Zostaliśmy sami. W związku z tym ja przejąłem obowiązki przewodnika. Ukochana odespawszy romantyczny grzbiecik była chętna na wycieczkę, ale postawiła kilka warunków:
- dużo otwartych przestrzeni
- ładne punkty widokowe
- bez chodzenia góra-dół-góra-dół
- chaszczowanie co najwyżej lekkie
Nie znając tych stron zupełnie oczywiście zapewniłem ją, że właśnie taką trasę zaplanowałem. Po prostu przyjąłem wariant optymistyczny

Podjechaliśmy do Poráča. Zaparkowaliśmy w tym samym miejscu co pierwszego dnia i udaliśmy się na pobliską górkę Vysoký vrch (974).
Tak, taka sama nazwa jak zarośnięty punkt widokowy, z tym, że ten był łąkowy i otwarty.
Zobaczyliśmy zamek Spišský Hrad, nad miejscowością, gdzie mamy noclegi.
Zobaczyliśmy dość wyraźnie Tatry. Tego dnia przejrzystość była całkiem zadowalająca.
Wyruszyliśmy grzbietem w kierunku wschodnim. Początkowo bez szlaku.
A potem niebieskim szlakiem, który prowadzi górą równolegle do Poráčskiej doliny. Jednak dość daleko od jej krawędzi, więc widoków na dolinę nie oferuje.
Jesień oczywiście była.
Jakieś tam widoki również.
Mój plan zakładał porzucenie szlaku, zejście niżej nad krawędź doliny i podziwianie jej z punktów widokowych. Były na to średnie szanse. Z mapy wynikało niewiele, a z rekonesansu jaki mieliśmy 2 dni wcześniej wynikało, że może być ciekawie... w sensie trudno. Cieszyliśmy się więc z pierwszej dość marnej vyhliadki jaką znaleźliśmy.
Tobi również podziwiał.
Zgodnie z przewidywaniami następne jakoś się nie pojawiały. Stwierdziłem, że trzeba zejść dużo niżej, gdzieś tam muszą przecież być.
Tą najfajniejszą prawie minęliśmy, ale coś tam wypatrzyłem miedzy drzewami, puściłem się na zwiady i jak się okazało, że bingo, to zawołałem Ukochaną.
Mocny punkt widokowy. Długo tam siedzieliśmy.
Poráčska dolina w całej okazałości.
A potem szliśmy górą wzdłuż długiego urwiska skalnego i punktów widokowych było dużo.
Miejscami przebijaliśmy się przez las.
A potem znowu nagroda.
Ostatnia vyhliadka na wylot doliny.
Byliśmy w pełni usatysfakcjonowali. Kolejnym etapem było zejście do doliny. Na mapie była zaznaczona droga, która o dziwo wystąpiła również w terenie.
Wracamy dnem doliny w kierunku Poráča.
Moglibyśmy tak dojść do auta, ale powtórzylibyśmy spory fragment trasy z pierwszego dnia. Odbijamy więc bezszlakowo na południe, przebijamy się podejściem przez las i wychodzimy na wielkie łąki.
Zaatakowały nas kanie w dużych ilościach. Przywieźliśmy je do Polski jako łup

Trochę nam zeszło. Piękny zachód, ale do celu jeszcze daleko.
Plan był taki, żeby wrócić zielonym szlakiem, ale z powodu zmierzchu wymyśliłem skrót bezszlakowy - okazał się dobry. Czołówek nie użyliśmy.
Dzień wykorzystany na maxa - to lubię
C.D.N.