Forum portalu turystyka-gorska.pl

Wszystko o górach
portal górski
Regulamin forum


Teraz jest Cz mar 28, 2024 12:58 pm

Strefa czasowa: UTC + 1




Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 140 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5  Następna strona
Autor Wiadomość
PostNapisane: Pt cze 28, 2019 10:46 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
Obrazek

7 czerwca Wołosate - Ustrzyki

Marzyłem o tym szlaku od zawsze. Przechodziłem fragmenty, próbowałem przejść całość i zawsze coś szło źle. Teraz też. Ale jakoś udało się przekonać otoczenie i pokonać przeszkody. Decyzja zapadła. Próbuję po raz kolejny.
Ostatnią przeszkodą do pokonania było dotarcie na miejsce startu. Okazało się, że mamy do odebrania w firmie w Rzeszowie auto po które trzeba jechać. Z Rzeszowa do Wołosatego nie jest już tak daleko. To też skorzystałem z okazji i w towarzystwie dwóch koleżanek ruszyłem w Bieszczady.
Kierowałem przez całą noc, taka karma i 7 czerwca o 5.45 wyruszyłem na szlak.

Obrazek

Pierwsze kroki
Obrazek

Wiary, że go przejdę było we mnie tyle co kot napłakał, ale pomyślałem, że co przejdę to moje. Od początku przyjąłem żelazną zasadę, że max 45 minut idę a potem 10 – 15 minut odpoczynku od plecaka. Stąd czasów mapowych to raczej nie robiłem.
Szlak prowadzi z Wołosatego na Przełęcz Bukowską, potem Krzemieniec, Halicz, Przełęcz pod Tarnicą i Szerokim Wierchem schodzi do Ustrzyk. Było chłodno, pochmurnie, klimatycznie.

Halicz
Obrazek

I ciąg dalszy
Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na zejściu zaczął padać deszcz, ale lekko. Około 15 byłem na dole. Na jakimś kiosku był baner z telefonem do kwater, zadzwoniłem i dostałem takie małe mieszkanko naprzeciwko budynków Straży Granicznej.

Mój pierwszy domek
Obrazek

Zjadłem coś i poszedłem się poszwendać. Okazało się, że w schronisku Kremenaros też spokojnie miejsca by się znalazły. Mieli nawet telewizor, więc i mecz Polska – Macedonia obejrzałem.
Niby wszystko fajnie, ale to było tylko 22 km. Mało.

8 czerwca Ustrzyki - Kalnica

Drugiego dnia już nieco wypoczęty i pełen animuszu obudziłem się o 4 i po szybkim śniadaniu około 5 rano ruszyłem na szlak.

Obrazek

W sumie kolejne dni wyznaczał ten sam rytm. Pierwszym zdziwieniem był fakt, że mimo ciepłych nocy i upalnych dni wyprana odzież nie schnie. Wykręcanie wody z ubrania to jednak nie to samo co odwirowanie w pralce automatycznej. Skarpety nadziewałem na przytroczone do plecaka kijki, a koszulkę rozwieszałem na plecaku. Wyglądało może dziwnie, ale skuteczniejszego sposobu nie znalazłem.
Był to pierwszy naprawdę upalny dzień. Wyżej w górze było chłodniej, zawsze pomagał trochę wiatr, ale na dole zwłaszcza przy podejściach pot lał się strumieniami.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trasa Ustrzyki – Połonina Caryńska, potem zejście do Brzegów. Tam zwiedziłem klimatyczny cmentarz i trochę posiedziałem.

Obrazek

Obrazek

Było nawet pusto. Ludzie pojawili się dopiero na drugiej Połoninie, Wetlińskiej i w okolicach Chatki Puchatka. Uzupełniłem tam zapas płynów znacząco zwiększając wagę plecaka.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Na zdjęciu widoczni miłośnicy tenisa, o których poniżej
Obrazek

Potem ścieżka wiodła granią aż do Smerka i szło się w tłumie jak na Morskie Oko. Na Smerku podczas dłuższego postoju obserwowałem dwóch gentelmanów – miłośników tenisa. Oglądali, każdy na swoim smartfonie mecz Novaka Djokovica. Potem podczas zejścia również. Aż do chwili, gdy jeden z nich koncertowo poleciał na bieszczadzkim błocie. Oj bardzo on się ubrudził… Transmisja została przerwana, ale nie zrobiło się przez to ciszej. Przekleństwa i bluzgi towarzyszyły mi jeszcze z godzinę, zanim ochłonęli. Siedli na jakimś pniu i dokończyli oglądanie.
Do asfaltu prowadzącego do wsi Smerek doszedłem około 17.

Obrazek

W domu przygotowałem sobie listę potencjalnych noclegów. Wykonałem kilka telefonów, ale była to sobota i wszystko było pozajmowane. Gdzieś czytałem o schronisku w Kalnicy. Znalazłem więc w internecie telefon i zadzwoniłem. Pani stwierdziła, że miejsce i owszem ma. Może tam podjechać za 45 minut i mnie wpuścić. To ja na to, że podejdę sobie jeszcze do Smerka do sklepu i kupię coś do jedzenia. Słyszałem lekkie zdziwienie w jej głosie, ale pomyślałem, że dziwi się że chce mi się jeszcze gdzieś iść.
Poszedłem, kupiłem, znowu zwiększyłem wagę plecaka. Szczęściem w Bieszczady też powoli wkracza cywilizacja i udało się załapać na busa, który za bodaj 2 zł zawiózł mnie pod samo schronisko. Wysiadłem z busa w Kalnicy i zrozumiałem zdziwienie Pani, bo po sąsiedzku ze schroniskiem był sklep spożywczy. Otwarty, zaopatrzony i w ogóle… No nic.
Ja mam uczulenie na schroniska, na spanie wśród obcych ludzi. W sali grupowej nie zasnę i koniec. Choćbym nie wiem jak był zmęczony. Dlatego targałem ze sobą namiot i dlatego dzwoniąc do Pani ze schroniska tłumaczyłem jej, że nas jest dwóch i chcemy pokój dwuosobowy, a ten drugi to kiedyś przyjdzie i takie tam.
I znowu niespodzianka, bo w schronisku byłem sam. Kompletnie. Pani przyjęła 25 zł, zameldowała, pokazała jak rano zamknąć lokal i pojechała.
I znowu ten sam schemat. Miałem minimalną ilość odzieży. Najpierw więc szybko pranie, rozwiesić żeby jak najwięcej wyschło. Potem jedzenie, pakowanie na rano, żeby sprawnie ruszyć i dopiero odpoczynek. Cały ten proces, również powtarzany codziennie zajmował około 1,5 h. W dni słoneczne, bo jeśli mnie zmoczyło i dochodziło ekspresowe suszenie odzieży to potrafiłem się suszyć do północy i dłużej. Ale na razie wszystko szło w miarę sprawnie. Tyle, że był to 46 km trasy. Wciąż mało. Urlop miałem do 24 czerwca i wiedziałem, że w tym tempie nie zdążę.

