Po opuszczeniu krainy wiecznego lodu i schroniska Quintino Sella, przemieszczamy się do kolejnej doliny i w miejscowości Valtournenche rozbijamy się na polu namiotowym.

Spokojne miejsce, sanitariaty ok, tylko szum górskiej rzeki może irytować na dłuższą metę, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić.
By nie tracić aklimatyzacji, postanawiamy na drugi dzień wejść na Breithorn, ponoć to najłatwiejszy do zdobycia czterotysięcznik

Jedynym ograniczeniem jest pogoda, która około 15 ma się popsuć, dlatego na maksa wykorzystujemy kolejki. Podjeżdżamy do Breuil Cervinia.

Skąd trzema kolejkami wyjeżdżamy na Testa Grigia. Stojąc na peronie jesteśmy w mniejszości, bo większość jadących do góry to ... narciarze, środek lata a tu trenują na całego.



Droga podejścia do Klein Matterhorn wiedzie po nartostradzie, idzie się całkiem przyjemnie, ubity i zmrożony śnieg jest jak chodnik.



Oczywiście najbardziej oszałamiający widok jest na niego ...

Sezon narciarski w pełni.



Oczywiście idę na końcu


Docieramy do najbrzydszego miejsca na tej drodze, do stacji kolejki na Klein Matterhorn, wybitne paskudztwo, tak samo brzydkie jak stacja kolejki na Testa Grigia. Idziemy jeszcze chwilę po płaskim w stronę lodowego plateau pod ścianą Breithornu.

Podzieliliśmy się na dwa zespoły, mocniejsi pocisnęli do przodu, dzięki czemu dotarli jeszcze na wierzchołek centralny, my wychodzimy tylko na najwyższy zachodni wierzchołek.

Schodzimy z nartostrady na mniej pewny teren, więc wiążemy się i ruszamy za tłumem, bo ludzi wchodzi i schodzi sporo z tej góry. Przejście po lodowcu ciągnie się niemiłosiernie, śnieg jest coraz bardziej grząski a ja idę coraz wolniej. Kuba postanawia wejść na prowadzenie i narzucić tempo bo inaczej nie dotrzemy na szczyt przed godziną odwrotu, która pozwoli zdążyć na ostatni kurs kolejki na dół. Podejście ścianą wcale nie jest takie banalne, jest stromo, miejscami lód a po śladach płyną strumienie wody, także łatwo można przemoczyć buty, do pokonania jedna konkretniejsza szczelina.




Na szczyt docieramy dziesięć minut przed wyznaczoną godziną odwrotu, szybka sesjona i schodzimy.







Widoki dość zbliżone do tych z Liskamma.


Tutaj dobrze widać ile lodowca ubyło.

Zermett.





Chmury piętrzą się coraz ciemniejsze, więc zagęszczamy ruchy.



Docieramy do KM, pogoda coraz marniejsza a są jeszcze osoby, które cisną w górę

Narciarzy już nie ma, tylko do południa są dobre warunki, potem robi się niezła breja na stoku, pomimo że jest z górki i tak idzie się bardzo ciężko.




Jakieś dwieście metrów przed schroniskiem na Testa Grigia zaczyna padać deszcz. W schronisku wlewam w siebie cappuccino i lampkę prosecco, płynną kwintesencję tej ziemi. Pakujemy się do wagonika i przy grzmotach i błyskawicach uderzających w rejonie Matta zjeżdżamy do Cervini.