Nauczeni doświadczeniem, podeszliśmy z Anią do sprawy poważnie.
Po założeniu bazy wysuniętej w Javorinie postanowiliśmy nie ryzykować, tylko zacząć od aklimatyzacji. Zamiast od razu atakować najwyższy punkt Magury, wybraliśmy się na jeden z nie najwyższych szczytów jednego z sąsiednich pasm, północną granią.
Tym razem, zanim osiągnęliśmy główny wierzchołek, na wierzchołku północnym przydarzyło się coś, co kosztowało nas prawie godzinę "w plecy", a Anię- jeszcze sporo kasy: podczas wkładania telefonu do kieszeni- ten jakoś się wysunął i poleciał w dół żlebu, który normalna droga obchodzi, podchodząc następnym. Więc przy poszukiwaniach musiałem użyć liny, 30m wymagało nawet przedłużenia, Niżej -na jakimś 50. ,=metrze w końcu się znalazł, ze strzaskanym wyświetlaczem i rozdartym na grzbiecie etui

Po tej przygodzie zaczynam coraz bardziej nerwowo patrzeć na zegar, ale Ania nalega na zdjęcia szczytowe. Trudno, robimy
Droga zejściowa wcale nie jest trywialna, choć liny już nie trzeba używać. Ścieżka jest wyraźna, lecz w paru miejscach trawersuje po eksponowanych gzymsach lub fragmentami lufiastej grani.
Jak na dzień aklimatyzacji, mamy dosyć, po ciemku wracamy do bazy. Nazajutrz -wreszcie ten dzień. Rano jeszcze pomagam Eli -trzeba skosić trawę, porąbać drwa, napompować rowerki. Schodzi do 11:30. By zaoszczędzić siły, początek trasy przed Podspady robimy na rowerkach

W Podspadach na zakręcie stoi dom, którego fundamenty zabrała zeszłoroczna powódź (ale nadal stoi)

W tym miejscu opuszczamy ruchliwą drogę do Zdziaru i udajemy się asfaltową drogą leśną pod górę, w stronę naszego szczytu.

Gdy droga asfaltowa osiąga swój najwyższy punkt i zaczyna się obniżać, przypinamy rowerki do drzewa i przez stomy las przechodzimy do miniętej przed minutą stromej kamienistej drogi. Przez rozległą polanę powstałą w wyniku wiatrołomów Velkiej Kalamity dochodzimy do potężnej ambonki, zamkniętej na masywną kłódkę


Na górnym skraju polany widoki są najlepsze



Po krótkim odpoczynku i uzupełnieniu kalorii przystępujemy do decydującego ataku szczytowego. Najpierw najtrudniejsze- przedarcie się przez młodnik, potem trochę przez las, aż docieramy do ścieżki wiodącej główną granią Magury Spiskiej. I wreszcie ta magiczna chwila:

Najwyższy punkt MS zdobyty! Przygotowanie kondycyjne i aklimatyzacja nie poszły w las- nawet zdążyliśmy wrócić za jasna i wreszcie zjeść ciepły obiad, jeszcze porozmawiać z kuzynem, który przyjechał na parę godzin do Eli z całą rodziną (w tym 2 wnuków). Rozmowom i radości nie było końca.
A w niedzielę wykorzystując zdobytą aklimatyzację zrobiliśmy jeszcze 1 graniówkę, przy bardzo silnym wietrze. Udało się nawet zejść z V Stawów do Roztoki szlakiem tuż przed jego zamknięciem z powodu remontu.

Ale najważniejsze, że Repisko s'me ziskali.