9 czerwca Kalnica - Rabe

W pełni świadomy upływu czasu, a braku przebiegu znów o 5 ruszyłem w drogę. Teraz czekały mnie te „drugie” mniej cywilizowane Bieszczady. Droga ze Smerka w górę to już bieszczadzka glina pierwszej klasy. Było parno, mokro, wilgotno, ślisko itp. Choć wyżej w górze pochmurno i chłodno.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Między Fereczatą a Okrąglikiem dogonił mnie młody chłopak. Opowiadał, że drugi raz jest w górach. Chciał pochodzić to pierwszy raz pojechał w Beskid Niski, teraz w Bieszczady. Tak sobie stopniował trudności. Wczoraj burza dopadła go na Połoninie więc rozbił namiot i tam spał. Nie ukrywam, że chłopak mnie zmotywował. Do tej pory jakoś na nocleg szukałem cywilizacji, teraz pomyślałem, że będę szedł do upadłego i gdzie dojdę tam spać będę. Oj – jaki to był głupi pomysł ! Ale nic to.
Na Jaśle całym w chmurach też ze trzy namioty budziły się dopiero do życia. Zszedłem do Cisnej zjadłem, odpocząłem, zrobiłem zakupy.

Obrazek

. Upał już był na całego. Mimo popołudniowej pory minąłem bacówkę pod Honem gdzie w pierwszej wersji chciałem spać i zacząłem podejście pod starym wyciągiem. W upale i z plecakiem takie ostre podejścia męczyły okrutnie, ale jakoś poszło. Potem długa droga przez las granią Wysokiego Działu. Góra dół, góra dół i tak kilka godzin. Wypatrzyłem na mapie, że na przełęczy Żebrak jest zaznaczone pole namiotowe i tam chciałem dotrzeć na noc.
Do plecaka miałem przytroczony dzwoneczek, który miał obwieszczać moje nadejście dzikim zwierzętom, bo ludzi na tym odcinku spotkałem dwóch. No i dobrze, że w pewnym momencie podniosłem głowę żeby się rozejrzeć bo potknąłbym się o niedźwiedzia. Stał na ścieżce kilka metrów ode mnie i patrzył zdziwiony równie jak ja. Telefon miałem w plecaku, ale i tak nie zrobiłbym zdjęcia. Sparaliżowało mnie. Chwilę tak na siebie patrzyliśmy, po czym niedźwiedź mając mnie kompletnie w nosie zaczął sobie coś tam dłubać. W każdym razie odejść zamiaru nie miał żadnego. Mój odwrót też nie wchodził w grę, bo wracać mi się nie uśmiechało, a obejść go z plecakiem to też nie bardzo.
Zdobyłem się na odwagę i nieśmiało zacząłem tupać i dzwonić dzwoneczkiem. Znów znieruchomiał i patrzył. No to złamałem z trzaskiem kilka gałęzi, też bez efektu. Nie wiem ile to trwało, pewnie nie długo, ale dla mnie bardzo długo. Nie było wyjścia. Walnąłem do niego przemowę w stylu:
- Słuchaj niedźwiedź ja muszę iść weź no idź sobie gdzie indziej – i takie tam bzdury. Na głos zareagował. Odwrócił się dostojnie i pokazał jaki ma śmieszny ogonek. Odszedł, ale tak tempem spacerowym. Jemu też pewnie było gorąco. Teraz to się lekko pisze, ale zorał mi psychikę kompletnie.
Zacząłem dzwonić dzwoneczkiem i śpiewać na cały głos. Jak na złość po kilku chwilach spotkałem parę młodych ludzi, którzy popatrzyli na mnie jak na idiotę. Opowiedziałem im swoją przygodę i wtedy spojrzeli jakoś przyjaźniej dopiero. Poradziłem żeby głośno rozmawiali i się rozeszliśmy. Do przełęczy Żebrak dotarłem więc śpiewająco.

Obrazek

Całe to niby pole namiotowe to leśny parking wysypany żwirem i wiata. Bez dostępu do wody. Spać w takim miejscu w namiocie wiedząc, że niedźwiedź jest nieopodal to ja takich jaj nie mam. Poszedłem drogą w dół. Dwa kilometry dalej była studencka baza Rabe. Doszedłem tam około 20h. Była pusta. Trochę zrobiło mi się raźniej. Na skraju bazy pod lasem stała chatka, okazało się że otwarta. Uff… no to kamień z serca. W chatce świeczki, woda w bańkach i miejsca do spania. Trzeba było tylko wytłuc ogromniaste mrówki.

Obrazek

Obrazek

Przez całą noc po dachu biegały jakieś nocne stworki, po podłodze też, ale było komfortowo. Fenomenalna sprawa, że dobrzy ludzie pomyśleli o takich jak ja i nie zamykali tego domku.
Byłem na 76 km szlaku.

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Ostatnio edytowano Pt cze 28, 2019 11:11 pm przez TataFilipa, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pt cze 28, 2019 11:11 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): N mar 09, 2014 2:19 pm
Posty: 3046
TataFilipa napisał(a):
Mało.


No faktycznie! Klikając w relację nastawiłem się na więcej. Nie dozuj tak po troszeczku :)

Swoją drogą, Gratulacje! Jesteś Przeujem! :mrgreen:


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So cze 29, 2019 12:06 am 
Uzależniony ;-)
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Pn kwi 11, 2011 9:25 pm
Posty: 1493
Lokalizacja: W-wa
spotkanie z niedźwiedziem:
Cytuj:
Zdobyłem się na odwagę i nieśmiało zacząłem tupać i dzwonić dzwoneczkiem.

:D

_________________
Nutko moja
https://www.youtube.com/@CarpathianMusicWorld/playlists


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So cze 29, 2019 12:34 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10402
Lokalizacja: miasto100mostów
Właśnie przejechałem trasę Wrocław - Kaszuby ale jak zobaczyłem że jest to musiałem przeczytać.
Zby-chu! Zby-chu! Zby-chu!

