Sheala napisał(a):
Jaa!Megstycznie! Gratulacje! Cudne widoki.
Dzięki
Na szczycie nie zabawiamy za długo, zejście z tej góry jest bardziej absorbujące niż wejście.






O dziwo, wszystkie zespoły, które wyszły przed nami poszły na trawers i zeszły na szwajcarską stronę, przed drabiną przepuszczamy jeszcze trzy zespoły idące do góry, ale do Carella prócz nas wraca tylko jeden zespół, który wyprzeda nas na początku grani Pic Tyndall. Z bloku szczytowego zjeżdżamy na długość liny, nie ma co ukrywać zajmuje to masę czasu, robimy chyba z sześć zjazdów.







Przy zjazdach szczyt jest w chmurach, ale gdy startujemy w grań rozpogadza się, w dolinach kłębią się chmury, raz po raz pojawia się widmo Brockenu, takiego mocnego jeszcze nie widziałem.







Całą grań przechodzimy na lotnej, zresztą przy podejściu nigdzie nie asekurowaliśmy się na sztywno, nie bardzo jest czas na to.










Dzień ma się ku końcowi a zejście z Pic Tyndall dłuży się niemiłosiernie, tutaj nie zjeżdżamy bo nie ma stanowisk, zresztą teren jest taki, że spokojnie można wytracać wysokość schodząc, ale poruszać trzeba się czujnie, przez dzień śniegi i lód puścił i już nie jest tak stabilnie.













Tutaj już widać Carella, jak kończy się grań Koguci Grzebień, wydaje się, że jest na wyciągnięcie ręki, tymczasem dojście do niego zajmuje nam jeszcze około 6h.



Zaliczyliśmy wschód to i zachód wypadałoby zaliczyć



Ostatnia fota jaką zrobiłem, nocne Cervini.

Z grani trzeba ponownie wejść w kominek z grubym łańcuchem. Do miejsca zejścia z grani robimy zjazd i przechodzimy do dużej płyty z mega koluchem, docieram tam pierwszy i stamtąd jest ostatnia fotka, wpinam auto i jakoś tak przepinam HMSa, że wylatuje mi przyrząd zjazdowy, słyszę jak dwa razy odbija się od skał, próbuję go zlokalizować świecąc czołówką, ale nic z tego nie wychodzi. Chłopaki po kolei przemieszczają się do miejsca gdzie jestem i w czwórkę wpięci leżymy na tej płycie, czekając aż zjedzie Michał i zciągnie linę. Daje się już wyczuć zmęczenie i spadającą koncentrację, ja czuję się dobrze, mam za sobą kilka akcji, które trwały po 20h, więc wiem jak to wygląda,nie ma się co spieszyć, jest mi ciepło a to podstawa. W kierunku kominka zjeżdża Kuba, lokalizuje łańcuch i zjeżdża do podstawy. Przemieszamy się wszyscy w to miejsce, nie mając przyrządu zjeżdżam tylko na blokerze. Robimy krótki rest, wiążemy się wszyscy jedną liną, dalszą część drogi aż do Carella prowadzę ja. Bardzo długo z grani obserwujemy zespół, który nas wyprzedził, obserwując światła ich czołówek wydaje się że bardzo błądzą w ścianie Tyndlla. Przejście w rejon nad schronem robimy z nogi na nogę, po drodze jeszcze robimy dwa zjazdy, pierwszy do kotła, w którym złapaliśmy dupówę i ostatni przy łańcuchu kończącym poręczówki nad schronem. Będąc przy początku poręczówek widzę czołówki ludzi, którzy właśnie zaczęli wejście w górę. Po zamianie kilku zdań okazuje się, że to jakaś rosyjsko języczna grupa. Pogoda nie jest wybitny, jest mgła niosąca momentami jakąś mrzawkę która zamarza i robi się ślisko, wiele osób zrezygnowało z wyjścia nad ranem, ale kto zaryzykował miał przez dzień piękna pogodę. Około trzeciej nad ranem meldujemy się w schronie

Ruch w środku jest spory, ludzie wychodzą, przychodzą inni w ogóle nie wstali. Siedząc na ławie zamieniam kilka zdań z rodakami o warunkach na drodze, ale czuję już zmęczenie po nieprzespanej nocy, cała akcja zajęła prawie 23h. Idziemy się położyć na 3h na wolnych łóżkach, bo tego dnia musimy zejść do Cervini i ruszyć w drogę powrotną.