Opisze Wam wycieczkę w wyniku której staram sie nie oceniać ludzi w górach po wyglądzie

Sytuacja 1 : Kiedyś w drodze na Giewont, widziałam panią z dzieckiem, wystrojona była w gore i inne cuda. Już po kawałku podejścia niebieskim szlakiem z Hali Kondratowej pani była zziajana (przyznam sie że ja chyba też

) a dziecko odmówiło współpracy i domagało sie natychmiastowego powrotu do domu. Pani powiedziała synkowi, że muszą iść w górę bo jakaśtam ciocia tu była, więc wstyd jakby oni nie weszli, a poza tym synek zrobiłby jej zdjęcie na szczycie, pod krzyżem, żeby mogła je pokazać cioci by ta zobaczyła jaki nasza bohaterka ma profesjonalny ubiór.

Sytuacja 2: Giewont, łańcuchy. Trochę przede mną pani w foliowym płaszczyku i strasznie ślizgających sie po mokrej skale adidasach. Jakiś pan widząc poczynania turystki radzi jej, by zrezygnowała. Pani powiedziała wtedy takie mądre zdanie "Nie proszę pana, może to wydaje sie głupie ale ja bardzo chcę tam wejść, nie wiem dlaczego ale chcę" *
Gdyby nie to zdanie, pewnie zaczełabym myśleć o turystach, którzy prosto z Krupówek przenosza sie w gory etc. Patrząc na niektórych ludzi możemy mieć o nich podobny osąd, lecz ja bardzo bym chciała, nim dojdzie do krzywdzących uogólnień, postarać się zobaczyć "nastawienie" ludzi do gór, nie jest to na pewno łatwe a wręcz często jest niemożliwe, ale nie wiem, może ja mam jakieś dziwne zaburzenia (a jak czytam ten parapsychologiczny bełkot mojego autorstwa to mam wrażenie ze tak jest

) ale czasem widzę u kogoś taki błysk w oku, zaangażowanie, to "coś"

Życzę sobie i Wam abyśmy potrafili i mieli chęć takie rzeczy dostrzegać.
Wiem, bełkot straszny stworzyłam, nie bijcie
*czy coś w tym stylu