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So cze 29, 2019 11:23 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4463
Lokalizacja: GEKONY
Lektura na wieczór do piwa. Dzięki Zbychu :)

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So cze 29, 2019 10:06 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
10 czerwca Rabe - Komańcza

Gdybym miał wskazać dzień, który był jakiś najmniej pełen przygód czy wrażeń to wskazałbym właśnie ten. Nie dlatego, że było nieładnie czy monotonnie. Chyba po prostu przygoda z niedźwiedziem przysłoniła wrażenia.
Wyszedłem z chatki dość późno, bo o 7.30. Bałem się wcześniej mówiąc wprost. To był poniedziałek, przejechały drogą ze dwie ciężarówki po drzewo. Odezwały się w lesie piły to zrobiło mi się trochę raźniej. Pamiętałem, że w tym roku właśnie w okolicach Chryszczatej niedźwiedź kogoś mocno poharatał i wyobraźnia podpowiadała krwawe wydarzenia z moim udziałem.
Słońce paliło tak, że o 8 rano asfalt był miękki. Wiadomo, że potem mogło tylko mocniej. Doszedłem z powrotem do przełęczy, włączyłem muzykę na telefonie i głośno śpiewając Kaczmarskiego ruszyłem w las. Żal mi było, bo okolica piękna przecież i dużo historii z I wojny światowej tam się działo.

Obrazek

Większość szlaku to taka często zarastająca ścieżka
Obrazek

Dość szybko dostałem się na Chryszczatą i potem w dół.

Obrazek

Myślę, że dość dobrze dobrałem termin wyprawy bo pierwszą rodzinę na spacerze spotkałem w okolicach Jeziorek Duszatyńskich. I sumie tego dnia tyle. Siedząc nad jeziorkami wyobrażałem sobie panikę ludzi z Duszatyna, którzy tak się przestraszyli osuwającej się góry, że w panice uciekli do Perełuk i już nigdy nie wrócili do swoich domów. Oni naprawdę musieli być przerażeni, przecież nikt nie porzuca swojego domu ot tak.

Obrazek

Jeziorka oczywiście bardzo ładne, ale wkrótce las się skończył i w okrutnym słońcu najpierw szutrową drogą, a potem asfaltem wędrowałem w stronę Perełuk. Na mapie takie odcinki wyglądają niewinnie, ale kiedy nie ma plamy cienia tylko idzie się jak po patelni każdy krok jest udręką.

Obrazek

Wyznaczałem sobie odcinki – jeszcze do tamtego słupa, jeszcze do tego zakrętu itp. Potem przez wieś było już łatwiej. Coś się działo, to ktoś patrzył zdziwiony z progu domu, to owieczki się pasły. Urozmaicenie jakieś było. Dowlokłem się koniec końców do mostu na Osławie. Tam dumnie go przekroczywszy opuściłem Bieszczady. Nie doszedłem w czasie swoich dotychczasowych prób tak daleko, toteż uśmiech zadowolenia spowił moją zmęczoną gębę.

Opuszczamy Bieszczady
Obrazek

Osława - rzeka, która cieszyła
Obrazek

A jak się odwróciłem to takie coś

Obrazek

I kiedy byłem taki z siebie zadowolony i dumny nie zauważyłem, że szlak skręca w prawo w las i wiedzie wprost do Komańczy. Poszedłem dalej szosą i zafundowałem sobie jakieś 8 km dodatkowego marszu, bo mi się już nie chciało wracać jak się połapałem.
W Komańczy kiedy udręczony do niej dotarłem znalazłem sklep i dwa litry płynu przyjąłem w gardło w kilka chwil. Jak sklep to zakupy, jeszcze litr isotonica na drogę. Zapytałem w sklepie czy można gdzieś coś zjeść, ale pani stwierdziła, że dopiero koło klasztoru. No to poczłapałem w stronę klasztoru.
Nawet zdjęć z tego dnia mam niewiele. Raz, że marsz z głośną muzyką wyczerpał baterię w telefonie, a dwa, że upał odbierał całą energię i skupiałem się tylko na tym, żeby iść. W końcu pojawiła się biało czerwona strzałka i szlak skręcił z głównej drogi. Przeszedłem pod torami kolejowymi i wszedłem w zacieniony teren. Nie wiem czemu, ale nie znalazłem starego schroniska, tylko jakieś nowe świeżo otwarte.

Obrazek

Było koło 16 więc chciałem skorzystać z okazji i zjeść coś porządnego. Niefart był taki, że tuż przede mną weszła kilkunastoosobowa damska wycieczka. Nie powiem śliczne wszystkie i fajnie popatrzeć, ale jak zaczęły zamawiać to zrozumiałem, że utknąłem. Dopchałem się do schabowego po godzinie. Zjadłem i nie było sensu iść dalej. Pokoje były dostępne, oprócz mnie spał tam tylko jeszcze jakiś chłopak, ale mało kontaktowy.
Znowu szybkie pranie i zdziwienie. Bo dookoła budynku biegł taras, ale wyjście na ten taras miał tylko jeden pokój. Bez sensu kompletnie. Wyskakiwałem zatem przez okno.
Widziałem w kolejce zniesmaczone miny miłych pań i czułem sam w jakim jestem stanie po dwóch dniach bez prania. Koszulka była biała od potu. Dlatego tam właśnie podzieliłem ciuchy na wersję bojową, którą nosiłem w czasie marszu i taką wyjściową, którą zakładałem na czas szukania kwatery, albo przejścia przez miejsca gdzie można gdzieś wejść sklepy, restauracje z obiadem.
Okazało się to bardzo dobrym rozwiązaniem.
Szans na obejrzenie meczu Polska – Izrael w Komańczy nie było, ale obejrzałem na telefonie. Sprawdziłem prognozy, apogeum upału a jutro czekał mnie dzień bez większych szans na wodę.
Na koniec opowieści o tym dniu, naszła mnie tam taka myśl i to faktycznie się sprawdzało. Dawniej ludzie podróżując nie jedli trzech posiłków dziennie. Docierali na wieczór do karczmy, jedli dużo, o świcie ruszali dalej. I to tak jest. Jadłem w Cisnej, potem jakiegoś niedobrego liofa wieczorem w bazie Rabe i dopiero po południu dnia następnego w Komańczy. Nie byłem głodny w czasie dnia. Miałem zawsze jakąś czekoladę, batona, cukierki owocowe, które ssałem żeby nie chciało się pić. I to wystarczało, siła była. Tak było w czasie całej wędrówki.
Komańcza jest na 94 km trasy.

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: So cze 29, 2019 11:51 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
11 czerwca Komańcza - Rymanów Zdrój

O ile poprzedni dzień nie został zapamiętany najlepiej, to ten na pewno był najpiękniejszy. Tradycyjnie od 5 rano w drodze. Najpierw przez las, na luzie bo przecież tu już nie ma niedźwiedzi. One są w Bieszczadach. Pełno w błocie śladów jeleni, wilków. Grzybów pełno prawdziwki jak dłonie. Zdjęcia robię żonie wysyłam. I nagle znowu mi przez drogę misiek idzie !!! No to nie fair – miało już ich nie być. Misiek widać słaby był z geografii. Ale ten to tak wyszedł na drogę, nie zauważył mnie. Przeszedł drogą kilka metrów tyłem do mnie i zniknął w lesie po przeciwnej stronie.

