowych polanach. Wreszcie czuję klimat Gorców. Mam poczucie, że wydolnościowo radzę sobie nadspodziewanie dobrze. Właściwie w miarę upływu czasu szło/biegło mi się coraz lepiej.
W końcu docieram do wieży widokowej na Gorcu. Patrzę na stojącą daleko ode mnie wieżę na Lubaniu. Patrzę na polany pod Turbaczem. Ładny kawał.
Teraz już tylko zejście do Ochotnicy. W pewnym momencie zaczepia mnie kilkunastoletni chłopak pytając czy widziałem gdzieś jego ojca. Ktoś tam faktycznie wcześniej zbierał jagody przy szlaku.
- Mój ojciec jest pierdołowaty i często muszę na niego czekać.
- Może chcesz do niego zadzwonić, dam ci swój telefon.
- Nieeee, byłby zły że się o niego martwię...
No dobra. Schodzimy razem do wsi, ja potem biegnę jeszcze po samochód. Cała wycieczka zajęła mi 11,5h brutto. 49,4km i 2055m podejść. Nieźle. Godna wycieczka jak na zakończenie KGP.
Wracam na moja kwaterę i rozmawiam serdecznie z miłymi gospodarzami. Od słowa do słowa okazuje się, że czasem karmią tu turystów. A to ja poproszę jak można! Nie będę wp.lał szprotki z puszki jeśli można zjeść porządnie. Po chwili przede mną ląduje micha pysznego bigosu oraz talerz pierogów. Czuję się po tym jak młody bóg. Kończę wiśnię i zasiadam przed telewizorem z dwoma wcześniej kupionymi piwami. Chorwacja – Rosja to miłe zakończenie wieczoru.
Był taki pomysł żeby jechać na niedzielę w Tatry, ale okazało się że musiałbym jechać sam. W góry bym jeszcze poszedł ale jechać samochodem rano dodatkowe 100km przez góry a potem wracać prawie 450km do domu. Nie chce mi się. Po prostu mi się nie chce. To chyba jednak starość. A może dojrzałość? Gorce też są piękne i zasługują na trochę więcej niż jedną wycieczkę. Idę w Gorce!
Rano wstawało się jeszcze gorzej niż w sobotę. W końcu zwlekam się chyba dopiero po 7 co jak na moje górskie wyjścia jest porą bardzo późną. Żegnam się z gospodarzami kwatery, świetni ludzie, polecam Kwaterę u Anny, Skrodne, Ochotnica Dolna. Jadę w kierunku Mszany i zostawiam samochód w Rzekach. Wybieram żółty szlak na Kudłoń.
Szlak podrywa się ostro jeszcze w Rzekach i szybko wyprowadza na widokową Jaworzynkę. Kilka razy mijam się z dość potężnie wyglądającym gościem. Miał dobre tempo i niezłą „żyłę” na łydkach. W końcu zaczynamy gadać. Łukasz okazuje się super gościem i spędzamy razem pół dnia w górach dyskutując na tematy od Gór Rodniańskich przez patenty co robić kiedy sen morzy podczas prowadzenia auta po stosunki polsko-ukraińskie.
Z Jaworzynki na północ

Takie cuda spotyka się wędrując szlakiem z Rzek na Kudłoń

Polana pod Gorcem Troszackim

Tymczasem wychodzimy na polanę przez Gorcem Troszackim. Cholera... Są takie chwile w górach... Rok temu przeżyłem taki moment w Alpach Julijskich na Razorze. Ujrzałem taki widok, że zachwyt po prostu rozwalił mnie na małe kawałki. Szlak łagodnie schodzący wzdłuż sporej polany i następnie wznoszący się leniwie przeciwległym stokiem, po lewej stronie drewniany szałas, tuż koło niego gęsto upstrzona owocami dorodna jarzębina. Piękno w najczystszej postaci. Dla takich chwil właśnie są te wszystkie przejechane kilometry i nieprzespane noce.
Mijamy urokliwe miejsce i przez Kudłoń, Przełęcz Borek docieramy do Czoła Turbacza, a następnie do schroniska. Tym razem było sporo mniej ludzi niż dzień wcześniej. Jemy obiad i po pół godzinie jesteśmy gotowi do powrotu.
Widok ze skrzyżowania pod Czołem Turbacza na północ/zachód

Początkowo tą samą drogą. Pod Czołem Turbacza idziemy na chwilę szlakiem niebieskim aby zobaczyć panoramę na północny zachód. Gdzieś z boku pojawiła się też Babia Góra. W niedzielę widoczność była sporo lepsza. W początkowej części dnia było nawet widać Tatry, ale potem znów je zakryło.
Wracamy na Przełęcz Borek i stamtąd już prosto w dół do Rzek. Tam kończymy wycieczkę i się żegnamy. Bilans dnia drugiego to 27km i 1000m podejść, czas 6,5h brutto. O 18 jestem z powrotem we Wrocławiu. Nie żałuję że nie pojechałem w Tatry.