Obrazek

No jak tak, no to dobra. Takie przygody są fajne. Szlak wkrótce wyprowadza z lasu na łąki. Walachowski Wierch to się nazywa. I przez te łąki przeplatane lasami ciągnie na Tokarnię i w dół w doliny do Puław. I te łąki są przepiękne, bajeczne. Tam konia mieć i nim jechać. Oj serce wyło. Zachwycające normalnie. Teraz te trawy były niskie, ale byłem tam 7 lat temu i szliśmy wśród traw spośród których wystawały nam tylko głowy. Ludzie chodzą na połoniny i się zachwycają. W te rejony trafiają tylko ci idący GSB, nikt inny tam nie chodzi. Kompletnie nie wiem dlaczego.
Muszę tam kiedyś pojechać jesienią. Poza łąkami i lasami wsie opuszczone, zostają po nich najczęściej cmentarze, studnie, drzewa owocowe. Cisza, spokój i piękno.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

To był także dzień kiedy spotkałem sporo ludzi, którzy szli GSB tyle, że wszyscy w odwrotnym do mojego kierunku. Pierwsza była dziewczyna, która szła samotnie. Robiła krótkie odcinki bo spała w Chacie w Przybyszowie i kolejny nocleg planowała w Komańczy.
Potem dwóch chłopaków chyba ze Śląska. Dużo opowiadali o błocie i komarach w Beskidzie Niskim. Jeszcze jedno małżeństwo i jeszcze jedną samotną starszą Panią. Wszyscy pozostali spali w Puławach i opowiadali zachwyceni o Chacie Kasi w Wołowcu – taka agroturystyka. Bardzo źle zaś wszyscy odebrali bacówkę w Bartnem. Opowiadali, że gbur obsługuje i bardzo nie miło. I oni mnie o jedzeniu i błocie, a ja ich straszyłem niedźwiedziami. Zazdrościłem im wtedy, że tak niewiele im zostało.
Jakoś tak to było, że każde z nich szło osobno, ale dopytywali o siebie więc przez te kilka dni na wspólnych noclegach znajomości zawarli.
Potem przed Puławami spotkałem jeszcze jednego zawodnika, ale ten miał chyba 14 dni na przejście i nie miał czasu nawet pogadać. Musiał być wytrzymały bo miał tak z 200 ml wody jeszcze ze sobą, a czekało go męczące przejście w skwarze.

Obrazek

Obrazek

Chata w Przybyszowie
Obrazek

Obrazek

Bo grzało okrutnie. Słońce nagrzało trawy, owady przyklejały się do spoconego ciała. Wodę trzeba było oszczędzać. Między Komańczą a Puławami był jeden strumień. Nabrałem tam wody, ale żółta była, brudnawa i w normalnych warunkach na pewno bym jej nie pił.
Całe przejście przez masyw Tokarni to było marzenie o zimnym napoju. Jakimkolwiek. Wyobrażałem sobie Pepsi, Mirindę, Schweppesa i Cofolę z lodem w oszronionej szklance. Obsesyjnie.

Widok z Tokarni
Obrazek

Obrazek

Kiedy schodziłem do Puław mijałem pasące się krowy, które miały poidła na pastwiskach i mocno się zastanawiałem czy się pod te poidła nie podłączyć. W Puławach nie ma sklepu, taki urok właśnie Beskidu Niskiego, ale przy wyciągu narciarskim była otwarta restauracja. Z klimatyzacją !!! Jaka to była przyjemność siedzieć tam i pić. Jeść nie miałem siły.
Z Puław podążyłem do Wisłoczka, gdzie chciałem spać w bazie studenckiej. Wtedy po raz pierwszy postraszyła mnie burza. Zbierały się chmury, migotały błyskawice, ale udało się dobiec. A burza minęła bokiem i nie padało.

Przełom Wisłoczka
Obrazek

Moje niedoszłe miejsce noclegowe w Wisłoczku
Obrazek

Obrazek

Posiedziałem trochę w bazie, nawet się rozpakowałem do snu. Potem stwierdziłem, że nie ma tam zasięgu, a jest jeszcze wcześnie i poszedłem do Rymanowa Zdroju. O 19.30 byłem w miasteczku.

Ktoś postawił sobie na łąkach nad Rymanowem ławeczkę. Naprawdę na wzgórzu daleko, daleko od zabudowań.
Obrazek

Obrazek

Znalazłem pensjonat, umyłem się wyprałem, zjadłem. I zacząłem suszyć znalezionym na korytarzu żelazkiem.
131 km więc wreszcie jakiś przebieg się pojawił.

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N cze 30, 2019 11:43 am 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
Zbychu, pokłony smsowe czy telefoniczne to Ch j.. Ucałuje te stopy jak się spotkamy

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N cze 30, 2019 1:30 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
Ja bardzo wszystkim dziękuję za dobre słowa. To cholernie miłe, ale bez przesady. To nie był jakiś nie wiadomo jaki wyczyn, dlatego trochę się czuję zażenowany. Nie wiem jak to napisać żeby nikogo nie urazić.
A z relacją idzie tak słabo, bo po takim czasie to trudno jest odzyskać kontrolę nad swoim światem, jeśli to w ogóle możliwe :lol:
Kończą mi kłaść kostkę na podwórku, sprzątania i prac różnych tam jeszcze kupa przede mną. W pracy ogarnąłem, ale ten wyjazd mnie zmienił. Wróciłem, popatrzyłem i to zupełnie nie jest dla mnie. Żyć za coś trzeba, ale nie za wszelką cenę. Przemyślę jeszcze żeby nie działać pochopnie, ale chyba zmienię pracę.

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N cze 30, 2019 2:01 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
Weź nie pier... No weź, weź się przytul

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N cze 30, 2019 3:40 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
Widzę, że powrót z Taterek na luzie. Michał kieruje ? :mrgreen:

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N cze 30, 2019 4:09 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
12 czerwca Rymanów Zdrój - Chyrowa

Przed snem wykonując obowiązkowy przegląd antykleszczowy zauważyłem, że na kręgosłupie zrobił mi się wielki czerwony opuchnięty guz. Podnosiłem plecak jak najwyżej i mocno dociskałem go do pleców wtedy było łatwiej nieść. Widocznie za wysoko i jeden z twardszych jego elementów uciskał kręgosłup. Przestraszyłem się i po raz kolejny myślałem, że to już koniec wyprawy.
Podłożyłem sobie pas biodrowy między plecy a plecak i on zamortyzował newralgiczne miejsce. Bez pasa trudniej było nieść plecak, ale dało się iść dalej. Upał był niemożliwy, a trasa w dużej mierze biegła asfaltem. Opór przed wyjściem na zewnątrz był ogromny. Z trudem pokonałem go około 9 i ruszyłem.
Droga z Rymanowa Zdroju do Iwonicza Zdroju to taka leśna droga niewymagająca. Ot w sam raz dla tamtejszych kuracjuszy. Niecałe 7 km szedłem 3 godziny. 15 minut marszu i 15 minut odpoczynku.

Były trzy altany na tym odcinku. W każdej leżałem.
Obrazek

Obrazek

W Iwoniczu chłodne napoje, lody, jakaś zupka w knajpie. Bardzo ładna miejscowość.

Obrazek

Obrazek

Potem z Iwonicza długi odcinek odsłoniętą szosą do Lubatowej.
Przejście przez wioskę starałem się odbyć płynnie, ale nie dawało rady. Opowiadał mi ktoś o kobiecie, którą pogryzł tam pies i nie mogła iść dalej szlakiem. Przy takim upale nawet psy się mną nie interesowały.

Obrazek

Wreszcie po długiej walce wyłoniła się Cergowa.
Obrazek

Pod kościołem na schodach siedział kolejny wędrowiec GSB ( ich naprawdę można było rozpoznać nawet z daleka ). Podzieliłem ich na dwa typy. Tych co cieszyli się, że widzą człowieka i mogą sobie pogadać. I typ drugi – kompletni samotnicy, którzy najchętniej udają, że ich tu nie ma. Ten był typ drugi. Rzucił krótkie cześć i poszedł.

A ja mocno się zastanawiałem czy wypada pić wodę święconą ?
Obrazek

Cergowa ma z tej strony okrutnie strome podejście. Mówiłem na nią „dzisiejszy morderca”, ale dawała nadzieję na chwilę cienia w lesie i oddech. Droga do tego cienia znacząco się wydłużyła bo na potrzeby zwózki drzewa chyba wyrąbano kawał lasu i powstała kolejna szutrowa droga zakończona wielkim placem.
Podejście na Cergową wykonałem na 6, czyli 6 kroków i przerwa. Z perspektywy czasu oceniam, że pochłonęło mi najwięcej energii na całym szlaku. Pewnie, że głównie z powodu gorąca.

Wstyd z taką klatą, ale gorąco było :mrgreen:
Obrazek

Na Cergowej jest zbudowana nowa wieża widokowa i nawet się zastanawiałem czy na niej nie spać, bo kompletnie nie miałem siły iść dalej. Na ostatnim piętrze wieży siedział chłopak. Chwilę porozmawialiśmy i stwierdził, że źle się czuje. Najpierw mu poradziłem, żeby sobie posiedział w cieniu, wody popił i odpoczął. Ale jak się zachwiał na nogach to myślę nie ma żartów z tym upałem i dzwonimy po GOPR. Wzbraniał się z początku i krępował, ale było widać że z chłopem najlepiej nie jest, to podjąłem decyzję za niego.
Zadzwoniłem, krótko przedstawiłem sytuację, potem z racji, że był przytomny i kontaktowy dałem mu telefon i dalej sam gadał. Stanęło na tym, że przylecą śmigłowcem. No to czekamy, mówię, Ty sobie tu posiedź a ja pójdę na dół zjem coś i wypiję.
Wróciłem do niego po 15 minutach a tu turysta leży na deskach. No to ładnie zabezpieczyłem poszkodowanego – myślę sobie. Rozpocząłem niezdarnie reanimację za pomocą buta, czyli szturchając go lekko. Coś pomamrotał, uff, jakoś to będzie. Szczęściem przyszło akurat kilka osób, wśród nich lekarka, to dalej już było profesjonalnie. Kompresy z mokrych ubrań, badanie pulsu, nogi wyżej.
Śmigłowiec przyleciał z Sanoka. Dalej akcja na zdjęciach, podziw dla chłopaków. Desantowali się pod wieżą, ogarnęli poszkodowanego. Byli z Pogotowia Lotniczego, dwóch Goprowców dojechało jeszcze na quadzie. Najfajniejszy efekt był jak najpierw kroplówkami i zastrzykami doprowadzili go do przytomności, a potem dali relanium. I człowiek w ciągu minuty wpadł w bezdenną błogość. Akurat trzymałem kroplówkę i widziałem tę zmianę na jego twarzy. Wspaniałe.
Ciężko było znieść pacjenta z tej wieży, swoje ważył. Trochę rozluźniłem atmosferę pytając, czy niesiemy nogami do przodu. Potem w takim worku miał bardzo fajny lot. Razem z ratownikiem przypięci do liny, nie byli całkiem wciągnięci do śmigłowca, tylko tak do połowy i polecieli nad drzewami na pobliskie pola. Tam ich śmigłowiec zostawił, wrócił po kolejnego ratownika i dopiero na tych polach spakowali się wszyscy do środka i odlecieli.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trwało to ze dwie godziny, odpocząłem i zdobyłem 1,5l wody, bo ratownicy odciążali plecak poszkodowanego. To poszedłem dalej.

Obrazek

Ona też z cieniem
Obrazek

Kolejnym potencjalnym celem na nocleg była pustelnia św. Jana. Bardzo przyjemne miejsce i chłodne i była woda !!! Myślę, że z 5 litrów w tym dniu to wypiłem, a ja mało piję raczej w górach.

Obrazek

O jaka ta woda była dobra !!!
Obrazek

Było około 19, żal mi jeszcze było dnia. Zastanawiałem się nawet czy nie iść w nocy, ale w dzień przy tych temperaturach to był nie odpoczął. A i pobłądził pewnie.
Zadzwoniłem do schroniska w Chyrowej. Powiedziałem pani, że przyjdę około 23. Ale potem „pobiegłem” bo było już chłodniej i o zmroku dotarłem na miejsce. Znowu w całym wielkim schronisku byłem sam. Pogadałem chwilę z panią administratorką. Nie bardzo mogłem zrozumieć co ona do mnie mówi. To była mieszanka czeskiego, łemkowskiej gwary i polskiego. W końcu po paru minutach do mnie dotarło, że ona jutro kosić będzie kosą spalinową a o 6 wstaje na rower. Była biegaczką czeskiego pochodzenia, która tam osiadła.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Trochę zaczynałem czuć głód, bo nie było okazji zjeść porządnie, ale liczyłem się z tym, że tamte okolice trzeba będzie przebrnąć na wytrzymałość. Pranie, suszenie, prysznic, picie.
W nocy cały czas słyszałem dzwonki krów pasących się luzem na okolicznych łąkach.
160 km szlaku.

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Ostatnio edytowano N cze 30, 2019 10:22 pm przez TataFilipa, łącznie edytowano 1 raz

Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N cze 30, 2019 5:46 pm 
Stracony

Dołączył(a): Pn lut 11, 2013 4:09 pm
Posty: 9871
Lokalizacja: FCZ
TataFilipa napisał(a):
Widzę, że powrót z Taterek na luzie. Michał kieruje ? :mrgreen:

:shock: i do tego jasnowidz

_________________
NIE MA LEPSZEGO OD MIĘGUSZA WIELKIEGO!


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: N cze 30, 2019 10:55 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
13 czerwca Chyrowa - Bartne

Cerkiew w Chyrowej
Obrazek

I taki dzwonek na start to znaczyło, że za 7 km jest sklep :)
Obrazek

Walki z upałem i słabością ciąg dalszy. Wyjście o 5, przemarsz przez wioskę. Przez łąki jak najszybciej do góry, żeby złapać wiatr. W Beskidzie Niskim to się niestety nie sprawdzało, bo te góry takie po 700 – 800 metrów npm to nie było takiego efektu. Za to ponieważ są to małe góry, to wszystkie podejścia i zejścia poprowadzono na wprost. Żadnych zakosów, podejścia jakoś bokiem do grani. Nie. Na wprost i koniec. Jak to męczyło.
Żar lał się z nieba, ale widoki wciąż ładne. Nadal dużo łąk, choć teraz bardziej użytkowych. Koszone albo pastwiska.

Wędrówka z cieniem
Obrazek

Kiedy w domu jeszcze myślałem jak to będzie na szlaku, to miałem taką projekcję, że w ciągu dnia to sobie będę trochę szedł. Jak będzie gdzieś ładnie, albo się zmęczę to sobie poleżę na karimacie. Będę głodny to zjem, a czasu to będzie cała masa.
Rzeczywistość była taka, że człowiek wstaje o świcie, zakłada buty i zapieprza ile ma siły nie pamiętając o jedzeniu ani leżeniu. Widoki ? O ładnie, zdjęcie i idziemy dalej. I tak średnio przez 15 godzin.

Obrazek

Zdarzały się na szlaku takie tablice, ale trafiałem na nie najczęściej w środku dnia. Ta była około 10 rano.
Obrazek

Malowniczo położona wiata na zejściu z Grzywackiej Góry.
Obrazek

Szlak wkrótce przez Grzywacką Górę sprowadził do wioski Kąty. Według opowiadań spotkanych wcześniej wędrowców była tam pizzeria. Tylko, że ja zszedłem do Kątów około 11 a pizzeria czynna od 14. No to posiedziałem pod sklepem. Znowu wypiłem kilka litrów płynów wszelakich zjadłem pętko kiełbasy i dalej w drogę.

Obrazek

Słońce zmiażdżyło mnie na podejściu przez łąki w stronę góry o wdzięcznej nazwie Kamień

Obrazek

Obrazek


Kamień to to zalesione coś na horyzoncie. Takie niby nic, żadna góra, ale dała popalić jak mało która.

Obrazek

Na Kamień znów podejście na wprost. No mordęga okrutna, ale strumyk jakiś się znalazł to uzupełniłem płyny chociaż. Jakoś puściło. Potem długa wędrówka lasem, granią Magury Wątkowskiej. Park Narodowy tam jest i puszcza może ma swój urok, ale przejście polega na monotonnym marszu przez las. Widoków żadnych. Tylko góra dół, góra dół.

Obrazek

W jednej z wiat około 16 spotkałem odpoczywającego chłopaka. Marnie się trzymał łagodnie mówiąc. Zrezygnowanie biło od niego aż nad to. Pogadałem z nim trochę, podniosłem na duchu, poradziłem żeby doszedł do Kątów. Tam jedzenie i nocleg. Widziałem, że pomogło. Sam nie byłem w lepszym stanie.

W środku odpoczywał ten chłopak.
Obrazek

Chciałem dojść do tej słynnej Chaty Kasi w Wołowcu, ale zadzwoniłem i nie mieli miejsc. W takim razie postanowiłem spróbować przenocować w bacówce w Bartnem.

Obrazek

Upragniona Magura. Od niej wreszcie było w dół. I żegnaj zasięgu Plusa na dłuższy czas...
Obrazek

Zszedłem z Magury i koncertowo zabłądziłem. To uratowało ten dzień bo nie było dotychczas większych atrakcji. Łaziłem po bagienkach, lasach i łąkach szukając znaków lub ścieżki. Zmierzch zapadał, zasięgu nie było. Słońce też już zaszło, więc trochę pogubiłem kierunki świata. Słabo było.
Cały czas wracałem do ostatniego znaku i próbowałem innej wersji. To 500m w lewo, to 500m w prawo i tak ze sześć razy zanim w końcu trafiłem na kolejny znak. Potem już czujnie i ostrożnie trafiłem na bacówkę.

Obrazek

Obrazek

Zdarzało mi się potem jeszcze kilka razy błądzić. I w ogóle stwierdziłem, że cały szlak jest znaczony i projektowany do przejścia z zachodu na wschód. Nawet miejsca noclegowe, które mijałem też jakoś tam pasowały tym, którzy szli od Ustronia, a ja mijałem je w środku dnia.
Podobnie było z Bartnem. Znaki gdyby iść od bacówki były w miarę wyraźne i dostrzegalne. Z mojego kierunku natomiast ni uja.
Bacówka mimo, że było jeszcze w miarę widno była zamknięta, ale w środku paliło się światło. Pochodziłem popukałem i wyszedł człowiek i mnie wpuścił. Gadał, że nie miał żadnej rezerwacji to zamknął. Faktycznie typ introwertyczny, ale nie każdy musi być serdeczny i wylewny.
O śniadanie tylko zapytałem i dowiedziałem się, że od 7. Prysznic w zimnej wodzie, nagotowałem sobie wody na litr kawy i znów głodny poszedłem spać. Kolejne schronisko, w którym nocowałem sam. Tym razem towarzyszyły mi w nocy osy, które miały gdzieś tam gniazdo i wciąż wlatywały do pokoju.
W Kątach kupiłem sobie zeszyt i długopis, żeby zapisywać czasy przejść i jakieś ważniejsze wydarzenia, bo wszytko zaczęło mi się już zlewać w jedno. Bez telefonu nie wiedziałbym jaki jest dzień tygodnia. Niestety po pewnym czasie szlag go trafił. Dojdziemy do tego w jakich okolicznościach jak tam dojdziemy. Ale to jeszcze daleko.
A kilometry ? Na liczniku 194.

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 01, 2019 12:59 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10402
Lokalizacja: miasto100mostów
Super się czyta. Całe przejście miałeś taką lampę?

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 01, 2019 9:43 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
Oj nie. Ale okazało się, że lampa była lepsza. Potem to dopiero dostałem po dupie. Dojdziemy do tego :lol:

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 01, 2019 12:21 pm 
Przypadek beznadziejny

Dołączył(a): Cz paź 22, 2015 5:17 pm
Posty: 2496
Lokalizacja: Poznań
TataFilipa napisał(a):
Marzyłem o tym szlaku od zawsze.
Super, że spełniłeś swoje marzenie :)
TataFilipa napisał(a):
- Słuchaj niedźwiedź ja muszę iść weź no idź sobie gdzie indziej – i takie tam bzdury. Na głos zareagował. Odwrócił się dostojnie i pokazał jaki ma śmieszny ogonek. Odszedł, ale tak tempem spacerowym.
No tego Ci zazdroszczę, chociaż ja chyba bym umarła ze strachu. Ale widzieć miśka na żywo, mi się nie udało. I jeszcze drugi. Będziesz miał co wnukom opowiadać :D
TataFilipa napisał(a):
I nagle znowu mi przez drogę misiek idzie !!! No to nie fair – miało już ich nie być.

Czekam na ciąg dalszy tej wyrypy :) .


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 01, 2019 1:32 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4463
Lokalizacja: GEKONY
Przeczytałem:)
Kawał drogi w nogach! Też kiedyś śpiewałem w Bielskich, ale niedźwiedzia na ścieżce nie spotkałem. Przy takich historiach przypomina mi się jedna relacja z książki "127 godzin" (polecam), jak za autorem przez dłuższy czas szedł niedźwiedź i nie mogąc się go pozbyć zaczął się na końcu na niego wydzierać i rzucać kamieniami żeby sobie poszedł bo w plecaku ma swoje jedzenie i nie zamierza się nim dzielić. :mrgreen:

Picie święconej wody :lol:

Masa przygód, czynny udział w akcji... Tak się powinno robić GSB!

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 01, 2019 4:05 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn sie 26, 2013 8:03 pm
Posty: 788
Zazwyczaj ludzie przez rok tyle przygód nie mają, jak Ty w te kilka dni. I niedźwiedź, i GOPR, i woda święcona.... Twardziel jesteś

_________________
Wenus w Milo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 01, 2019 9:00 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
Z tym upałem to naprawdę była masakra. Liczyłem, że będę robił na luzie po 40 km dziennie. A po 10 km słaniałem się na nogach.

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Pn lip 01, 2019 10:44 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
14 czerwca Bartne - Ropki.

Wędrówka z cieniem - bo z kimś trzeba czasem pogadać. To sobie z nim rozmawiałem. Naprawdę. Mówiłem "To co idziemy ?" albo "No jak tam cień, radosny jakiś dzisiaj jesteś czy smutny ? " i takie głupoty

Obrazek

Poczekałem w bacówce do śniadania. Głodny byłem. Dwie jajecznice żeby za bardzo pana z bacówki nie obciążać. Ruszyłem przed ósmą. Drogę do Wołowca trzy razy przecinał potok, ale wody było mało. Szło się dobrze. Widać do temperatury też się można przyzwyczaić.

To był dzień dziwnych znaków, bo w takiej temperaturze znak budził uśmiech
Obrazek

Wołowiec – taka wioska kontrastów, bo z jednej strony piękne wypasione dacze, a z drugiej strony walące się stare dziurawe chałupy, w których żyją starzy samotni ludzie. Kiedy przechodziłem przez takie wioski to z daleka z uśmiechem krzyczałem do ludzi „Dzień Dobry”. To eliminowało zdziwione spojrzenia i od razu skracało dystans międzyludzki. Z jednej z takich chałup wyszła starowinka. Zapytała czy nie mam jakiejś maści, bo ją biodro boli. Miałem Voltaren, przyniosła talerzyk wycisnąłem jej pół tubki. Sąsiad wyszedł też staruszek, dostał tabletki przeciwbólowe. Ci ludzie bez samochodu schodzą gdzieś do sklepu raz na tydzień. Wyprawa do apteki czy doktora to wielki problem. Starzy są schorowani. Młodzi wyjechali, a oni tam dogorywają. Jak umrą to ktoś kupuje i remontuje te ich chałupy i tak powstają te dacze.

Wypasione dacze
Obrazek

I walące się stare chałupy. To wszystko obok siebie
Obrazek

Ta słynna agroturystyka - nie zaznałem niestety
Obrazek

Obrazek

Z Wołowca do Krzywej, kolejnej zapomnianej przez Boga wioski, ale tam tylko przeciąłem ulicę. Jakoś szybko się szło mimo temperatury. Drogę znałem, kiedyś tam błądziłem, to teraz wiedziałem gdzie uważać. Podejście na Popowe Wierchy, ale przyzwyczaiłem się już do tego rytmu. Poszło w zasadzie bez zatrzymywania. Z dzikich zwierząt pozostały tylko tropy, choć niektóre imponujące.

Obrazek

Ciało przyzwyczaiło się do wysiłku i tak jakoś poczułem, że mogę wreszcie zacząć iść normalnie. Zszedłem do Zdyni i jak zobaczyłem niebo to zrozumiałem, że to nie ja jestem w takiej formie, tylko niebo zaczęło się chmurzyć i temperatura trochę spadła. W Zdyni był sklep. Hurra !!! Albo nie, czynny od 13. A to jeszcze dwie godziny. Kicha. Dobra idę dalej. Spotkałem następnego samotnika, ale ten to taki był ektrasamotny, że aż na drugą stronę ulicy przeszedł jak mnie mijał.
Poszedł prosto w burzę, bo akurat zaczęło trochę padać, ale w Popowe Wierchy to tłukło naocznie. Znalazłem jakąś pustą stodołę i wreszcie sobie poleżałem za dnia. Po jakichś dwóch godzinach burza sobie poszła. Trzy osoby zeszły z Rotundy, ale w miarę na sucho. To tak było z tymi burzami, że one były bardzo lokalne. Z jednej strony góry deszcz i gromy, a z drugiej strony piękne słońce.

Obrazek

Wróciłem do sklepu bo już się otworzył i popijawa. Posiedziałem, pogadałem ale bardziej z tubylcami niż wędrowcami, bo ci drudzy to tacy byli zmęczeni wszyscy, że nawet gadać im się nie chciało.
Trochę się robiło parno. Wszyscy straszyli mnie komarami, ale nawet jak jakiś tam na mnie usiadł to przyklejał się do ciała i nie miał szans odlecieć. Wszedłem na Rotundę, tam zrobiłem kolejny postój.

Obrazek

Zmieniło się niebo - prawda ?
Obrazek

Chmury burzowe krążyły, ale miałem w telefonie jakąś taką aplikację, która naprawdę dobrze prognozowała. Był nawet taki radar, który pokazywał jak się przemieszczają chmury burzowe.
Zszedłem do kolejnej studenckiej bazy, znowu uzupełniłem płyny.

Obrazek

Przede mną było Kozie Żebro z kolejnym ostrym podejściem, którego się obawiałem. Może jednak forma była, bo znowu po prostu wszedłem. No może nie tak po prostu, ale w miarę przyzwoicie.
W większości tych terenów nie miałem zasięgu. Schodząc z Koziego Żebra trafiłem na grupę żołnierzy chyba obrony terytorialnej na manewrach.
- Czy nadal jest pokój ? Bo dawno nie widziałem telewizji – zapytałem. Też chłopaki byli wyczerpani, bo tylko głowami kiwali z uśmiechem.

Ten wilk musiał być wielki
Obrazek

Obrazek

Niektóre mostki były urocze
Obrazek

No i się zrobił wieczór właściwie. Popytałem trochę w Hańczowej o nocleg, kiedyś był tam schronisko, bar, pole namiotowe. Zbankrutowało i pozamykane. Miejscowi poradzili, żeby pytać o nocleg w internacie. Jakoś tego nie czułem.

Obrazek

Obrazek

Cały czas dźwigałem ze sobą namiot. To myślę czas użyć. Minąłem Hańczową i poszedłem w stronę Ropek. Niby, że w Ropkach miały być noclegi, ale nie były kompletnie oznaczone. Nie było nadal zasięgu. Może gdyby tam jechać samochodem, to jeżdżąc po miejscowości coś by się znalazło. Na pieszo słabo. Ropki też minąłem. Znalazłem jakiś potok, żeby mieć wodę i rozbiłem wreszcie namiot.
Rozpaliłem ognisko i było wreszcie tak jak miało być. Tak to sobie wyobrażałem. Żaby grały, wilki wyły a błyskawice biły takie, że w namiocie było widno. Ale nie padało.
225 km. Zbliżała się połowa.

Obrazek

Obrazek

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 02, 2019 7:59 am 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Cz cze 18, 2009 11:04 am
Posty: 10402
Lokalizacja: miasto100mostów
Pierwsze co robię po obudzeniu to biorę komórę i patrzę czy już jest kolejna część.

_________________
'Tatusiu, zostań w samochodzie, a my zobaczymy gdzie zaczyna się nasz szlak.'


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 02, 2019 8:50 am 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn sie 26, 2013 8:03 pm
Posty: 788
Robi się z tego saga o wiedźminie....

_________________
Wenus w Milo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 02, 2019 10:13 am 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 12, 2011 7:46 am
Posty: 2164
Dołączyłem do czytających :)
Dzieje się jak na filmach... połączenie Jurassic Park z Mission Impossible ;)
Za młodu przeszedłem GSB, ale takich atrakcji wtedy nie było.

_________________
SPROCKET
viewtopic.php?f=11&t=17068


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 02, 2019 12:11 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
sprocket73 napisał(a):
Za młodu przeszedłem GSB,

A "za młodu" to kiedy ?

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 02, 2019 12:14 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): So lut 09, 2013 10:52 pm
Posty: 1144
Lokalizacja: Łódź
Krabul napisał(a):
Pierwsze co robię po obudzeniu to biorę komórę i patrzę czy już jest kolejna część.

Pewnie na kiblu :mrgreen:
Sheala napisał(a):
Robi się z tego saga o wiedźminie....

Słusznie. Streszczę się bo już tego za dużo.

_________________
Gdzie wola - tam droga.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 02, 2019 12:31 pm 
Kombatant

Dołączył(a): Cz gru 15, 2016 11:53 am
Posty: 439
Lokalizacja: Łódź
Zazdroszczę przygody i podziwiam za upór i wytrwałość. Ja na pielgrzymkach do Częstochowy już wracałem pociągiem bo nogi już nie ciągnęły. A to było lat 20 kilka temu...
To tylko potwierdza żeś silny jak koń i uparty jak osioł :wink:
Atrakcje z misiem czy Goprem pierwsza klasa. A przy czytaniu o daczach i samotnych starszych osobach, jakaś taka refleksja mnie naszła. Też po głowie chodzi mi taki pomysł z osiedleniem się na emeryturę w jakiejś głuszy - teraz po przeczytaniu tego już mi nie tak prędko do tego.
Fajne zdjęcia, z duszą, klimatyczne takie.


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 02, 2019 1:24 pm 
Stracony
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Śr paź 31, 2007 9:46 pm
Posty: 4463
Lokalizacja: GEKONY
Już nawet zarost się pojawił :mrgreen:

_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.

http://summitate.wordpress.com/


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 02, 2019 1:34 pm 
Przypadek beznadziejny
Avatar użytkownika

Dołączył(a): Wt kwi 12, 2011 7:46 am
Posty: 2164
TataFilipa napisał(a):
A "za młodu" to kiedy ?

Jak miałem 22 lata, czyli 24 lata temu.
Tylko nie szedłem sam, więc to chyba zupełnie coś innego. Co ciekawe, do dzisiaj pamiętam te wielkie łąki w okolicach Tokarni.

_________________
SPROCKET
viewtopic.php?f=11&t=17068


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
PostNapisane: Wt lip 02, 2019 1:47 pm 
Uzależniony ;-)

Dołączył(a): Pn sie 26, 2013 8:03 pm
Posty: 788
Nie skracaj. Nie o to mnie szło.

_________________
Wenus w Milo


Góra
 Zobacz profil Wyślij prywatną wiadomość  
 
Wyświetl posty nie starsze niż:  Sortuj wg  
Utwórz nowy wątek Odpowiedz w wątku  [ Posty: 140 ]  Przejdź na stronę 1, 2, 3, 4, 5  Następna strona

Strefa czasowa: UTC + 1


Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Bing [Bot] i 4 gości


Nie możesz rozpoczynać nowych wątków
Nie możesz odpowiadać w wątkach
Nie możesz edytować swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów

Szukaj:
Skocz do:  
POWERED_BY
Polityka prywatności i ciasteczka
Przyjazne użytkownikom polskie wsparcie phpBB3 - phpBB3.PL